piątek, 16 września 2016

Epilog

(ZANIM ZACZNIESZ CZYTAĆ, WŁĄCZ PIOSENKĘ WYŻEJ)

*3 lata później*
-Kochanie, wróciłem – w domu rozszedł się głos mężczyzny a po chwili do przed pokoju weszła kobieta w ciąży z dzieckiem które miała na baranach –Skarbie, nie powinnaś dźwigać w ciąży –wziął od niej dziewczynkę
-Tatusiu! –przytuliła się do niego –Złapałeś dużo złoczyńców?
-Oczywiście księżniczko, całą masę
-To dobrze, namalowałam coś dla ciebie w szkole
-Okey, zaraz do Ciebie przyjdę tylko przywitam się z mamą
-Będziecie się całować znowu?
-Jeśli mama mi pozwoli to oczywiście że tak
-Fuuuj, idę sobie w takim razie –wyrwała się mężczyźnie i pobiegła do siebie na co on wybuchnął śmiechem po czym spojrzał na swoją małżonkę. Miała już bardziej widoczny ciążowy brzuszek i jak widać promieniała. Zawsze była piękna ale teraz dosłownie promieniała. Nie potrzebowała makijażu ani niczego w tym stylu, była naturalnie śliczna. Od pierwszej chwili miała w sobie to coś. Była cicha, skromna, tajemnicza. Była chodzącym ideałem. Zdjął buty tak jak zwykle go upominała gdy zapomniał to zrobić i podszedł do niej. Przytulił ją i od razu poczuł jak cała się spina a zaraz potem rozluźnia i wtula w jego ramię
-Spokojnie skarbie –pocałował ją w czoło i znowu przytulił do siebie
Stali tak kilka minut, po prostu tuląc się i stojąc w bez ruchu
-Zrobiłam twoją ulubioną pomidorową
-Czy mówiłem że cię kocham?
-Powtarzasz to od trzech lat, dzień w dzień, kilkanaście razy –zaśmiała się na co on udał że się obraził –No nie gniewaj się. Kocham cię
-Też cię kocham. Jak się czujesz?
-Boże, znowu. Przesadzasz z tym. Ja nie umieram, jestem w ciąży
-To podstawowe pytanie dla kobiet w ciąży
-To tylko ciąża! Nie żadna choroba
-No dobrze już dobrze kochanie. Mogę? –oparł swoje czoło o jej
-Tak –gdy tylko to usłyszał złączył ich usta w długim pocałunku
Kochał ją, mógł to stwierdzić od razu i wiedział jakim szczęściarzem jest mając ją za żonę. Miał ją, wspaniałą córeczkę którą traktował jak księżniczkę i czekał na narodziny drugiego dziecka.
-Ekhem! Ja tu jestem!
-Wiem Grace, wiem –skończyli się całować –chyba mam prawo całować swoją żonę
-Wujku
-No nie no –zaczął ją gonić a po chwili łaskotać

Patrzyła się na to i uśmiechnęła się. Nigdy nie myślała, że będzie tak szczęśliwa jak jest teraz. Zdecydowanie pokochała go, pokochała Thomasa a on dał jej poczucie bezpieczeństwa którego potrzebowała. Zaadoptował Grace i jej też dał to czego potrzebowała. Dał jej ojcowską miłość i pewność że nie odejdzie nigdy. Długo miała problem z tym by zamieszkać z nim a później żyć najpierw jako narzeczona a potem żona jednak się udało. I była w tym jego duża zasługa. Był cierpliwy, nie ponaglał jej nigdy, wyrozumiały. I kochał, udowadniając to na każdym kroku. Spojrzała na swój brzuch. Za kilka miesięcy miała urodzić ich pierwsze, wspólne dziecko. Nie znali płci, nie chcieli tego. Nieważne co będzie, pokochają je tak samo mocno jak Grace. Mimo nalegań wszystkich, nie wniosła oskarżenia przeciwko Jamesowi a on zniknął z ich życia. Była szczęśliwa, wreszcie od tylu lat. I była bezpieczna bo zawsze mogła liczyć na Thomasa………
*********************************************************************************
Koniec, epilog, ostatnia część. Przepraszam, że dopiero dzisiaj ale choroba mnie dopadła w najmniej odpowiednim momencie..... Może spytacie co dalej... hm.... Zaufaj chyba dobiegło końca, na razie nie planuje nic nowego jednak zapraszam na swojego wattpada gdzie jestem aktywna oczywiście Never_Your 
Dziękuję wam za te wszystkie wyświetlenia, komentarze, dziękuję. Do zobaczenia, nie mówię żegnam, mówię do zobaczenia 
Jeszcze wrócę 
Wasza Never xxx 

sobota, 27 sierpnia 2016

Rozdział 24



*Kilkanaście dni potem*
Adeline kończyła już prawie pakować siebie i swoją córkę.
-Ale mamo, czemu wyjeżdżamy. Ja nie chce!!
-Grace, proszę cię słonko
-Mamo!!
-Grace, wyjaśnię ci później
-Mamo!!!
-Grace, powiedziałam coś –sama się zdziwiła jak powiedziała. Zwykle nigdy w świecie nie powiedziała by tak do swojej córki
Nigdy, zbytnio ją kochała ale teraz nie miała czasu ani ochoty na małe kłótnie. Jej ułożony świat, prawie ułożony legł w gruzach bez szans na ponowne poskładanie. Nie teraz i na pewno nie tutaj.
*Kilka godzin wcześniej*
Adeline nie miała ochoty przychodzić do firmy Jamesa ale i też nie chciała dostawać kolejnych ofert pracy od niego dlatego to było nieuniknione. Ubrała się najzwyczajniej w świecie i wyszła bez uprzedzenia zostawiając Grace z Dominicą. Gdy wchodziła na schody czuła się co najmniej dziwnie. Czuła strach i bardzo dziwne przeczucie. Złe przeczucie. Serce waliło jej jak oszalałe gdy mówiła do kogo przyszła
-Dobrze, pan Tirver od dawna na panią czekał –powiedziała do niej zbytnio sztuczna sekretarka wskazując na korytarz obok siebie.
Poszła tam, na sam koniec, wedle poleceń i delikatnie za pukała. Sama nie wiedziała, może liczyła że jej nie usłyszy? I będzie mogła sobie powiedzieć ‘byłam, nie było, wypełniłam’?.
-Proszę –usłyszała jednak i weszła do środka –O, Adeline. Tak miło cię widzieć. Przyjmujesz moją propozycję tak?
-Nie, nie przyszłam tu po to
Jego twarz przybrała zdziwiona minę
-Nie chce u Ciebie pracować. Przyszłam poprosić byś przestał do mnie wysyłać te pisma bo mnie denerwują. I żebyś odczepił się ode mnie a przede wszystkim Grace.
-Oh, rozumiem. Czy możesz usiąść?
-Nie, bo ni…
-Wiem po co przyszłaś, usiądź –gwałtownie wstał a ona zaczęła się jeszcze bardziej bać –nie bój się, proszę. Tylko usiądź, nic ci nie zrobię
Dziewczyna niepewnie usiadła, czując coraz większy niepokój
Panowała między nimi cisza i to ona ich zjadała
Była przeraźliwa i nic nie chciała powiedzieć
James zrobił krok w jej kierunku a potem kolejny a ona poczuła ten sam zapach. Kojarzył jej się ze strachem i bólem ale nie wiedziała czemu. Pamiętała go, znała ale nie wiedziała czemu. Wytężyła swój umysł, myślała bardzo intensywnie i nawet nie zauważyła kiedy był naprzeciw jej. Usiadł na krześle
-Chce ci coś powiedzieć, ale … nie wiem jak zareagujesz
-Mów, już
Westchnął i wstał a z kieszeni jego spodni wypadł srebrny łańcuszek i wtedy wszystko sobie przypomniała. Taki sam łańcuszek miał na szyi jej gwałciciel i ten zapach. W jednej chwili wszystko sobie przypomniała jakby to działo się chwilkę temu. Jakby chwilę temu ją zgwałcił i zostawił. Jak marzyła o śmierci a potem dowiedziała się jeszcze o tej nieszczęsnej ciąży. Wpatrywała się w ten łańcuszek wiedząc że to obiekt najgorszych wspomnień. I wtedy on też to zauważył
-Pamiętasz? Adeline tak cię przepraszam, ja nie chciałem –szybko go schował i spotkał się z jej pełnym łez spojrzeniem

-Nie chciałem? Tylko tyle? Zgwałciłeś mnie! Potraktowałeś jak najgorszego śmiecia a ja urodziłam twoje dziecko! Nie, nie twoje. Taki potwór nie ma prawa nazywać się ojcem. Nienawidzę cię! –wybiegła z pomieszczenia a on chwilę potem próbując ją dogonić jednak wiedział że teraz na pewno stracił miłość swojego życia na zawsze. A wszystko przez swoją głupotę………….
*************************************************************************
Nie myślałam, że ta chwila tak szybko nastąpi :'( Ostatni rozdział :(( I następny tylko epilog 
Smutno mi, a wam?
Never

sobota, 20 sierpnia 2016

Rozdział 23



Kilka godzin później w jej domu było już ciszej, Jake wrócił do siebie a Grace zmęczona przysypiała oglądając swoją ulubioną bajkę w telewizji. Niedługo później do domu wróciła także Dominica o dziwo bez żadnych teczek i tym podobnych. Natomiast z uśmiechem i butelką wina w ręce
-Dostałam awans!!! -krzyknęła prawie na całą okolice
-Gratuluje -przytuliły się
-Trzeba go opić!!
-Jutro idziemy do pracy, nie możemy pić. A tym bardziej ja
-Trudno, lampka wina jeszcze nikomu nie zaszkodziła -zdjęła z uśmiechem buty i weszła do kuchni by tam zostawić torebkę i wtedy zauważyła stos kartek. Wzięła je do ręki gdy tylko zauważyła logo swojej firmy -Kochana, czemu mi się nie pochwaliłaś że zmieniasz pracę? To też trzeba opić!
-Nie zmieniam pracy. James, to znaczy pan Tirver kolejny raz składa mi ofertę pracy w jego firmie
-To czemu się nie zgodzisz?
-Bo nie chcę? Odpowiada mi moja praca w przedszkolu
-Całe życie chcesz pracować w przedszkolu? Przecież tyle osób chce u nich pracować a oni chcą zatrudnić ciebie!
-I co z tego? To że oni chcą oznacza że ja mam teraz rzucić wszystko to co kocham i biegnąć do nich? Nie, nie oznacza i nie zamierzam tego zrobić
-Ale, według tego zarabiałabyś już na początku prawie dwa razy tyle co teraz. Przecież to jest świetna oferta!
-Ale nie zamierzam z niej skorzystać -wzięła jej z rąk kartki i je podarła po czym wyrzuciła do kosza na śmieci -Tam jest ich miejsce
-Nie wiesz co tracisz
-Nic nie tracę. Dajmy już temu spokój -poszła do pokoju
Nie ma ochoty przyjmować oferty od Jamesa i tego nie zrobi. Zresztą nikt nie będzie jej mówił co ma robić. To jest jej życie a jej życie to jest jej sprawa. I to ona podejmuje decyzje za siebie i za Grace. I jak na razie decyzje które podejmowała nigdy nie były złe i nigdy nie miała problemów. Może jedne były gorsze inne lepsze ale i tak na końcu obie były szczęśliwe, wszyscy byli zadowoleni. Można by powiedzieć, wilk syty i owca cała.
-Przepraszam Ade, nie powinnam się wtrącać w twoje sprawy. Masz rację, nie musisz tam pracować. Widzę jaka jesteś szczęśliwa gdy robisz to co teraz -przytuliła ją -Przepraszam
-Oh, nie ma za co. Jest dobrze. A teraz opijemy twój awans -wzięła dwa kieliszki i nalała im trochę wina -Za pracę
-Za pracę i za szczęście
-Oczywiście -wypiły je z uśmiechem i odłożyły -Cieszę się z twojego szczęścia
-Ja też. Jeszcze teraz trzeba znaleźć sobie mężczyzn i będzie perfect
-Albo kota -zaczęły się śmiać
-Mamo, kupisz mi kota?
-Grace, rozmawiałyśmy kiedyś na ten temat
-Ale mamo. Proszę -powiedziała sennie tuląc się do niej
-Pomyślę księżniczko, idź spać -zaczęła ją głaskać po głowie patrząc jak Grace zasypia. Chwilę potem przeniosła ją do ich pokoju i położyła delikatnie na łóżku
Może jednak powinna się zgodzić na tą pracę? Wtedy mogłyby kupić większe mieszkanie. Ale z drugiej strony gdyby odłożyły trochę to także byłoby je stać. W jej głowie pojawiły się wątpliwości które zniknęły wraz z dźwiękiem przychodzącej wiadomości na jej telefon; Z wielką przyjemnością zapraszamy panią Adeline Chalks na rozmowę o pracę w firmie M.J. Tirver dnia 28 czerwca o godzinie 10 w gabinecie szefów.

