Zaufaj - całość

Prolog

Czego potrzeba żeby piękny kwiat rozkwitł?

Na pewno wody, słońca, urodziwej gleby, powietrza i oczywiście... odrobiny miłości
Ale jeżeli miłość będzie elementem zabójczym dla rośliny? Wtedy do akcji powinien wkroczyć rozsądek i troska i .... ON! Bo Miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty, lecz miłość - kiedy jedno spada w dół, 
drugie ciągnie je ku górze. Czy w tym przypadku będzie tak samo?Czy bohaterom tej historii będzie dany happy end? Czy dwa zamknięte kwiaty otworzą się nawzajem? 
Historia, która w ogóle nie powinna się zdarzyć z pozoru. 
Okrutny los, który na wszystkie ich rany da trochę dobra. Splecie ich historie
Czas nie uleczył jeszcze ran mimo wielu lat
Może nawzajem to zrobią?
Jedno jest wiadome na 100% po ich spotkaniu nic już nie będzie takie same
Żaden poranek, żadna noc, żaden wypad; nic już nie będzie miało takiego samego smaku
Więc czy nieszczęście połączy dwie poranione dusze?







Myśl 

-To co najważniejsze najpierw rodzi się w głowie.
Ma również pewną drogę do pokonania....-



Początki są trudne

14 lipiec 2008 rok
-Nie bój się. Będziesz się tu dobrze czuła -pani Lisa chwyciła za rękę małą dziewczynkę ubraną w czerwoną sukienkę
Z drugiej strony pani Naomi, dyrektorka placówki akurat ją przedstawiała:
-Dzieci jak pewnie wiecie, dziś trafi do nas nowa koleżanka Natellie Ross. Mamy nadzieję, że przyjmiecie ją miło. Natallie chodź do nas -drzwi otworzyły się ukazując małą dziewczynkę, która niepewnie patrzyła na inne dzieci
Dziewczynka zrobiła krok do przodu i z niepewnością podała rękę kobiecie. Ta pochyliła się:
-Mam nadzieję, że szybko znajdziesz rodzinę i tego Ci z całego serca życzę -pocałowała ją w oba policzki- dołącz do dzieci -delikatnie pchnęła ją w stronę gromadki
Natallie czuła się bardzo nieswojo, choć wszystkie dzieci się do niej uśmiechały, przedstawiały się. Ona też czuła się coraz bardziej pewnie. Nagle podbiegła do niej blond włosa dziewczynka
-Cześć. Jestem Julianna, ale mów mi Julka albo Julia. Będziemy razem w pokoju. Zobaczysz spodoba Ci się -przytuliła ją
Jednak ona miała już dosyć. Tyle dzieci, tyle nowych twarzy. 
-Zapraszam do stołu -głos pani dyrektor rozniósł się po sali
Dzieci udały się do części jadalnianej pokoju
-Chodź -Julia chwyciła ją za rękę -usiądziemy razem a później pokaże Ci nasz pokój -Julli praktycznie nie zamykała się buzia, przeciwnie do Nati
Chwilę później podano pomidorową. Nati zjadła tylko troszkę. Nie miała ochoty jeść mimo, że zupa była naprawdę smaczna
-Nie smakuje Ci? -pani Lisa spytała, gdy podeszła do dziewczynek
-Jest dobra, ale nie chcę jeść
-Za dużo wrażeń?
Tylko przytaknęła głową. Kobieta była bardzo zdziwiona, zazwyczaj dzieci były bardziej rozmowne, a ona.... no cóż. Była bardzo zamknięta w sobie i nie śmiała. 'Może jeszcze się otworzy'-myślała wychowawczyni. Po posiłku Julka zaprowadziła a raczej zaciągła Natallie do ich pokoju. 
-Łóżko pod oknem jest moje, ale jak chcesz możemy się zamienić. Dla mnie to bez różnicy
Dziewczynka pokręciła głową i wzięła swój plecak, który już był w pokoju
-Jezu, ale ty mało mówisz