I już wiedziała, za żadne skarby nie będzie u nich ani dla nich pracowała. Nie potrzebuje pławić się w luksusach, mieć najlepsze auto, chociaż wcale nie ma prawa jazdy, czy mieszkać w jakiś apartamencie. Potrzebuje poczucia bezpieczeństwa i szczęścia bo to ono jest w życiu najważniejsze. Nie żadne pieniądze, wakacje, auta, mieszkania, ubrania. Szczęście i mimo że jest ulotne jak życie czy sława, gdy jest w życiu ludzkim jest najważniejsze. Dodaje odwagi, sprawia że na twarzy pojawia się uśmiech. Szczęście, 9 liter, jedno słowo które pokazują tak wiele. Dla każdego co innego jednak na myśl o nim wszyscy są pewni czym jest i jakie jest...

piątek, 12 sierpnia 2016

Rozdział 22



25 czerwiec 2015
W przeciągu ostatnich kilku dni w życiu Adeline nie działo się nic dziwnego ani choćby czegoś co odbiegałoby od rutyny. Praca, dom, Grace, zakupy, obowiązki i odpoczynek. I tak w kółko, bez żadnych zmian czy nowości. Zakończenie roku szkolnego zbliżało się nieubłaganie i dosłownie za kilka dni pożegna się z większością swojej grupy. Przygotowania szły bardzo szybko i teraz głównie wszystkie 'starsze' grupy robiły próby przed przedstawieniem. Było bez zmian aż do dzisiaj gdy Adeline, jak zwykle po powrocie do domu zastała kolejny list. Położyła go na stole z myślą że to są jakieś rachunki, czynsze i zajęła się tym co ważniejsze. Grace bawiła się z Jake'iem u Kati więc ona mogła śmiało wypełniać wszystkie urocze dyplomy dla dzieci
-Jeszcze rok i Grace też pójdzie do szkoły -powiedziała cicho gdy wypisywała dyplom dla niej
Wypisywała kolejne i kolejne aż z 27 do wypisania zrobiły się 3 i wtedy zadzwonił telefon. Bez zbędnego patrzenia kto dzwoni, z powodu zapracowania odebrała od razu
-Adeline Chalks, tak słucham?
-Wiem, że to ty Adeline -usłyszała głos, głos Jamesa -dzwonię by spytać czy przyjmujesz moją ofertę
Na jego słowa jej serce zaczęło bić jak szalone, jaką ofertę? O czym on mówi?
-Przykro mi ale nie rozumiem o czym Pan mówi
-O ofercie pracy, ponownie złożonej przez naszą firmę dzisiaj powinnaś ją dostać do swoich rąk
I wtedy przypomniała sobie o białej kopercie którą dostała dzisiaj z pocztą. Poszła od razu po nią i ją otworzyła
-A więc jaka jest decyzja?
-Decyzja, jak i ostatnio brzmi NIE -powiedziała nieco ostrzejszym tonem ostatnie słowo
-Radzę się nad tym jeszcze zastanowić
-Grozi mi pan?
-Nie, jednak sugeruję że w mojej, naszej firmie mogłabyś z pewnością lepiej zarabiać, moglibyśmy przedyskutować godziny pracy tak byś mogła spokojnie zajmować się córką. Oczywiście dodatkowo trzy razy w roku urlop i wszystkie potrzebne kursy opłacamy my. Stanowisko dla ciebie też byłoby fajne
-A ja sugeruję że jeśli szuka pan nowej pracownicy czy kogo to pan tam potrzebuje to pomylił pan adresy. Żegnam pana -rozłączyła się podirytowana
Czy ten bałwan myślał że przekupi ją pieniędzmi? Urlopem? I Bóg wie jeszcze czym? Ona kocha swoją pracę, tak definitywnie to kocha. Kocha to że jest blisko ludzi, ma możliwość porozmawiania z bardzo miłymi osobami. Może nie zarabia przysłowiowych kokosów ale wystarcza jej to na wiele i nigdy nie jest w sytuacji gdy Grace brakuje czegokolwiek czy rachunki są nie zapłacone. Nawet jeśli miałaby problemy z pieniędzmi to zawsze może liczyć na swoją mamę i tatę. Zawsze może liczyć na koleżanki z pracy i zawsze może się ubrać jak chce do pracy a nie musi chodzić w sztywnym, poważnym stroju dopięta na ą, ę. I przede wszystkim jej szefem nie jest osoba która ją przeraża tylko bardzo miła i pogodna osoba z którą zawsze może porozmawiać.
Skupiła się na kartkach wyjętych z koperty i zaczęła czytać co jej 'oferują' i na jakich warunkach chcieli by ją zatrudnić. Przeczytała je i rzuciła na kuchenny stół
-Nie mam zamiaru się tym denerwować -powiedziała i w myślach policzyła do 10 po czym wróciła do swojego miejsca pracy czyli stołu w salonie i dokończyła wypisywanie dyplomów. Później poszła po kilka większych reklamówek i zapakowała wszystkie nagrody dla dzieci kończących przedszkole i schowała je w sekretne miejsce.
-Teraz już chyba wszystko mam gotowe -w głowie myślała nad wszystkimi rzeczami które miała na dzisiaj zaplanowane
Wypisać dyplomy
Odebrać nagrody
Zapakować je
Połączyć dyplomy z nagrodami
Schować je
-Okey, wszystko mam gotowe
Poszła do kuchni by ugotować jakiś obiad dla niej, Grace i Dominicy która jak zwykle wróci spóźniona z masą dokumentów, raportów i innych rzeczy do wypełnienia 'na wczoraj'. I wtedy zrozumiała że tego też nie dałaby rady znieść w 'nowej' pracy. Ona woli pracować z ludźmi, dziećmi a nie z papierami, drukarkami i komputerami. Myślała nad tym gdy wstawiała Lasagne do piekarnika i pomyślała także o Jamesie. Nadal ją przeraża, nadal jest w nim coś co wzbudza w niej strach a ona nadal nie wie czemu. Zdecydowanie powinna już przestać się bać, ale nie może. Nadal w jej głowie jest to wszystko, to co się stało 6 lat temu i to ją przeraża. A może przerasta?
Kilkanaście minut później wyjęła gorącą potrawę z piekarnika i poszła odebrać Grace od kolegi
-Cześć, przyszłam odebrać już Grace. Za dużo ci siedzi na głowie
-Nie no coś ty! -odpowiedziała jej z uśmiechem czarnowłosa. Polubiła Katrine, jest bardzo miłą i otwartą młodą dziewczyną i dość szybko, jeśli tak można nazwać ponad pół roku, złapały dobry język
-Mamo! -przybiegła do niej jej córka i się przytuliła -a zaprosimy Jake do siebie?
-No dobrze, akurat zrobiłam obiad. Zjecie i dalej się pobawicie okey?
-Tak!

I chwilę potem w jej domu był również przyjaciel jej córeczki wskutek czego mieszkanie wypełniło się głosami i śmiechami dzieci. Tak jak kiedyś w jej domu

sobota, 6 sierpnia 2016

Rozdział 21



Adeline wstała kilka minut po 14 i zdziwiła się że jest sama
-A tak, przecież Dominica jest w pracy a Grace w przedszkolu..... Zaraz! Przedszkole -wyskoczyła jak poparzona z łóżka i dopiero wtedy zauważyła na stoliku kartkę od Tho:

Deli, nie przejmuj się niczym. Odpocznij dzisiaj, wziąłem sobie wolne i zajmę się Grace. A i o swoją pracę też się nie martw, zadzwoniłem do przedszkola i powiedziałem że źle się czujesz. Mam nadzieję że masz się nieco lepiej. Zadzwoń do mnie jak wstaniesz i nie myśl o tym gostku. W kuchni masz śniadanie
T xxx

Po przeczytaniu tego listu uśmiechnęła się, Thomas był zawsze dla niej taki kochany i zawsze gdy tylko czegoś potrzebowała, nawet nie mówiąc mu o tym zaraz był obok niej, gotowy rzucić wszystko. Był przykładem najlepszego przyjaciela i taki właśnie był. I właśnie za to w pewnym sensie go kochała, jak brata. Poszła do kuchni i napiła się kawy której ostatnio piła coraz więcej. Na stole, tak jak było napisane w liście, leżały kanapki, kolorowe kanapki które wyglądały bardzo smacznie. Gdy zjadła śniadanie przebrała się w coś wygodniejszego i wróciła do łóżka, znowu zasnęła

*Widzę wokoło siebie pełno masek, identyczny masek i ten fakt mnie przeraża. Jest ich dużo, bardzo dużo i wszystkie zdają się bacznie obserwować mój każdy ruch. Żadna z masek nie przedstawiała uśmiechu czy też smutku, ich usta tworzyły nic nie znaczącą kreską, bez uczucia czy czegokolwiek, bez żadnego wyrazu. Chodzę w około i przyglądam się im. Zasłaniają cały widok, ukrywają to co jest z nimi. Chcę wiedzieć co tam może być a może jednak nie chcę? Chwilę potem grającą kołysankę, taką dziecięcą i maski się rozstępują dając mi drogę bym przeszła tam a raczej wskazują mi drogą. Jeszcze bardziej przestraszona idę tam i znowu otaczają mnie maski, jest ich coraz więcej, coraz więcej takich samych masek. Na końcu widzę światełko i wózek dziecięcy... zaraz... taki sam miała Grace. Moje serce bije jak oszalałe, biegnę w tamtym kierunku i gdy już jestem obok niego wózek znika jak obraz z starych telewizorach. Znika wszystko, maski, światło. Jest ciemno, nic nie widzę, nic nie chcę widzieć. Po chwili zapala się wszystko, jest jasno, zbyt jasno, mrużę oczy i wtedy zauważam jego *
Adeline obudziła się i od razu podniosła do pozycji siedzącej, ten sen może nie był tak przerażający jak jego poprzednie ale nadal budził w niej niepokój i obudziła się z gęsiom skórką na rękach. Spokojnie wstała i pościeliła łóżko, postanowiła że skończy ze strachem i nie da mu sobą zawładnąć. 'Koniec z tym' pomyślała 'Jestem wolna'
W tym samym czasie
Thomas poszedł odebrać do przedszkola Grace i ustawił się w kolejkę rodziców. Czekał tak kilkanaście minut przy okazji wysłuchując różnych rozmów 'zapracowanych biznesmenów' którzy gdy tylko odebrali dziecko już dalej lecieli. Pokiwał głową z politowaniem i wziął Grace za rękę
-Wujku, jestem już duża!
-Grace, tu jeździ dużo samochodów i dużo nierozważnych kierowców
-Eh.. no dobrze. Wujku, a czy wy z mamą byliście kiedyś razem?
-Nie księżniczko, od zawsze byliśmy przyjaciółmi
-A ty byś chciał, prawda?
Tho otworzyły się oczy bardzo szeroko. Skąd ta mała mogła wiedzieć o tym? Przecież to jego tajemnica i nie wie o tym nikt, absolutnie nikt
-Czemu pytasz?
-Odpowiedz, tak czy nie
-Tak księżniczko, podoba mi się twoja mama
-Wiedziałam! Nie bój się, nikomu nie powiem
-Słowo?
-Mango!
Zaczęli się oboje śmiać
-Słowo wujku, to będzie nasza tajemnica
Wrócił z nią do domu
-Jesteśmy mamo! -dziewczynka pobiegła od razu do pokoju i się przytuliła do niej
-Gdzie masz wujka?
-Tu jestem -wszedł do pokoju i Adeline od razu się do niego przytuliła
-Dziękuję
-Nie masz za co

-Mam, mam i oboje to wiemy. Jesteś najlepszym przyjacielem na świecie.........
*********************************************************************************
Cześć wszystkim! Kolejny rozdział i teraz mogę już śmiało powiedzieć że jeszcze kilka i będzie koniec tej części serii! Nie wiem jak wy ale ja się przywiązałam do bohaterów i pisanie rozdziałów sprawia mi samą przyjemność i jestem dumna z tego co już napisałam. Niestety komentarzy nadal nie ma :( i wyświetleń :( i jest mi z tego powodu smutno. Serio takie komentarze i wyświetlania podnoszą na duchu. Kolejny rozdział wkrótce <3
Never

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Rozdział Specjalny



Thomas

Gdy następnego dnia wyszedłem z domu Deli byłem nadal mega wkurzony. Jak ten cały dupek James mógł tak nachodzić ją? Jak? Czy on jest głupi? Jedno jest pewne, nie zamierzam tego tak zostawić. Moja kochana Deli co prawda nie zgodziła się złożyć zawiadomienie o wtargnięciu do domu ale nie zabroniła też mi złożyć małej wizyty temu idiocie. Nie pozwolę by ktokolwiek doprowadzał ją do takiego stanu! Całą noc siedziałem przy niej i starałem się ją uspokoić. W końcu zasnęła wykończona jednak po jej czerwonych policzkach nadal spływały łzy. Sam miałem ochotę się rozpłakać. Ona jest dla mnie wszystkim, ja dla niej tylko przyjacielem. Typowy jebany friendzone. Nie mam jej tego za złe, w żadnym wypadku. Chcę żeby była szczęśliwa, żeby przestała płakać i zaczęła żyć pełnią życia. I kiedy wychodziła na dobrą drogę to ten kretyn musiał się na niej pojawić. Może to 'najście' było jakieś nieświadome, chociaż w to szczerze śmiem wątpić ale czy on rozumie że Nie to NIE a nie kurdę tak czy może!?! Jeśli nie, to zamierzam mu to uświadomić, jeśli tak przypomnieć. W każdym razie mam go dość. Rano wziąłem sobie wolne od pracy i zadzwoniłem też do pracy Ade żeby powiedzieć że źle się czuje. Przyda jej się sen i odpoczynek po wczoraj. Zaprowadziłem rano jeszcze moją ulubioną Grace do przedszkola i zawiadomiłem jej koleżankę z pracy że też ją odbiorę. A temu sukinkotowi oprócz nauczki zamierzam jeszcze załatwić kilka patroli policji, o tak na wszelki wypadek. I oczywiście piękną kontrolę czy nie był karany wcześniej i cała ta jego firma jest zgodnie z prawem. Nie pozwolę by zatruwał Deli życie, co to to nie. Już może spierdalać na księżyc bo nie zamierzam mu odpuścić. Jadę spokojnie pod jego firmę chociaż wszystko mnie korci żeby wcisnąć gaz do dechy. Ale spokojnie, opanowanie to podstawa, bynajmniej w moim zawodzie. Zaparkowałem niedaleko i wszedłem do tego budynku. Wszedłem według wskazówek na drugie piętro i tam napotkałem stanowisko sekretarki. Dziewczyna umalowana jak nie wiem kto, w obcisłej sukience jak jakaś prostytutka dziwnie wyginała się na fotelu flirtując z jakiś mężczyzną w garniturze. Spod biurka mogłem śmiało zauważyć bardzo wysokie, jak to się mówi... hm... a tak! Szpilki. Już na pierwszy rzut oka dostrzegłem jak bardzo jest sztuczna a mężczyzna który był obiektem flirtu zdawał się zbytnio nie przejawiać nią zainteresowania. Tak, po kilku latach w policji dostrzegam takie rzeczy. Podszedłem do tego miejsca i chrząknąłem na co laleczka Barbie zwróciła swoją uwagę na mnie i zaczęła, tak samo jak wcześniej z mężczyzną, flirtować ze mną. W głowie się z niej roześmiałem, tysiąc razy wolę Adeline nawet jeśli nigdy nie będziemy razem.
-Szukam właściciela tej firmy, Jamesa -powiedziałem gdy wreszcie skończyła mówić jakieś bzdury tymi swoimi pomalowanymi na zbyt jaskrawy róż ustami
-Właśnie tu stoi -uśmiechnęła się sztucznie próbując wyglądać seksownie, no właśnie, próbując -panie Jamesie, ktoś do pana -coś mi się wydaje że IQ tej blondyny jest na minusie skoro woła szefa gdy ten stoi obok mnie. A co do tego że stoi obok mnie to nie poznałem go albo nie przypatrzyłem się
-Zapraszam do mnie do pokoju -powiedział i zaprowadził mnie tam. Rozejrzałem się po pokoju, żadnych kamer włączonych ani nic, czyli mogę działać. Przyparłem niczego nieświadomego bruneta do ściany

-Jeszcze raz się zbliżysz do Adeline to załatwię ci zakaz zbliżania i sprawię że splajtujesz, zrozumiałeś!? -mężczyzna tylko pokiwał głową -Nie wiem co ci strzeliło do tego twojego łba ale odczep się od niej raz na zawsze i daruj sobie bo osobiście oddeleguję cię na Alaskę. I ani mi się waż zbliżać do jej córki! -popchnąłem go lekko i wyszedłem jakby nic się nie stało nie zwracając uwagi na sekretarkę która chciała coś ode mnie. Wróciłem do siebie i chwilę potem FAXem przyszły kopie dokumentów Jamesa. Wziąłem je do ręki i zacząłem przeglądać. Jakieś mandaty za zbyt szybką jazdę lub po spożyciu alkoholu, bójka za czasów młodości, próba kradzieży czegoś tam w sklepie, interwencje w domu rodzinnym. Jednym słowem, nic szczególnego. Miałem nadzieję że będzie coś ciekawszego . Po chwili przyszły różne dokumenty odnośnie jego firmy i znowu żaden hak na całego pana Tirvera. Cóż, trudno, trzeba będzie spróbować inaczej ale i tak nie odpuszczę i nie dopuszczę go więcej do Adeline ani do Grace.........
********************************************************************************
Cześć wszystkim! I kto by powiedział że już pierwszy miesiąc wakacji zleciał :( Za szybko :( Ale ja nie odpoczywam, pracuje nad rozdziałami. Oto obiecany w #BlueDay rozdział i oto go dodaje! Mam nadzieję że wam się spodoba! I mam prośbę, komentujcie proszę jeśli czytacie ponieważ takie komentarze serio motywują <3
Never