Wzdrygnęła ramionami i zaczęła się rozpakowywać, Nie miała dużo rzeczy, dwie pary jeansów, trzy spódniczki, dwie sukienki, może z dwanaście bluzek, kurteczkę, cztery pary butów. Ostatnie co wyciągnęła był pluszowy miś i fotografia
Powiesiła ją koło łóżka, żeby od czasu do czasu móc na nią spojrzeć.Julianna przyglądała się koleżance, aż w końcu podeszła do niej i pokazując na zdjęcie spytała:
-Co ona przedstawia?
Nati spuściła głowę, nie chciała rozmawiać z Julią, nie chciała rozmawiać z nikim. Chciała być sama. Tak całkiem samiutka. Nie potrzebowała rozmowy, pocieszeń, nie potrzebowała nikogo. Zamiast tu mogłaby trafić na bezludną wyspę, na pewno czułaby się lepiej. Mimo, że była 10-latką była strasznie poważna i dojrzała. Julianna jeszcze kilka razy próbowała porozmawiać z nią, ale ta w ogóle się nie odzywała. Siedziała na łóżku ciągle wpatrzona w jeden punkt
-Pozwól, że pójdę pierwsza do łazienki -znowu żadnego odzewu
Gdy po kilkunastu minutach wróciła do pokoju zaniemówiła. Natallie siedziała na parapecie i nuciła co jakiś czas śpiewając. Julianna stała z otwartą buzią. Nie znała jej od tej... radosnej strony. Wydawała jej się inną osobą, inną dziewczyną. Nie tą smutną, tylko wesołą. Chciała by taka już została. Natallie w ogóle jej nie zauważyła i nuciła dalej przez dobre kulka minut. Dopiero, gdy skończyła, dojrzała ją. Od razu spoważniała i spuściła głowę
-To było takie.... prześliczne -wydusiła w końcu -Kto Cię tego nauczył?
-Moja mama -podniosła głowę - Zawsze mi to śpiewała
Julka podeszła do niej i ją przytuliła
-Możesz mi ufać. Chcę być twoją przyjaciółką.......