czwartek, 28 lipca 2016

Rozdział 20




Adeline po spotkaniu Jamesa w stajni całą noc nie mogła spać, przekręcała się z boku na bok cały czas myśląc o tym wszystkim. Z jednej strony chciała z nim porozmawiać ale z drugiej tak bardzo bała się go. Jego obecność paraliżowała ją, sprawiała że serce ze strachu przestawało bić. I to nie było przyjemne uczucie, z pewnością nie. Mężczyzna wydawał jej się bardzo podejrzany, bardzo dziwny. Może i był przystojny, bogaty ale przerażający. Czasem arogancki, bezczelny i zawsze na jego twarzy widziała kamienną maskę, maskę którą nigdy nie zdejmował, nie pokazywał ani swojej twarzy ani uczuć. Dopiero wczoraj, w stajni zauważyła w nim uczucia, jakieś uczucia. Jednak nie rozumiała czemu, czy zdjął już swoją maskę? Czy może ukazał jej się po części? Albo nie zapanował nad tym? Tak czy inaczej nie rozumiała tego, czemu był zdziwiony? Przecież to było logiczne że ona nie będzie chciała z nim rozmawiać. A może tu chodziło o Grace? 'Nie, to z pewnością nie chodziło o nią' pomyślała i wróciła do swoich rozważań. Nie miała zielonego pojęcia o co mu mogło chodzić i nie chciała się dowiadywać tego. Nie interesuje ją życie i odczucia i cała reszta tego mężczyzny. Jest jedno co z pewnością chciała, żeby zniknął z jej życia tak szybko jak się pojawił, zanim zaczął burzyć jej spokój i harmonię nad którymi tak długo pracowała. Zanim zaczął burzyć jej szczęście i poczucie bezpieczeństwa. Całą noc, kilkanaście godzin wierciła się z boku na bok starając się przybrać pozycję w której wreszcie uda jej się spokojnie zasnąć. Bez pozytywnego skutku niestety. Próbowała chyba wszystkiego, liczyła owce, myślała o śnie, pochodziła chwilę po pokoju, otworzyła okno i nawet wypiła szklankę tak bardzo znienawidzonego przez siebie zwykłego mleka. Nic, absolutnie nic nie pomogło. Rano, gdy tylko na zegarku zobaczyła godzinę 7 wstała cicho i poszła do kuchni. Wypiła kawę żeby nie zasnąć i być gotowa na kolejny dzień pracy. Siedziała w kuchni, przy małym stoliku i piła ją powoli i dopiero gdy spojrzała na kalendarz zdała sobie sprawę że dzisiaj jest niedziela a nie poniedziałek i nie musi iść do pracy, może odespać noc. Teoretycznie może gdyż w praktyce jest jeszcze Grace, ukochana córka którą za nic w świecie nie chce i nie może zawieść. Otworzyła lodówkę żeby zrobić im śniadanie i wtedy zauważyła że owa jest prawie pusta
-No tak, zakupy -powiedziała cicho i otworzyła jedną z szafek w której zawsze był jakiś makaron, ryż, pomidory w puszce. Jednym słowem mały zapas czegoś w razie takiego 'wypadku' -trzeba iść po zakupy -westchnęła i wzięła się za robienie prowizorycznego śniadania przed zakupami. Gdy już skończyła poszła po cichu do ich pokoju obudzić Grace, ku jej zaskoczeniu blondynka już nie spała i siedziała w przedpokoju czyszcząc swoje buty po wczorajszej jeździe konnej
-Tu jestem mamo
-Chodź na śniadanie myszko. Nie musiałaś czyścić ich tak od rana, pomogłabym ci przecież
-Nie mamo, buty jeźdźca czyści jeździec a nie jego mama. Są moje więc mogę to zrobić sama
-Idź umyj rączki i chodź do stołu -czyli została do obudzenia Dominica z którą będzie trudniej niż z Grace gdyż dziewczyna mogłaby całe dnie spać. Adee zawsze dziwiło jakim cudem, w takim razie ona wstaje rano do pracy a kładzie się spać tak późno
**
Dominica widząc w jakiej rozsypce jest Ade rozkazała jej zostać w domu i sama poszła z Grace na zakupy. Dziewczyna w myślach dziękowała za to jej, nie miała siły żeby wychodzić gdziekolwiek. Siedziała spokojnie w salonie, znowu z tą samą książką i była pochłonięta w jej czytaniu zapominając o zmęczeniu. Wtem usłyszała dzwonek do drzwi i poszła otworzyć z myślą że Domi z Grace wróciły z zakupów i nie mają jak otworzyć. Myliła się i zamiast nich za drzwiami stał James na którego widok od razu chciała zamknąć drzwi jednak on włożył pomiędzy nie stopę skutecznie uniemożliwiając jej to. Chwilę potem był już w mieszkaniu a Adeline bała się jak nigdy przedtem. Mężczyzna zamknął drzwi
-Porozmawiajmy -powiedział
-Nie! Wyjdź stąd!
-Nie wyjdę -zrobił krok w jej kierunku na co ona zrobiła dwa kroki w tył i w ten sposób po kilku minutach dotarli do salonu -chcę porozmawiać, tylko. Nie zrobię ci krzywdy, nie chcę
Natychmiast przypomniał jej się jeden z mroczniejszych snów jaki miała i to zdanie cały czas miała w głowie, pod wpływem impulsu chwyciła pierwszą rzecz jaką miała pod ręką; lampę do samoobrony
-Idź stąd! Już!
Mężczyzna tylko zaśmiał się rozbawiony na ten widok
-Wyjdź! W tej chwili! Pójdę siedzieć ale ty skończysz w kostnicy -w jej żyłach krążyła adrenalina, wola walki i być może przeżycia
-No dobrze -obserwowała jak wychodzi z pokoju a później z jej domu a ona odetchnęła z ulgą by po chwili rozpłakać się jak małe dziecko, jak wtedy gdy została skrzywdzona i nie miała siły się podnieść. Jej ręce ze strachu zaczęły się trząść a po policzkach, jak z kranu spływały łzy. Nawet nie usłyszała gdy do domu wróciła Dominica i Grace, nawet nie zauważyła że jest z nimi Thomas. Dopiero gdy po chwili poczuła jak ktoś podnosi ją z podłogi a potem siada z nią na kanapie spojrzała na niego i zorientowała się że to on.
-Co się stało?
Nie była w stanie wykrztusić z siebie ani słowa
-Adeline, pomogę ci
-James, James tu był -Tho na samą myśl o tym mężczyźnie zacisnęły się ręce w pięści jednak po chwili znowu obejmował przyjaciółkę
-Deli, wiem że to może być trudne, ale ja muszę to wiedzieć -zrobił krótką przerwę między swoimi wypowiedziami -Czy on cię skrzywdził?
Dziewczyna spojrzała na niego oczami pełnymi łez i pokiwała przecząco głową by zaraz potem się roześmiać
-Nie, to ja bym mu zrobiła krzywdę. Lampą, nie chciał wyjść a ja go tu nie zapraszałam

-Dobrze, już spokojnie -przytulił ją do siebie jak małe dziecko, laleczkę ze szkła i kiwnął głową do przestraszonej Dominicy że nie stało się to co oboje myśleli...

piątek, 22 lipca 2016

Rozdział 19




Kilka dni później
Adeline dała się namówić Grace i swojej przyjaciółce na 'wycieczkę' z nimi w weekend do stajni. Grace nie mogła się już doczekać i od rana była wulkanem energii. Natomiast Dominica wpadła, na jak sama uznała, rewelacyjny pomysł i spytała Maca czy też będzie wtedy w stajni i jak się okazało, ja jej korzyść a raczej Ade, miał być. Chciała żeby Adeline mogła spać w nocy spokojniej, a nie martwić się o to wszystko, związane oczywiście z jej pracodawcami. O 12 pojechały do stajni. Adeline stała i czekała na padoku, do którego zaprowadziła ją córka. Kilka minut później z stajni dumnie, na koniu wyjechała Grace z Dominicą która szła obok i również trzymała wodzę.
-Mamo zobacz! To jest Sky -zatrzymała konia nie daleko mamy, która stała lekko nie dowierzając-Jest piękna prawda?
-Tak skarbie. Jest bardzo ładnym koniem
-Ale mamo! To klacz
-No tak przepraszam -uśmiechnęła się i podeszła bliżej. Pogłaskała klacz po łbie i spojrzała na Grace. Była z siebie dumna, a przede wszystkim szczęśliwa i radosna. Chwilę potem Domi całkowicie oddała wodzę Grace i odsunęła się trochę.
-Wio Sky -Grace dała jej komendę żeby ruszyła
-Nic jej się nie stanie? -spytała cicho Ade
-Nie, spokojnie. Nie zostawie jej -zaczęła chodzić za nimi i pilnie obserwować
Deli przyglądała się temu stojąc kawałek dalej i uśmiechała się. Grace bardzo dobrze, jak na swój wiek i od kiedy jeździ, radziła sobie z koniem. Jakby byli ze sobą połączeni w jakiś sposób.
***
-Grace, nie jesteś zmęczona? -Adeline nie mogła się nadziwić ile ta mała dziewczynka która była jej córką mogła biegać i z koniem i za koniem.
-Nie mamo, to świetna zabawa -usiadła na trawie a chwilę potem Sky stanęła obok niej
Grace wzięła więc szczotkę i zaczęła czesać jej najpierw ogon a potem grzywę
-Zobacz mamo! Też umiem pleść warkocze -zaczęła pleść jednego klaczy z grzywy.
Adeline również zdawała się odpocząć, nie myślała o niczym praktycznie. Czuła się wolna, nie martwiła się o nic ani niczym. Spokojnie stała opierając się o jedną z drewnianych belek ogrodzenia i obserwowała co robi jej córeczka. Obok nich, na sąsiednich padokach oraz torach z przeszkodami byli inni ludzie, jeździli na koniach, skakali przez przeszkody albo tak jak Grace teraz, zajmowali się końmi. Było tu cicho, słychać było tylko rżenie, parskanie koni no i oczywiście komendy z ust jeżdżących na nich ludzi. Wszelakich ludzi, młodszych, starszych, kobiet, mężczyzn. I nikt nie był ubrany w garnitur, nikt się nie spieszył, nie miał kamiennej twarzy. Wszyscy byli skupieni na jeździe i koniach. Dominica gdzieś na chwilę poszła, podobno do znajomego. Postanowiła że jeszcze trochę i będą się zbierały do domu. Minęło już trochę czasu od kiedy tu są i Grace przydałby się posiłek. A przede wszystkim kąpiel, musiała to przyznać ze śmiechem. W jej, jeszcze do niedawna czystych włosach było trochę siana. Jak i na reszcie ubrań zresztą również jak i w butach. Tak to było śmieszne, jednak jak zauważyła, większość ludzi którzy stąd wychodzili wyglądali podobnie
-Adeline! -usłyszała swoje imię i się odwróciła. Natychmiast jej dobry humor uciekł, a strach go zastąpił. Dominica stała z dwoma mężczyznami, z których jeden wydawał jej się strasznie do kogoś podobny ale nie potrafiła powiedzieć do kogo dokładnie
-Ttak?
-Jeśli nie poznałaś; to są moi szefowie. Mac i James -teraz już doskonale wiedziała kogo a raczej kim był. Jej serce zdało się zatrzymać ze strachu -Pomyślałam, że dobrze by było żebyście pogadali o tym liście
Wtedy na twarzy Maca, jak zdawało jej się, starszego z braci zmieszanie i zdziwienie
-Ale jakiego listu? James? -spojrzał na brata który trzymał ręce w kieszeniach spodni -możesz to nam jakoś wytłumaczyć
W tym czasie James czuł się jak dziecko które coś zbroiło, jednak on nic takiego nie zrobił
-Adeline, możemy porozmawiać? -zwrócił się do niej
-Nie proszę pana, nie mam czasu na rozmowy z panem. I nie sądzę żebyśmy mieli do porozmawiania o czymkolwiek
-Jednak
-Wyraziłam już swoje zdanie, którego zmieniać nie zamierzam -starała się zachować spokój - Żegnam panów -odeszła z tamtego miejsca i podeszła do Grace która zdawała się temu przyglądać po skończeniu warkocza -Grace, skarbie, chodź, musimy jechać do domku
-Ale mamo

-Kochanie, przyjedziemy jeszcze, obiecuje -dziewczynka wsiadła na klacz i zaprowadziła ją do stajni razem ze swoją mamą. Adeline przed wejściem do niej spojrzała w tamto miejsce i napotkała zdziwiony i zmieszany wzrok Jamesa. Wzrok który chciał coś powiedzieć ale ona nie wiedziała co, a może nie chciała wiedzieć?  