Dwie dusze
6 lipiec 2012
Natallie stała w pokoju głównym z Julianną i zastanawiała się czemu dała się jej tu wyciągnąć. Wprawdzie była, a raczej uczestniczyła w takim czymś pierwszy raz, ale od razu czuła, że tu nie pasuje. Inne dziewczyny były ubrane w kolorowe sukienki, a ona w zwykły dres. W sumie w tym było jej najwygodniej. Ciekawił ją chłopak, który miał tu dzisiaj trafić, lecz nie dała tego po sobie poznać. Miał dość nietypowe imię i historię podobną do jej. Przynajmniej z tego co słyszała. Chociaż z tym również różnie bywa
-Uważaj, zaraz wyjdzie -Julia szturchnęła ją -Halo? Jesteś tu?
-Tak, słyszę
Nati wahała się czy czasami nie uciec, choć na to chyba było już za późno. Cztery lata wcześniej to ona była przedstawiana. Pamięta jakby to było wczoraj. Każde słowo nadal było w jej głowie.I pomidorowa, która z roku na rok zdawała się być coraz lepsza
-Już! Już!-Julia aż piszczała
Rzeczywiście, drzwi się otworzyły ukazując nastolatka z kapturem na głowie. Był inny niż się spodziewała. Stał wpatrzony w podłogę. Milczał. Nie reagował na pytania pani Naomi. Nati chciała się śmiać, ale ostatecznie powstrzymała się. 'Nie daj się. Bądź twarda' pomyślała
Jakbym ciebie widziała. Patrz idzie tu!
Wzdrygła ramionami. Było jej wszystko jedno. Chociaż nie, nie chciała z nim rozmawiać. Nie słyszała jednak jeszcze, żeby coś powiedział. Może nie zwróci na nią uwagi i ją ominie? Oby tak było. Wtedy tylko jeszcze musiałaby przetrwać powitalną pomidorową, jeżeli nie udałoby się jej wymknąć w tym zamieszaniu. Z natłoku myśli wyrwał ją nieznajomy głos
-A ty?
Podniosła wzrok i zauważyła, że chłopak się jej przygląda
-Co ja?
-Jak masz na imię?
No tak, nie ominął jej
-Natallie
-Ładnie -rzucił i poszedł
Ucieszyła się, że już poszedł. Nie miała ochoty na żadne konwersacje. Najchętniej już by uciekła, lecz bezpieczniej było chwilę poczekać. Na samą myśl o chwili w samotności sam na sam z muzyką mimowolnie się uśmiechnęła. Według jej obliczeń za trzy... dwa... już
-Zapraszam do stołu -głos pani dyrektor rozniósł się po sali
Tak jak przewidywała. Teraz w tym zamieszaniu śmiało mogła ulotnić się nie zauważalnie. Nie widziała również tego nowego. Pewnie współlokator go 'porwał'  o ile był podobny w charakterze do Julii. Mniejsza o to. Szybko poszła w kierunku korytarza, gdy już w nim była nie spieszyła się tak. Był już prawie na schodach , kiedy usłyszała gwizdnięcie. 'Kurde' pomyślała i obróciła się na pięcie. Zamurowało ją
-Nat, nie wolno się tak wymykać 
-A ty co tu robisz?
-Powiedzmy, że nie lubię oficjałek. A ty?
-Powiedzmy, że tak samo -Coop się uśmiechnął -Co tak się szczerzysz?
-Jesteś inna niż wszystkie -teraz Natallie się uśmiechnęła
Miała rację, on był do niej podobny, ale i tak niepotrzebnie okazała emocje. Nie chciała przyjaciół. Wystarczyła jej Julianna
-Często się zamyślasz. Chodź, potrzebne Ci trochę powietrza
Wcześniej wydawało jej się, że chłopak jest zamknięty w sobie, a teraz? Sama siebie też nie poznawała. Zwykle nic nie mówiła, a teraz rozmawiała z nim
-Chodź
-No dobra -dopiero po chwili zdała sobie sprawę, ze zgodziła się ale na zmianę decyzji było za późno
Wyszli na ogród domu dziecka. Wokoło było wiele drzew, kwiatów. Wszystko zdawało się tętnić życiem. Usiedli gdzieś na trawie i jakby nigdy nic rozmawiali. Pani Naomi zobaczyła ich z okna swojego gabinetu i była zdumiona. Nidy nie widziała, żeby Natallie z kimś rozmawiała a co dopiero śmiała się. Tymczasem zaczęło się już robić ciemno i chłodno
-Brrrr.....ale chłodno
Cooper ściągnął swoją bluzę i podał ją jej
-Ubierz
-Co?! Nie
-Ubieraj i nie marudź
                                       
Ach, ta matematyka
09 lipca 2012
W ciągu ostatnich trzech dni Natallie nie widziała w ogóle nowego. Tak zwykła go nazwać. Nie miała też jak oddać mu jego bluzy. Nadal ją trzymała u siebie. Już i tak cały czas Julianna jej dogryzała. Sugerowała, że są parą, ale starała się ją olewać. Miała ważniejsze sprawy na głowie. Już jutro miała pisać test kompetencyjny z matematyki. To była jej pieta Achillesowa. Wprawdzie Julia oferowała jej pomoc, jednak ta jej nie przyjęła. Wolała sama się uczyć. Chociaż od tego testu zależało czy zda do następnej klasy. Głupie uzyskanie 68% sprawiało heh trudność. Uczyła się już kilku godzin a wydawało jej się, że stoi w miejscu
-Czego się znowu uczysz> Nie było Cię ani na śniadaniu ani na obiedzie -rzuciła Julia, gdy tylko przekroczyła próg pokoju
Nati w odpowiedzi tylko podniosła trochę wyżej książkę i wróciła do nauki . Miała jeszcze sporu czasu z pozoru, a materiału jeszcze więcej
-Możesz się przemęczyć - rzuciła na jej tapczan jabłko - zjedz
-Nie
-Jak tam chcesz
Znowu wróciła do powtarzania materiału. Rzuciła okiem na zegar wiszący koło drzwi. Wskazywał 13:23. Mimo wczesnej pory chciało jej się spać. Tak jak zwykle. Wolała spać całe dnie niż rozmawiać z kimś. To też był jej jeden z wielu sposobów na spokój. Teraz jednak nie chciała spać. Nawet nie zauważyła kiedy zasnęła. Gdy się obudziła było po 21. 'O f#ck' - pomyślała. Zauważyła, że Julia już spała. Nie chcąc jej budzić po omacku ubrała bluzę i wziąwszy książkę wyszła z pokoju. Dopiero na jasnym korytarzu zauważyła. że ma na sobie bluzę Coopa. Nie miała czasu by się wracać. Cichutko poszła do pokoju głównego i usiadła przy jednym z biurek, zapalając lampkę. Musiała się jeszcze dużo uczyć, a czas leciał nie ubłaganie. Kolejny raz rozwiązywała ćwiczenie, to samo ćwiczenie bez pozytywnego rezultatu. Nawet nie usłyszała kroków
-Powinnaś coś zjeść -ze strachu aż podskoczyła -Nie musisz się mnie bać -poczuła rękę na swoim ramieniu
-Nie boję się. Po prostu nie spodziewałam się ciebie -ściągnęła bluzę i mu ją podała -twoja
-Możesz ją wziąć. Od rana nic nie jadłaś -podał jej talerzyk z kanapką -twoja ulubiona
Zastanawiał się skąd wiedział. 'A tak' Julianna za dużo mówi. Jutro oberwie się jej 
-Dziękuje
Cooper zauważył co robiła. Znał te ćwiczenia. Sam dwa lata wcześniej miał je w szkole. Jednak z matematyką nigdy nie miał problemów w szkole. Chciał jej pomóc i to zrobi
-Pomogę Ci
-Nie trzeba -powiedziała kończąc kanapkę, naprawdę była głodna
-Trzeba, trzeba. Na kiedy to masz?
-Na jutro
-Będzie trudno, ale damy radę -powiedział przynosząc sobie krzesło
Usiadł koło niej i zaczął jej tłumaczyć. Słyszała go z uwagą. Był lepszy niż jej matematyk, profesor Hitew. Z każdym ćwiczeniem wydawało jej się, że coraz więcej umie. Nawet nie skapnęła się, gdy było koło północy. Właściwie przerobił ju ż z nią cały materiał, tylko już powtarzali .
-Dziękuje Ci bardzo -powiedziała na końcu
-Spoko -uśmiechnął się- zawsze możesz do mnie przyjść po pomoc
-Jesteś moim najlepszym kumplem -przytulili się
-Idę jutro z tobą
-Nie musisz
-Ale chcę
Cieszył się, że mógł jej pomóc. To było fajne uczucie, tym bardziej, że zyskał spoko kumpla. Szczerze dogadywał się z nią lepiej, niż z nie jednym chłopakiem. Nie miał problemy z tym,  że była dziewczyną. Dla niego była po prostu kumplem. Tymczasem ona była na siebie zła. Złamała swoją zasadę,. No, ale czasu nie cofnie. I chyba nie chciała tego robić
-Odprowadzę Cię
-Nie trzeba
-I tak to zrobię, czy Ci się to podoba czy nie -wyszczerzył się
Wstał razem z nią i cały czas szedł za nią. Gdy doszli do jej pokoju rzucił: 
-Do zobaczenia na  śniadaniu. Masz być
-Może
Weszła do pokoju i zamknęła drzwi. Rzuciła się na tapczan i momentalnie zasnęła.....