piątek, 15 lipca 2016

Rozdział 18



-Mamo! Jesteśmy! -jak na złość w najmniej odpowiednim momencie do mieszkania wróciły Domi i Grace. Adeline nie chciała żeby jej córka widziała ją, kolejny raz, w takim stanie. Czy totalnie załamaną, smutną i zalaną łzami. Ścisnęła w ręce mokrą od łez chusteczkę i wstała z podłogi w łazience. Przemyła kilka razy twarz zimna wodą by ukryć resztki łez oraz podpuchnięte oczy i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Kolejny, kolejny raz widziała siebie w stanie w jakim za wszelką cenę nie chciała siebie widzieć.
-Mamo, gdzie jesteś? -słyszała jak dziewczynka szuka jej w kolejnych pokojach a ona, czując się jak jakiś morderca czy włamywacz, była nadal cicho w pomieszczeniu
-W łazience byłam -po policzeniu do trzech wyszła z wspomnianego miejsca udając że nic się nie stało. -Jak się bawiłaś? Byłaś grzeczna? Nie zrobiłaś sobie krzywdy? -wzięła ją na ręce
-Było super -Grace tak sprawnie jej się wyrwała że Ade nawet nie zdążyła jakkolwiek zareagować- Nie, fajnie się jeździ, konie nic nie robią...
-Że co? -dziewczynę zatkało. Jakie konie? Gdzie ona była z Dominicą?
-No konie mamo
-Czy wy byłyście w stajni? Z ciocią?
-Tak mamo. To miała być niespodzianka, przepraszam. Nie bądź zła na ciocię. Ja chciałam tam jechać
Adeline nie wiedziała co powiedzieć. Nigdy by nie powiedziała że jej córka chce jeździć konno, co więcej, że to robi za jej plecami
-Jak długo już jeździcie do stajni skarbie?
-Może dwa miesiące. Ale idzie mi całkiem dobrze! Nawet nie upadam tak dużo!
-Dobrze skarbie
-Jesteś zła?
-Nie, skarbie -sama tego nie wiedziała -Tylko jest mi smutno że nic nie wiedziałam. Leć się przebrać kowboju, ja porozmawiam z ciocią
-Ale nie zabronisz mi tam jeździć? -zrobiła oczy kotka z Shreka -I jeźdźcu a nie kowboju mamo
-No dobrze -poczekała aż mała zniknie w ich pokoju i poszła do kuchni, do Dominicy -Chyba musimy pogadać
-Czyli już wiesz? -pokiwała twierdząco głową -Oh, przyznaję się bez bicia, że zabierałam małą ze sobą do stajni. Ale przyrzekam, nic jej się nie stało! Przez pierwsze tygodnie miała instruktora jazdy a potem była już na tyle dobra i sama jej pomagałam. Przyrzekam, miałam ją cały czas na oku! A klacz jest spokojna -wydawało się że przestraszona dziewczyna prawie nie oddycha i wszystko mówi na jednym wdechu.
-Spokojnie, Domi, oddychaj. Nie jestem zła, no może trochę ale to dlatego, że o niczym nie wiedziałam. Na Boga, mogłyście mi powiedzieć
-Ale wtedy byś się nie zgodziła a Grace bardzo na tym zależało i zależy. Zamierzała Ci pokazać co umie, żebyś się zgodziła
-No dobrze
-Serio nas nie zabijesz? W sensie mnie, bo oczywiście jak mogłabyś zabić córkę. No nie mogłabyś, no przecież. Ale mnie to co innego, bo to moja wina. Boże, ja nie chciałam, przysięgam -dziewczyna znowu zaczęła panikować i mówić szybko
-Domi, wdech i wydech. Oddychaj i się tak nie przejmuj. Nic się nie stało przecież, nie gniewam się
-To dobrze, pozwolisz dalej Grace trenować jazdę konną? Ona to kocha!
-Nie będę jej unieszczęśliwiała, zależy mi na jej szczęściu. Jeśli to kocha, dobrze, niech jeździ z tobą do tej stajni
-A ty nie będziesz jeździła z nami? Mała bardzo chciała Cię do tego przekonać
-Wiem, to też mi powiedziała. Nie wiem
-No proszę! Chociaż kilka razy, dla niej
-Mhm, dobrze, postaram się
-Super! -przytuliły się -a teraz, czemu płakałaś?
-Co? Ja nie
-No przecież widzę!
Westchnęła i usiadła na krześle. Pokazała jej żeby zrobiła to samo i opowiedziała jej co się stało. Domi na końcu parsknęła śmiechem
-Przecież to nie jest powód do łez! Ktoś chce cię zatrudnić, w dobrej firmie. Przecież pracuję tam. Ey! Pracowałybyśmy razem!
-Nie, nie chce pracować u nich.
-Ale czemu?? -zdziwiła się -Czegoś jeszcze nie wiem?
Adeline kolejny raz westchnęła i streściła jej zdarzenie sprzed kilku dni, kiedy jeszcze pomieszkiwała u Thomasa
-Może chciał Ci tylko pomóc?
-Dominica, nie bądź naiwna, proszę. Tak nagle znalazł się tam? Wiedział o której wychodzę? I gdzie idę? Niby skąd, to jest podejrzane, zbytnio podejrzane
-No niby tak. Może powinnaś iść na pol..
-Nie -przerwała jej -Nie pójdę na żadną policję. Nie chcę już nigdy tam się udać ani rozmawiać z żadnym policjantem
-A Thomas?
-Tho to co innego. Tho to mój przyjaciel, nie traktuję go jak policjanta ani tak o nim nie myślę

-No dobrze, jak uważasz. Będzie dobrze, spokojnie -znowu ją przytuliła  

niedziela, 10 lipca 2016

Rozdział 17



O co w tym wszystkim chodzi?!
15 czerwiec 2015
Dzisiejszy dzień w pracy, jak na poniedziałek minął Adeline bardzo szybko. Oczywiście zaraz po poszła odwiedzić Thomasa który zawzięcie się upierał że wszystko jest dobrze, nie musi się martwić i on już może sam gdzieś się wybrać. Wróciła więc do domu i spojrzała na godzinę
-Mam jeszcze trochę czasu do powrotu Grace z Domi ze stajni -pomyślała.
Dominice, której wielką pasją była jazda konna co jakiś czas udawało się namówić ją by pozwoliła Grace jechać do stajni. Poszła do swojego pokoju po książkę która zaczęła ale nie miała czasu skończyć.
Tu praca, Grace, obiad, Thomas i jeszcze wiele wiele innych rzeczy, przez co nie raz wydawało jej się że 24-godzinna doba to za mało by starczyło jej czasu na wszystko. Jednak cóż, takie bywa życie. Czasami słodkie jak malina, innym razem kwaśne jak cytryna, lub ostre jak chili. Jest jakie jest i nikt ani nic go nie zmieni ot tak. Trzeba je zaakceptować takie jakie jest i czerpać z niego ile można. Po co je stracić na marudzenie skoro można je przeżyć z uśmiechem? I takie było jej motto, a raczej starała się by takie było. Starała się uśmiechać, być pogodną, wesołą jednak nie zawsze jej to wychodziło. Tym bardziej gdy teraz, tak nagle pojawił się James, dziwny i tajemniczy mężczyzna który nie wiadomo czemu zaczął się wtrącać w jej życie, w ich życie.
Potrząsnęła głową jakby chciała przestać o nim myśleć i wróciła do swojej lektury od której co jakiś czas wyrywały ją jej myśli, biegnąc w kompletnie innym kierunku niż powinny. Nie zdążyła jednak przeczytać za dużo bo do jej drzwi ktoś zadzwonił a ona, z swoim niepokojem pomału poszła otworzyć, i gdy zauważyła że to tylko listonosz jej obawy zmalały. Przyniósł jej jakiś list chociaż koperta i jej wielkość bardziej wyglądały na dokument. Wróciła do swojego pokoju i starannie ją otworzyła i zaczęła czytać. Na jej twarzy pojawił się najpierw lęk, spojrzała więc ponownie na kopertę i przeczytała swój adres a potem wymieszał się z gniewem. Drżącymi rękoma podarła zarówno papier jak i kopertę i wyrzuciła do kosza. Zaczęła płakać, sama nie do końca wiedząc czemu, lecz łzy pomału spływały po jej bladych policzkach kapiąc na podłogę
W tym samym czasie
-Bardzo ładnie Grace! -Dominica szła zaraz obok dziewczynki na koniu i cały czas ją chwaliła -Tylko nie zapominaj o piętach skarbie
Mała blondynka jechała na chyba najbardziej spokojnej klaczy imienia Sky. W małej tajemnicy przed swoją mamą zaczęła się uczyć bardziej na poważnie jazdy konnej, której 'zaraziła' się od swojej cioci. Co prawda jeszcze nie jeździła w 100% sama i bez pomocy ale coraz lepiej jej to wychodziło i nawet mogła zrezygnować już z stałej pomocy instruktora jazdy.
-Spokojnie Grace, trzymaj wodzę i pamiętaj o strzemionach
-Ciociu, nie musisz co chwilę mi o tym mówić. Dam sobie radę -jeździła praktycznie wokoło
Klacz bardzo spokojnie i nie za szybko biegła słuchając jeźdźca którym była Grace. Była szczęśliwa i nie mogła się doczekać kiedy będzie mogła pokazać swojej mamie co już umie a może i ona da się namówić. Przecież jazda konna jest taka fajna.
-O! Cześć -obie w jednej chwili odwróciły się w kierunku rozmówcy przez co Grace wypadła noga ze strzemienia i dziwnie zawisła śmiejąc się przy tym w niebo głosy -O boże, przepraszam. Pomogę -mężczyzna przeskoczył drewnianą barierkę i chwilę potem znalazł się koło dziewczynki i Dominicy która starała się ją uwolnić.
Chwilę potem mężczyźnie się udało a blondynka pobiegła do swojego konia i znowu go chciała dosiąść
-Grace, uważaj, zrobisz sobie krzywdę -pomogła jej wsiąść i odwróciła się do mężczyzny którym okazał się być jej szef, Mac -Dzień dobry proszę pana
-Panem to jestem w pracy, teraz możesz mi mówić na ty
-Ale...
-Nie przeszkadza mi to -przerwał jej zanim zdążyła dokończyć to co chciała powiedzieć -Jeździsz?
-Tak pro... znaczy Mac. Jeżdżę i teraz douczam Grace
-Masz córkę? -na jego twarzy pojawiło się zdziwienie którego nie zdążył zamaskować i jego zwykle kamienna, nie pokazująca żadnego uczucia twarz zmieniła swój wyraz na bardziej ludzką.
-Nie -zaśmiała się na samą myśl że Grace mogłaby być jej córką -Grace jest córką mojej przyjaciółki Ade. Tej która kiedyś przyniosła mi te ważne dokumenty na spotkanie z tym ważnym klientem.
Dostrzegła na jego twarzy jeszcze większe zdziwienie jednak tym razem po chwili znikło a na jego twarzy pojawił się uśmiech który miał być życzliwy i miły ale od razu poznała że był sztuczny i miał zamaskować prawdziwe odczucia bruneta.
-Nie słyszałem nigdy o takim imieniu jak Ade
-Adeline, Ade to tylko skrót
-No tak, mogłem się domyślić. A w takim razie jaki jest skrót od twojego imienia?
-Domi, czasami tak do mnie mówią -uśmiechnęła się i spojrzała na Grace by sprawdzić czy wszystko jest dobrze. Dziewczynka jakimś cudem sama zsiadła z klaczy i czesała jej grzywę.
-Ile ma lat? -wskazał na nią
-Grace? Ma 6 lat -i znowu zauważyła na jego twarzy zmieszanie
-Czyli jest całkiem duża -szybko powiedział -Ma rękę do koni
-Tak, chyba tak. Lubi to -jednocześnie spojrzeli na nią
-Do zobaczenia w pracy Domi. Ja niestety muszę iść do mojego konia, ostatnio go trochę zaniedbałem niestety
-Dobrze, do widzenia Mac -podeszła do Grace -pokazać ci jak zapleść jej warkocza?