Zwolnij trochę

Rano Natallie obudziła się z dziwnym uczuciem, że ktoś się jej przygląda. Otworzyła oczy i rozejrzała się. Ujrzała Coopera siedzącego na jej krześle.
-Nie było Cię na śniadaniu
-Jak ty tu wszedłeś? -usiadła na łóżku
-Julka mnie wpuściła -wyszczerzył się - Powinnaś wstawać
-To wyjdź -znowu opadła na łóżko i zakryła się całkowicie kołdrą
Coop wstał i wyszedł z pokoju rzucając tylko 
-Jeszcze tu wrócę
Nati wyskoczyła z łóżka i ubrała się w pierwsze co wpadło jej w ręce. Wyszła
-Idziemy
-Szybko Ci to poszło
-A, bo zapomniałam dodać : śpieszymy się. Przeliterować? 
-Nie trzeba, królewno
-Bardzo zabawne
Ledwo za nią nadążał. Na serio była szybka
-Możesz trochę zwolnić?
-Okej
Trochę zwolniła, lecz dla niego i tak było szybko. Myślał, że to on miał dobrą kondycję, ale w porównaniu z nią był słabiuteńki. Ciekawy był czemu wcześniej o niej nie słyszał. Znał duo sprinterek w jej wieku. A ona?Żadna przecież nie nazywała się Natallie Ross. Poznał ją tak nagle i od razu polubił. W pewnym sensie pomogła mu się oswoić z nową rzeczywistością, z życiem w domu dziecka. Tak jakby pokazały mu swój świat, on uznał, że też musi wziąć ją w swoje strony. Nie wiedział ile lat już tu jest, ale od razu czuł, że potrzebne są jej wakacje od szarej, smutnej codzienności.
-Jesteś sprinterką? -spytał, łapiąc zadyszkę - Przez Ciebie będę miał zakwasy
-Nie jestem i nie przesadzaj. Sport to czyste zdrowie
-Ale ja serio mówię! Ledwo nadążam
-To biegnij - z słodkim uśmiechem ruszyła biegiem, nie zważając na niego
-Ej!
Ruszył za nią. Nie raz zdawało mu się, że jeszcze trochę i ją dogoni, jednak zawsze wybiegała coraz dalej w przód w momencie gdy miał ją złapać. Chciało mu się śmiać. Gdyby oglądał to z boku na 100% uznałby, że to wariacie się gonią po środku miasta. Jednak to działo się na serio i jednym z wariatów był ON sam. Nagle się zatrzymała, więc po chwili ją dogonił
-To tu -poklepała go po ramieniu- Dałeś radę
-Uff. Wchodzimy?
-Mhm
Weszli do wielkiego, starego budynku, który według niego w niczym nie przypominał szkoły.  A w szczególności jego szkoły. Bardzo się różniły. W środku może nie było wielkich wielkich różnic. Szkoła jak szkoła. 
-To ta sala -nawet nie zauważył, że doszli do sali z numerem 14- Trzymaj kciuki
-Oczywiście
I znikła w sali. W tym czasie on wyjął telefon i zaczął sprawdzać co jakiś czas godzinę. Po kilkunastu minutach usiadł na podłodze. Bolały go mięśnie przez nią i za to miał ochotę ją udusić. Od początku było po niej widać, że jest buntowniczką. Nie słuchała poleceń ani próśb. Była indywidualistką. I też chyba za to ją polubił. Wstał, gdy usłyszał dźwięk naciskanej klamki. Po chwili wyszła z opuszczoną głową. Pomyślał, że oblała.
-Zdałam! Uzyskała 87%! -powiedziała w końcu
Chwycił ją w ramiona i obrócił czego się nie spodziewała
-Wiedziałem -powiedział kiedy postawił ją na podłodze
-Dziękuje
-Nie ma za co. Zabieram Cię na pizze. Uczcimy to
-No dobra.
Wyszli ze szkoły i skierowali się w kierunku pizzerii. Tym razem nie musiał jej gonić. Cały czas rozmawiali, jednak nadal byli skryci.
-Zapraszam -otworzył jej drzwi
-Dziękuje
Zajęli miejsce i zamówili pizze. Siedzieli tak dobre dwie godziny
-Chyba powinniśmy wracać. Pani Lisa będzie się o Ciebie martwić
-A o ciebie nie?
-Jesteś młodsza
-Dyskryminujesz mnie
-Wcale nie. Chodźmy
Po kilkunastu minutach byli w centrum
-Mieliśmy iść.... -przerwała, bo zauważyła co chciał jej pokazać -Wow. Nigdy tu nie byłam 
-No widzisz -ruszyli dalej
Znowu odprowadził ją pod same drzwi

-Jak jutro się obudzę, a ty będziesz siedział na moim krześle w moim pokoju to ciężki jest twój los......



Zabiłem ją

**Rozdział nie jest ocenzurowany!**
Zamknęła drzwi zauważyła, że Julia siedzi i coś czyta. Gdy podeszła bliżej zauważyła, że to jej pamiętnik. Jej prywatna rzecz! Jej pamiętnik! I wtedy i ona ją zauważyła.
-Czemu ze mną nie porozmawiałaś? Chcę Ci pomóc
Natallie nic nie odpowiedziała
-Aha czyli wolisz pogadać z swoim nowych chłopakiem niż z przyjaciółką
-To nie jest mój chłopak! Mam swoje problemy i tyle -wyrwała jej pamiętnik
-Nie chcę byś zrobiła głupstwo, byś to zrobiła. Nie chcę, rozumiesz?
-Ja też, ale...
-Co ale?! Rozumiem, że jest Ci ciężko, ale musisz iść dalej. Jeszcze cztery lata i wyrwiemy się stąd. Uśmiechnij się -Julia wstała i ją przytuliła
Dawno nie zamieniła z nią więcej niż jedno zdanie. Wiedziała, że jej przyjaciółka miała 'głupie' myśli, bo tak to można było nazwać, ale nie była świadoma skali
-Proszę nie mów Cooperowi. Nie chcę być dla niego problemem jak dla Ciebie
-Nie jesteś dla mnie problemem. Dobrze nie powiem -jeszcze raz ją przytuliły
Porozmawiały jeszcze kilka minut, choć jak zwykle tylko Julianna mówiła i położyły się spać. Nati momentalnie zasnęła, przeciwnie do Juli. Na razie nie będzie nic mówiła Coopowi. Poczeka na dalszy rozwój wydarzeń
*Rano Natallie znowu miała wrażenie, że ktoś na nią patrzy. Ospale otworzyła oczy i spojrzała na swoje krzesło. Nie było na nim Coopa. Spojrzała na stronę Julki, ani tam go nie było. Ucieszyła się i obróciła na lewy bok. Otworzyła jedno oko, by się upewnić, że go tu nie ma. I wtedy go zauważyła. Stał z głupim uśmieszkiem wpatrując się w nią
-Zabiję Cię! Miało Cię tu nie być
-Powiedziałaś, że nie mam siedzieć na twoim krześle i nie siedzę
-Al;e tu jesteś, a miało Cię nie być -wyskoczyła z łóżka jak oparzona -Jesteś głupi
Uniósł ręce w geście obronnym
-Źle zrozumiałem. Nie możesz mnie winić

-Specjalnie to zrobiłeś. Ja już Cię znam. Pożałujesz -zagroziła mu palcem
-Czekam
Chciała go uderzyć z pięści w brzuch, ale ją chwycił za nadgarstek. Próbował również go kopnąć i w sumie trafiła go w nogę, ale tym samym sama się wywróciła
-O fuck -przeklął i spojrzał na Natallie
]Ona postanowiła udawać martwą, żeby go przestraszyć. Przez pierwsze kilka sekund myślał, że się z nim bawi, lecz później ostro się przestraszył. Leżała i się nie ruszała
-Natallie! Natallie! -przykucnął obok niej i spróbował wyczuć czy oddycha, jednak ona specjalnie przestałą na chwilę oddychać. Jeszcze bardziej się przestraszył. Wstał -Jezu! Ona nie żyje! Ona, kurwa nie żyje! Zabiłem ją! To moja wina
Usiadł na jej łóżku i schował twarz w dłonie
-Nie bądź baba, albo bądź jak chcesz -wydawało mu się, ze słyszy jej głos, jej delikatny głos
-Oh, Natallie.... Gdybyś żyła już nigdy nie zrobiłbym czegoś wbrew tobie
-Obiecujesz?
-Tak obiecuje
Ale zaraz?! Czemu duch z nim rozmawia?! Instynktownie spojrzał w miejsce gdzie leżała.... a teraz jej nie było! Spojrzał w lewo i zobaczył ją. Siedziała, cała i zdrowa. Od razu ją przytulił
-Ty żyjesz
-Ale zaraz mnie udusisz.
Puścił ją
-Przepraszam. Przestraszyłaś mnie. Jesteś dla mnie jak siostra -potarmosił jej włosy
-Ej! -zaczęła go łaskotać i spadli z łóżka
Wtedy do pokoju weszła Julianna. Stała z otwartą buzią, była zaskoczona tym widokiem....