-Tak!  
*********************************************************************************
Cześć wszystkim! Tak wiem, miał być rozdział specjalny ale sprawa jest taka że został on napisany przeze mnie z bohaterem który pojawi się dopiero w 2.. chyba 22 rozdziale więc dodam go wtedy.. Nie wiem co mi się pomyliło ale cóż, czasami tak z przepracowania bywa
Mam nadzieje że nie macie mi tego za złe :)
Never

wtorek, 5 lipca 2016

#BlueDay

Witam wszystkich w ten przepiękny dzień.  Dlaczego aż taki piękny? Ponieważ dzisiaj mija dokładnie rok od kiedy zaczęłam swoją przygodę z blogiem! Dokładnie rok temu obudziłam się rano z myślą 'Zakładam bloga' i to zrobiłam. Jak pewnie wiecie, jeśli 'czytacie' mnie, moje prace od początku to pierwszym moim dziełem była Sophia, później Zaufaj które jest nadal. W tym czasie moje prace zyskały prawie 100 tyś wyświetleń!!!!! Może to być mało, ale dla mnie ta liczba jest OGROMNA! Dziękuję wam wszystkim, i szczerze jak to piszę to łzy same lecą mi po policzkach. Łzy szczęścia oczywiście. Przeżyłam z wami (albo wy ze mną) 365 dni, 12 miesięcy, 8784 godzin, 527040 minut i 31622400 sekund!!!! Ogromne liczby, ogromne szczęście. Napisałam łącznie 106 rozdziałów i niezliczoną liczbę słów, wersów, akapitów, tytułów. Nie przespałam dziesiątki nocy żeby rozdziały był ale wiem jedno; było warto. I co dalej? Dalej będę to robiła, bo to kocham, bo wy pokazujecie mi że jesteście i ktoś to czyta. Nauczyłam się również wiele rzeczy. I tak z małej, głupiutkiej  ale bardzo chcącej coś osiągnąć laur_cia stałam się Laur, pokazywałam co umiem, kim jestem aż do teraz. Czyli do Never, blogerki, bo chyba tak mogę się nazwać z marzeniami i jeszcze większą chęcią do pracy. I czasami jest trudno, leń mnie dopada, najczęściej po wielu godzinach spędzonych w szkole ale wtedy otwieram bloggera i patrzę na ilość wyświetleń; i nie ważne czy jest ich 10, 50, 100 czy 300; każda liczba sprawia że od razu na mojej twarzy pojawia się uśmiech i mam siłę by pisać. Czasem też sprzęt pokazuje kto chce rządzić, jednak nic mnie nie powstrzyma. Kim jestem? Jestem tajemnicą, cichą, małą dziewczynką która tak nagle zaczęła patrzeć jeszcze dojrzalej na świat. Seria Zaufaj ma właśnie pokazać z jednej strony jak piękny jest świat i że powinniśmy czerpać z życia jak najwięcej a z drugiej pokazać też że nie tylko my mamy w życiu trudno.
Ten dzień jest dla mnie wyjątkowy, takie moje drugie urodziny, które mogę spędzić z wami. Mam 1000 rzeczy do powiedzenia, ale tak naprawdę nie wiem jak to ubrać w słowa. Jestem po prostu szczęśliwa. Blog Roku 2015, mimo że nie wygrałam ani nie zajęłam jakiegoś wybitnego miejsca to było dla mnie wielkie przeżycie. Czułam się taka mała z takimi kolosami jakie startowały ale jednak Zaufaj się zakwalifikowało. Byłam dumna, nadal jestem. W swoje urodziny w napięciu, na lekcji czekałam na wynik, czy przeszło, dzięki waszym SMSom dalej, czy odpadło. Chcę iść jeszcze wyżej, piąć się w górę. Chcę być jeszcze lepsza. Chcę dawać z siebie jeszcze więcej.
Mam również dla was wiadomość, pewnie was ucieszy; albowiem od 2 miesięcy pracuję nad tym by wydać Trust Me (pierwsza część Zaufaj) jako książkę!!! Poprawiam starą wersję, dodaje bohaterów, zmieniam coś by jeszcze w tym roku wydać TM jako książkę! Pracuję nad tym wszystkim, jest czasem ciężko jednak rozpiera mnie duma że w niedalekiej przyszłości wy zarówno jak i ja będziemy mogli postawić TM na półce z książkami. Jeśli oczywiście będziecie chcieli ją kupić :)

Z okazji #BlueDay postanowiłam że odsłonie wam trochę tajemnicy tak więc powiem trochę o sobie; jestem Laura, jak pewnie to już zgadliście, mieszkam w małym mieście, na co dzień chodzę do szkoły. Pełnoletnia nie jestem jeszcze, interesuję się fotografią, muzyką, wojskiem. Tak, dobrze usłyszeliście. Wojskiem. To jest moja miłość od lat dziecięcych i za rok zamierzam wstąpić do AW. Szerze od muzyki jestem uzależniona, mogę  ją słuchać cały czas. I to chyba wszystko na razie, wolę pozostać nadal tajemnicą

Dziękuję wam za ten wspaniały rok i obiecuje że następny i kolejny i jeszcze będą również tak fajne, bo myślę że taki właśnie ten rok był. Nieco zakręcony, zabawny i chociaż mówią że '15 był złym i okropnym rokiem to dla mnie nie był koszmarem. Dał mi wiele dobrego, dał mi czytelników czyli coś najcenniejszego. Od jutra będą się pojawiały zwykłe rozdziały a jeszcze dzisiaj pojawi się rozdział specjalny. Mam nadzieję że wam się spodoba i nie zanudziliście się czytając to
Oczywiście można do mnie pisać na facebook'u : Laur (Never) oraz dzwonić/pisać dzisiaj na skype : Laur.Cia

+ dodaję wam do posłuchania jedną z moich ulubionych
piosenek ostatnio, pewnie znacie 

Miłego dnia
Wasza Never

piątek, 1 lipca 2016

Rozdział 16



Zostań na zawsze....
-Nie bój się –z cienia wyłoniła się ręka, jego ręka –Nie mam ochoty Ci nic zrobić – a w mojej głowie natychmiast pojawiło się „nie chcę ale muszę” czy coś w tym stylu
Zrobiłam krok w tył i na coś nadepnęłam. Spojrzałam pod swoje nogi i zauważyła pluszowego misia, misia mojej córeczki… czyli ten psychol ma Grace! Boże, moja ukochana córeczka –pomyślałam i zaczęłam płakać. Niespodziewanie ktoś stanął za mną, poczułam jego oddech na swojej szyi.
-Nie płacz, ona jest cała. Nic jej nie jest –położył dłoń na moim ramieniu
-Nie wierzę Ci! Jesteś psychiczny! –odepchnęłam go z całej siły jednak jego uścisk tylko się zwiększył powodując jęk bólu. On naprawdę był silny –zostaw nas!
-Oj, kochanie. Czemu mam zostawić coś co jest dla mnie ważne? A wy takie jesteście –przesunął palcem po mojej szyi a ja nie byłam wstanie choćby wziąć oddechu
-Czemu niby jesteśmy ważne? Nie znasz nas. Zostaw Grace w spokoju
-Nie zostawię swojej córki –powiedział cicho tak jakby w pomieszczeniu ktoś jeszcze był a ja zaczęłam krzyczeć ‘
Thomas obudzony krzykiem od razu wziął swoją broń i pobiegł do sąsiedniego pokoju. Wszedł powoli mierząc przed siebie, jak podczas każdej akcji. Jednak jedyne co zobaczył to Adeline która najwyraźniej znowu miała jakiś zły sen. Położył broń na stole i usiadł obok niej
-Hej, spokojnie. To tylko zły sen –dotknął jej dłoni. W stosunku do jego była taka mała i drobna.
Dziewczyna się obudziła i spojrzała na niego przerażonym a jednocześnie pytającym wzrokiem
-Coś Ci się znowu śniło. Więc przyszedłem sprawdzić. Spokojnie- obserwował jak usiadła na łóżku i schowała twarz w drobne ręce –Spokojnie, jestem tu –przytulił ją
Natychmiast się do niego przytuliła a po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Spojrzała za niego i zauważyła broń, odbezpieczoną broń.
-Co tu robi pistolet!? –od razu się od niego odsunęła jednak on znowu ją przyciągnął do siebie
-Spokojnie. Usłyszałem krzyki więc wziąłem broń i przyszedłem.
-Tho, w tym domu jest aktualnie dziecko. Małe dziecko a ty masz tu odbezpieczoną broń. A tak się składa, że to dziecko jest zafascynowane tobą i twoją pracą
-Mamo ja nie jestem mała! Wujku, a ta broń strzela? –niespodziewanie jak na znak w pokoju pojawiła się Grace i starała się dosięgnąć pistoletu
-Nie księżniczko. Mamusia żartowała a ta broń jest zepsuta –odpowiedział mężczyzna uprzedzając tym samym Ade
-Po co Ci zepsuta broń? Przecież to jest głupie!
-No widzisz księżniczko. Twoja mamusia zabroniła mi gdziekolwiek wychodzić więc nie miałem jak jej zdać –sięgnął po pistolet i ukradkiem go zabezpieczył –No zobacz –podał w jej małe ręce broń
-Jest ciężka wujku. Jak ty dajesz radę ją trzymać?
-Wcale nie jest. Jesteś po prostu mniejsza ode mnie i tak ci się wydaje
-Mogę nacisnąć na ten guziczek co strzela?
-Na spust? Tak –uśmiechnął się i napotkał spojrzenie Adeline które z jednej strony było przerażone a z drugiej krzyczało ‘Jesteś głupi? Zabiję cię jeśli ona coś sobie zrobi!’
Dziewczynka uniosła broń i tak by jej nie upuścić nacisnęła spust i w tej samej chwili gdy z lufy nie wyleciał żaden pocisk Ade odetchnęła z ulgą
-Szkoda, że się zepsuła
-A co? Chciałaś zastrzelić wujka? –podszedł do niej i zaczął ją łaskotać na co ta śmiała się
-Nie.. chciałam… zobaczyć… wujka… w … akcji.. –starała się powiedzieć przez śmiech
Przestał ją łaskotać i puścił
-Chodź do mamusi –Adeline rozłożyła do niej ręce a ta się do niej przytuliła
**
-Thomas, na pewno dasz sobie radę?
-Tak, spokojnie. Wracaj do swojego domu, do córki. Już dosyć czasu zmarnowałaś na mnie
-Wcale nie.
-Mniejsza o to. Serio dam sobie radę. Chodź, odprowadzę was
-Nie trzeba –Adeline uśmiechnęła się –Zamówiłam taksówkę, gdy tylko pokazałeś mi drzwi –zaczęła się śmiać
-Ej –uniósł ręce w geście obrony –ja wcale nie pokazałem ci drzwi! Ja tylko powiedziałem, ze nie potrzebuje już opieki.
-No dobrze. To na pewno nie mam zostać teraz jeszcze?
-Nie ..
-No dobrze. O taksówka już jest. Zadzwonię potem, pa –przytuliła się do niego i wyszła z domu
On natomiast podszedł do drzwi i położył na nich rękę

-Nie masz zostać jeszcze, masz zostać już na zawsze –powiedział smutny  
*********************************************************************************
Cześć wszystkim! Stęskniliście się za mną chociaż troszkę? Ja za wami wszystkimi bardzo! Rozdział miał pojawić się wcześniej ale niestety z powodu komputera którego musiałam oddać do naprawy mam całkiem duże opóźnienie. Przypominam o konkursie z okazji Blue Day ~Konkurs
To już tak nie długo a ja mam takie zaległości :( No cóż, nocna praca come back. Miłych wakacji! <3
Never

czwartek, 16 czerwca 2016

Cześć
Przepraszam wszystkich ale wyjeżdżam na kilka dni i nowy rozdział pojawi się dopiero po 24 czerwca br. Mam nadzieje, że mi to wybaczycie <3
Nutka dla wszystkich na te ostatnie dni <3
Love u all 
  Never 

piątek, 10 czerwca 2016

Rozdział 15


*Rozdział nie ocenzurowany!*

Mężczyzna jak najszybciej tylko potrafił odwiózł Jake’a i nie mówiąc ani słowa wsiadł do swojego auta i przekraczając wszystkie przepisy pojechał w kierunku który był bardzo dobrze znany tylko mu. W kierunku miejsca w którym już od kilku tygodni nie był. W kilkanaście minut był na miejscu, przed bramą. Otworzył skrytkę w samochodzie w celu poszukiwań pilota do otworzenia jej
-Gdzie to cholerstwo jest?
Po kilku minutach brama się otworzyła a on mógł wjechać do swojego domu, domu który od kilku tygodni stał pusty. Prawie pusty, bo zajmowała się nim gosposia, którą zatrudnił. Większość czasu spędzał w biurze, w miejscu gdzie zaczął wszystko od nowa. Zaparkował swoje drogie auto przed domem i z niego wysiadł.
-Dzień dobry panie Tirver –gdy tylko przekroczył próg domu powitała go jego gosposia; pani Joe –Przepraszam, ale nie wiedziałam, że zamierza pan przyjechać do domu więc obiad będzie gotowy za pół godziny
-Nie trzeba, Joe. Nie jestem głodny. Na resztę dnia masz dzisiaj wolne, chcę być sam –poszedł na górę i zamknął się w swojej sypialni
Była urządzona w czarnych kolorach z białymi elementami. W pokoju znajdowały się dwie pary drzwi; do wyjścia na korytarz, taras, do łazienki i małej garderoby. Na samym środku był położony bardzo gruby i miękki dywan kontrastujący ze ścianami, sięgał aż do połowy wielkiego, czarnego łóżka które zdawało się zawierać podwójny materac. Bardzo wygodne, dobrze się na nim spało chociaż on nie mógł w nocy spać spokojnie, nie po tym co zrobił kiedyś. Na suficie wisiał duży żyrandol, który zapalony był w stanie oświetlić cały pokój o ile nie całą salę balową. Na jednej ze ścian było wielkie lustro, które kazał zrobić specjalnie na zamówienie chociaż nie był w stanie patrzeć na siebie normalnie. W odbiciu widział tylko potwora, nie człowieka, potwora jakim był. Ten dom wydawał mu się za duży dla niego samego, w końcu mieszkał sam i to nie miało szans by się zmienić. Mógł mieć każdą, jednak ta każda by leciała tylko ja jego pieniądze, on chciał czegoś więcej. I właśnie to więcej stracił 6 lat temu, 6 pieprzonych lat w których razem z bratem zbudował firmę, bardzo dobrze prosperującą ale i nadal czul się okropnie.
Patrzył na to wszystko, aż w końcu jego wzrok utkwił w swoim odbiciu w lustrze. Natychmiast poczuł gniew i chwilę potem rozbił lustro na setki kawałeczków które rozsypały się na podłodze. Na jego pięści natomiast było kilka ran spowodowanych odłamkami ran. Ściągnął z siebie marynarkę i rzucił ją gdzieś na łóżko. Podszedł do swojego prywatnego barku i wyjął z niego kilka butelek alkoholu. Zasłonił okna i zaczął pić
**
Opróżnił kilka butelek i chciał wypić kolejną jednak pod wpływem procentów które krążyły w jego krwi tylko ją przewrócił na co ubrudziła piękny biały dywan. Nawet nie zauważył kiedy w jego pokoju znalazł się jego brat, dopiero jego głos go o tym uświadomił
-Boże, coś ty z sobą zrobił debilu?! – drugi mężczyzna wszedł do pokoju i niemal od razu miał odruch wymiotny na sam zapach który był w pomieszczeniu. Zapach wielu trunków zmieszanych ze sobą, począwszy od tych dobrych, drogich a kończąc na tych słabszych co dawało dziwną mieszankę. Zobaczył na podłodze, obok swojego upitego a raczej zalanego w trzy dupy brata kilka pustych butelek
-No nieźle. Jakaś specjalna okazja czy tak po prostu miałeś ochotę się narąbać?
-Nnnie… to znaczyy taaak… niee wieeenm. Dajj spać
Brunet pokręcił głową zażenowany i podszedł do okna, odsłonił je i otworzył drzwi od tarasu. Od razu do pomieszczenia zdawało się wpaść świeże powietrze, czyste powietrze dzięki któremu mógł normalnie oddychać
-Mojaa głowaa
-Dobra, daj spokój. Powiedz co się dzieje?
-Małpa zje Ciee? –próbował wstać ale mu się to nie udało i upadł
-Masz powiedzieć co się dzieje!
-Jakie pradawne dzieje? –kolejna próba skończyła się identycznie
-Jesteś głupi czy co?! Co się z tobą dzieje?
-No mów kto cię zje? –udało mu się wstać opierając o ramie łóżka ale po chwili znowu upadł
-Ja pierdole, coś ty zrobił z tym lustrem?! –jego krzyk zdawał się być słyszany w całym domu
-Niic. –zaczął się śmiać i znowu próbował wstać jednak tylko się zataczał
Jego brat podszedł do niego i dał mu w twarz
-Ogarniesz się wreszcie?!!

-Boo… jaa chyba mam dziecko…..

sobota, 4 czerwca 2016

Rozdział 14



Zostaw mnie nas 

W pracy Adeline cały czas myślała nad zdarzeniem z rana. Co by było gdyby Thomas nie postanowił złamać jej zakazu? Czy James by ją porwał? Czy James miał ochotę to zrobić? Czy jeszcze kiedyś zobaczyłaby Grace gdyby wsiadła? Czy zmusiłby ją do tego? Czy zabił? Pytań roiło się z każdą kolejną minutą i nie chciały zniknąć, wierciły jej dziurę w głowie. Przed oczami miała cały czas jego widok gdy tylko zamknęła na chwilę oczy, widok jego idącego w jej kierunku z zamiarem zmuszenia jej do wejścia do auta. Jego głos a raczej jego wspomnienie które cały czas błądziło gdzieś w jej głowie sprawiało, że cała się trzęsła.
Bała się czy wróci, czy z nowy będzie coś od niej chciał, czy będzie ją nękał, i skąd on w ogóle wie gdzie ona była? Czy ją śledzi?
-Hej, wszystko okey? –przed oczami pomachała jej Maggie –Jesteś strasznie blada!
-Tak, Maggie. Wszystko jest dobrze
-Słaby dzień?
-Można tak uznać. Mogłabym mieć prośbę?
-No słucham
-Czy mogłabyś dzisiaj zamiast mnie iść wydawać dzieci rodzicom?
-Tak, nie ma problemu. A coś się stało?
-Nie, nic się nie stało –dziewczyna próbowała się uśmiechnąć jednak nie wychodziło jej to
-Jesteś pewna?
-Tak, Maggie. Po prostu jestem trochę zmęczona –skłamała nie chcąc by ktokolwiek dowiedział się o jej przeszłości
To była jej tajemnica, coś o czym nikt nie miał prawa wiedzieć. O czym nikt nie mógł wiedzieć. Czuła się przez to inna, różna od pozostałych dziewczyn. Wstydziła się; zresztą kto by się nie wstydził mówić o tym? Czy jakiejkolwiek dziewczynie kiedykolwiek było łatwo mówić o tym, że została zgwałcona? Czy to może być w jakimkolwiek stopniu proste? Nie, dla niej nie. Nie mówiła o tym nikomu, nikomu nie chciała tego powiedzieć. To było coś co miało pozostać jej tajemnicą, jej i tylko jej. Nawet Grace nie wie nic na ten temat, Adeline uznała że jest jeszcze za młoda. Powiedziała jej, że jej tata musiał wyjechać bardzo daleko i nie jest wiadomo kiedy wróci. Ale, czy kiedykolwiek zdoła jej się zaufać jakiemuś mężczyźnie i z nim być? Na dzień dzisiejszy odpowiedz jaka przychodziła jej na język była przecząca. Dobrze się czuła jako singielka, nie potrzebowała nikogo. Nie chciała nikogo. Żadnego mężczyzny, partnera, randek. Nic. Chciała spokoju, żyć bez strachu co jednak nie było jej dane. Chciała budzić się bez strachu, jednak nie potrafiła. Chciała móc bez obawy wyjść chociażby do sklepu, nie umiała. Wszystko budziło w niej wewnętrzny lęk, lęk którego od tylu lat nie była w stanie przezwyciężyć.
**
-Adeline! Chodź na sekundkę, proszę! –wołanie Maggie przerwało Adeline ubieranie dzieci, które jako ostatnie czekały na odbiór rodziców
-Już idę –dziewczyna wstała i wyszła z małego pokoju po czym  zamknęła uważnie drzwi by żadne z dzieci nie postrzeżenie nie opuściło czasami pomieszczenia
Przeczuwała że to może być coś, coś czego zbytnio nie potrafiła nazwać, jednak  z pewnością nie było to nic dobrego
-Tak, słu.. –nie zdążyła dokończyć bo już wiedziała co a raczej kto to był. Po drugiej stronie szklanej recepcji stał nie kto inny jak James.
-Ten pan twierdzi, że miał również odebrać two.. to znaczy Grace Chalks.
-Bo to jest prawda. Moja znajoma która ją odbiera po szkole poprosiła mnie bym razem z Jake’iem odebrał niejaką Grace Chalks. –jego barwa głosu nadal była lodowata jak i wtedy gdy próbował ją wmusić do wejścia do swojego auta. –A ta pani nie chce mi jej wydać
-Przykro mi, ale mama Grace nie wpisała na listę osób które mogą odbierać jej córkę nikogo oprócz jej mamy i jeszcze jednej pani. Niestety nie mogę wydać panu Grace. –starała się nie pokazać żadnych emocji oprócz standardowego tonu podczas wymawiania bardzo dobrze nauczonej regułki. Choć tak naprawdę w środku krzyczała. Najpierw chciał ‘porwać’ ją a teraz jeszcze miałby zająć się Grace!? Na szczęście dzisiaj był piątek i ona sama ją odbierała. Jednak czy on odbierał ją wcześniej? Nie, to nie możliwe, przecież w ostatnim tygodniu to ona wydawała dzieci i zawsze po Grace i Jake’a przychodziła Kat ewentualnie jej dziewczyna Maggie brała ich oboje.
-Ale to jest niedopuszczalne! Żądam rozmowy z przełożoną pań!
Adeline czuła, że robi jej się słabo. Czy on chce złożyć na nią skargę za to, że nie chce wydać mu jej córki!? Przecież to jest chore. Jak mogłaby wydać swoja córeczkę, która jest jej oczkiem w głowie obcemu mężczyźnie!? Nieprzewidywalnemu zresztą
-Niech pan się odczepi raz na zawsze ode mnie i od mojej córki!! –dopiero po chwili zorientowała się, że krzyknęła.  Nigdy wcześniej tego nie robiła, miała nerwy ze stali. A teraz? Sama nie wie, może to z obawy o córkę
Mina James’a za to pokazywała zmieszanie, tak jakby ktoś ściągnął z jego kamiennej twarzy maskę pokazując prawdziwego człowieka a nie manekina bez uczuć. Nie był w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa.

-Jak pan widzi, Grace ma kto odebrać i proszę pana o opuszczenie budynku przedszkola. Skargę może pan składać na Maggie Enger u dyrektorki placówki. Życzę miłego dnia –ciszę przerwała blondynka na co mężczyzna skinął głową po czym wyszedł z budynku z małym Jake’iem który tylko pomachał do Ade…..
******************************************************************************** 
Cześć wszystkim!! Tak, znowu będę przepraszała, jednak przygotowania do #BlueDay i koniec roku mnie również dobija. Mam nadzieje, że mi wybaczycie i zrozumiecie mnie. Przemyślałam sobie trochę i uznałam że NA RAZIE wrócę do starego harmonogramu dodawania rozdziałów czyli -> jeden rozdział w tygodniu, czasem dwa. Rozdziały będą pojawiały się w środy ew. w czwartki. 
Kocham was strasznie i wierzcie że każde kolejne wyświetlenie mojej ciężkiej pracy sprawia że się uśmiecham :) I przypominam, że komentarze jeszcze bardziej motywują do pisania :) Miłego weekendu i życzę wytrwania do 24 czerwca ;) 
All of love 
Never         

czwartek, 26 maja 2016

Rozdział 13




True Nightmare? 
12 czerwca 2015
Minęły dwa dni a Adeline nadal była rano zdziwiona, że obok niej nie śpi Grace, tylko jest sama i  śpi w pokoju gościnnym u Tho. No cóż, nie była w stanie przyzwyczaić się. Jeszcze kilka dni i wróci do siebie, gdy upewni się że Thomas da sobie radę i nie zrobi niczego głupiego. Bo z nim to różnie, może wpaść na jakiś durny pomysł albo co gorsze zbyt szybko wrócić do pracy i zrobić sobie krzywdę.
-Thomas, idę do pracy. Będę po 16 razem z Grace. Uparła się, że chce Cię odwiedzić
-I bardzo dobrze! Wreszcie jakaś rozrywka a nie tylko leżenie w tym łóżku i gapienie się na sufit
-Nie musisz gapić się na sufit
-Okey, na ściany. Białe ściany jak i sufit, biały sufit. Wariatkowo albo szpital normalnie
-To nie ja wybierałam kolor ścian tylko ty
-No idź już bo się spóźnisz do pracy
-Do zobaczenia. A i kanapki masz w kuchni, woda w czajniku, tabletki leżą w tym fioletowym koszyku, tylko nie weź więcej niż dwie i to chyba wszystko
-Dobrze mamusiu –powiedział sarkastycznie
-Zadzwonię do Ciebie podczas przerwy –wyszła z domu i zamknęła go kluczem, który dostała od Tho.
Miał być tylko w razie  ‘wypadku’ i nigdy nie pomyślała, że kiedykolwiek jej się przyda w takim wypadku. Nie chciała by się przydał, wolała gdy sobie spokojnie wisiał razem z innymi zapasowymi, które były tylko do użycia w razie wypadku. Wypadku  który nie miał się zdarzyć nigdy, tak po prostu żeby sobie wisiały i robiły za poczucie bezpieczeństwa. Niestety, zdarzył się i właśnie teraz szła spod domu Tho do swojej pracy. Spojrzała na zegarek w telefonie, śmiało zdąży jak oszacowała w myślach. Pewnie Dominica dopiero zbiera resztę swoich papierów zanim podprowadzi małą do przedszkola, przecież mają bliżej do niego niż Ade. Szła myśląc nad tym wszystkim. Przez ostatnie dwa dni widziała córkę tylko w przedszkolu, dopiero dzisiaj zdecydowała się wziąć ją do domu Thomasa bo jest piątek. A wiec jutro weekend i brak pracy czy przedszkola dla małej. W głowie układała sobie plan na dzisiejszy dzień, co zrobi z podopiecznymi, co ugotuje dla Thomasa i Grace, czy może pójdą na mały spacer i wtedy obok niej zdawało się zatrzymać auto. Drogie, czarne BMV, z przyciemnianymi szybami all’a z filmów zaraz przed porwaniem kogoś. Serce podskoczyło jej momentalnie aż do gardła a ręce zaczęły drżeć na myśl, że może zostać porwana. ‘Nie, to nie możliwe. Ja nie jestem w żadnym filmie a to pewnie pomyłka’ powiedziała sama do siebie w myślach próbując się uspokoić. Przednia szyba od strony pasażera zaczęła się uchylać, nie pozwalając jednak pokazać kto jest kierowcą.
-Wsiadaj, Adeline –dopiero teraz mogła zobaczyć, że to był ….. James –podwiozę Cię do pracy
Nie uspokoiło jej to ani trochę
-Nie, dziękuję. Przejdę się, to tylko kawałek stąd. A pan ma swoje obowiązki
-Żaden pan, już Ci powiedziałem. Mam po drodze przedszkole w którym pracujesz więc nie ma żadnego problemu bym Cię tam podwiózł
-Nie, dziękuję. –myśl o tym, że byłaby z tym człowiekiem  w jednym aucie przerażała ją jeszcze bardziej. Przecież  ona go w ogóle nie znała!
-Jesteś uparta –wysiadł z auta i je okrążył po czym  otworzył jej drzwi od strony pasażera –Wsiądź, tylko Cię podwiozę
-Chyba ona już coś panu powiedziała –usłyszała głos, znajomy głos –Ma pan problemy ze zrozumieniem?
-A pan to? –na jego twarzy zauważyła zmieszanie gdy tylko dostrzegł Thomasa. Była na niego zła, że wyszedł z domu ale jednocześnie wdzięczna
-To nie powinno pana interesować, ale jeśli tak bardzo chce pan to wiedzieć to jestem policjantem –pokazał mu odznakę policyjną na co ten zrobił jeszcze większe oczy –A to wygląda mi na próbę porwania. Chce pani złożyć donos na tego pana? –zwrócił się do niej tonem ‘nie znam cię ‘ którego tak bardzo nie lubiła ale wiedziała że był konieczny
-Nie, nie chcę. –pokiwała przecząco głową. Nie chciała odwiedzać posterunku policji, nie teraz, nie jutro, nigdy. Nie po tym, nie po tym jak się na nich zawiodła gdy nie potrafili złapać tego, który tak bardzo ją skrzywdził
-W takim razie proszę pana o zostawienie tej pani i odjechanie swoim jak podejrzewam autem bo w przeciwnym razie będę zobowiązany wystawić panu mandat za niewłaściwe zaparkowanie pojazdu w miejscu do tego nie przeznaczonym.
Mężczyzna w garniturze zacisnął usta i udał się do swojego auta po czym odjechał z piskiem opon a Adeline nie była wstanie wypowiedzieć ani słowa
-Ej, Deli. Wszystko dobrze? –jego ton zmienił się na nie oficjalny

-Dziękuję Tho…..

niedziela, 22 maja 2016

Rozdział 12




Tajemnice 
10 czerwca 2015
-Mamo, naprawdę wujek nie może zamieszkać tu z nami? Przecież się zmieścimy! –Grace próbowała przekonać Adeline do tego, że Thomas może przyjść do niech a nie jej mama musi iść tam
-Myszko, już o tym rozmawiałyśmy –kobieta przestała na chwilę pakować rzeczy do małej torby i wzięła córeczkę na kolana –Wujek po operacji potrzebuje by ktoś się nim zajął i mu pomógł. A u nas nie ma warunków księżniczko.
-A nie mogę iść z tobą? Przecież wujek mnie lubi!
-Oczywiście, że Cię lubi. Jednak wujek potrzebuje odpoczynku a tobą zajmie się ciocia Dominica i więcej czasu będziesz mogła spędzać z Jake’iem.
-Ale mamo! Ja nie chcę byś się wyprowadzała!
-Grace, skarbie, ja się nie wyprowadzam nigdzie tylko na kilka dni idę do wujka mu pomóc zanim w pełni dojdzie do siebie.
-Ale mamo!
-Będę Cię zabierała ze sobą po przedszkolu jeśli chcesz do wujka a później będzie Cię odbierała ciocia, dobrze?
-Tak! Tak może być, ale obiecujesz?
-Obiecuję
Postawiła dziewczynkę na podłodze po czym zasunęła zamek w torbie. Przełożyła ją przez ramie i chwyciła dziewczynkę za rękę
-Dopóki nie przyjdzie ciocia z pracy, będziesz u Kat i Jake’a, dobrze?
-Mhm
Zakluczyła mieszkanie, schowała klucz do tylnej kieszeni swoich granatowych jeansów i zaprowadziła córkę piętro wyżej do mamy jej najlepszego przyjaciela. Nie chciała jej zostawiać ani na chwilę, bała się, że coś może jej się stać ale Tho również potrzebował jej. Mimo, że tego nie mówił, twierdząc, że ‘dam sobie radę! Przecież jestem mężczyzną!’ ona wiedziała, że tej pomocy potrzebuje. Chociażby po to by iść do sklepu, coś załatwić, podać. Bo do diaska; on był postrzelony i kilka dni w śpiączce! A to nie jest mała rzecz tylko coś co zagrażało jego życiu! Więc postanowiła, że na kilka dni odda Grace pod opiekę swojej przyjaciółce i pomieszka z Thomasem
***
-Deli, nie traktuj mnie jak niepełnosprawnego! Przecież nic mi już nie jest! –mężczyzna próbował ja przekonać
-Thomas. Nie ma mowy. Dam sobie rade. Pójdę do sklepu i zaraz wrócę a ty masz odpoczywać. –jednak ona była nieugięta. Tho miał odpoczywać a nie latać do sklepu.
-Deli, proszę Cię. –zrobił smutną minę –To tylko małe wyjście do pobliskiego sklepu. Kilka kroków stąd
-Ehh, Tho. No dobrze, trochę tlenu ci się przyda.
Wyszli z domu i poszli do sklepu. Spokojnie robili zakupy i wtedy Adeline zauważyła coś. A raczej kogoś. Tego samego mężczyznę co wtedy ją tak bardzo przestraszył w pracy Domi… ale zaraz, kim on był….. a tak! To był jeden z szefów Domi, James jeśli dobrze pamiętała. Stał odwrócony do niej tyłem, w garniturze który bardzo dobrze pasował do niego. Był dobrze dopasowany, i jak oceniła; robiony specjalnie dla niego. Przyglądał się jakiemuś trunkowi, drogiemu trunkowi. I zdawał się, że nie zauważył jej i bardzo dobrze. Nie chciała go spotkać w ogóle, nie chciała z nim rozmawiać. Budził w niej przerażenie, sprawiał że pewna cząstka w niej zaczynała krzyczeć : uciekaj. Biegnij. Zamknij się gdzieś, zaklucz. Coś jest z nim nie tak. Jednak świadomość, że jest z nią teraz Thomas i miała się nim zając nie pozwalała jej na to. Ani to, że jest odpowiedzialna za swoją córeczkę i to ona jest dla niej najważniejsza i jej bezpieczeństwo. Chwyciła mocniej rączkę od koszyka na zakupy już chciała iść w innym kierunku i wtedy właśnie usłyszała ten głos, jego głos
-Cześć Adeline
-Dzień dobry, proszę pana –powiedziała starając się by jej głos brzmiał jak najbardziej naturalnie 
-James, jestem James. Nie pan, James Adeline. Miłego dnia Adeline –odszedł zostawiając ją przerażoną bardziej niż kiedykolwiek.
Skąd on znał jej imię?? Co o niej wiedział?? Czemu chciał by mówiła mu po imieniu?? W jej głowie pojawiło się nagle tyle pytań, tyle pytań na które nie znała odpowiedzi jednak wiedziała, że to ją przerażało. On ją przerażał
-Deli, wszystko dobrze –Thomas ją szturchnął
-Tak, chyba tak
-Kto to był? Czemu się tak boisz? Czego się tak boisz?

-To był pracodawca Dominicy, James. Nie mam pojęcia, po prostu on jest straszny…. –‘To on mnie nęka w snach’ dodała w myślach sama nie będąc do końca tego pewna