Nie ładnie tak grzebać komuś w rzeczach

-Może ja wam nie będę przeszkadzała -zaczęła się wycofywać
-Nie trzeba -Natallie momentalnie zeszła z Coopera -My tu nic nie robiliśmy
-Właśnie widziałam
Nat wciągła ją do pokoju i zaczęła w półsłówkach wszystko tłumaczyć intensywnie gestykulując rękoma. Miała nadzieje, że przyjaciółka jej uwierzy. Tymczasem Coop nadal siedział na podłodze i przyglądał się im. Wyglądały bardzo zabawnie. Kiedy w końcu skończyły wtrącił się
-Może pomożecie mi wstać?
-Dasz radę -poklepała go po ramieniu
Wstał zawiedziony i usiadł koło Naty 
-Kogo to zdjęcie? -wskazał na fotografię koło jej łóżka

-Oczywiście, że Natallie. Zostało zrobione krótko po tym jak tu trafiła. Wygląda na nim prześlicznie, choć ona twierdzi, że wyszła brzydko
-Bo to prawda -wtrąciła się
-To ty chyba nie widziałaś brzyduli -wybuchnął śmiechem
Natallie wytknęła mu język
-Ciekawe, czy będzie Ci do śmiechu kąpiąc się w lodowatej wodzie
-A skąd ty wiesz kiedy biorę prysznic? Może to Jul?
-Bo ty zawsze śpiewasz jedną piosenkę. A dla pewności mogę zajrzeć -teraz on wytknął jej język
-Zakluczę drzwi
-Otworze je
-Nie 
-Tak
Zaczęli się kłócić. Julianna przyglądała się temu kilka minut, byli zabawni
-Idź, bo jak Cię kopnę
-Hej! -Julia krzyknęła -Ogarnijcie się!
-Właściwie muszę na chwilę wyjść -Coop wstał i skierował się do drzwi - Ale nie martw się, zaraz wrócę, złośnico -wychodząc wypadł mu portfel
Dziewczyny od razu to zauważyły i go podniosły. Zamierzały go mu oddać, jednak, gdy Nat zauważyła stare, wystające zdjęcie, bez wahania wyciągnęła je.
-Nie powinnaś tego ruszać
Jednak ona już je oglądała i nie mogła powstrzymać się od śmiechu
-No dobra pokaż
Po chwili obie się śmiały, a nawet ze śmiechu turlały po podłodze. Gdy Coop wrócił, na początku nie rozumiał co się dzieje, ale gdy dostrzegł zdjęcie w jednej chwili zrozumiał. Nie był wściekły, chciał.... sam nie wiedział co chciał
-Która wpadła na ten pomysł?  -spytał i dopiero wtedy go ujrzały. Miał bardzo poważną minę, wręcz przerażającą
-Ona -Julianna wskazała na Natallie, a ta z głupim uśmieszkiem wstała
-Oj, doigrałaś się. Co ja z tobą mam -zaśmiał się
-Złap mnie, mądralo
Rzuciła się do ucieczki. Prześlizgnęła się obok niego i biegła korytarzem. Chciała się z nim pościgać. Wreszcie miała godnego przeciwnika. Kiedyś był nim jej tata, oh jaj jej teraz go brakowało. Przyzwyczaiła się już jednak. A raczej nauczyła się żyć z myślą, że została na tym świecie sama, całkowicie sama. No może nie aż tak całkowicie, ale tylko Bóg jedyny wiedział gdzie teraz Mikey się podziewał. Pewnie wędrował gdzieś ze swoją grupą, jeżeli jeszcze BiLong istniało. Musiał się jednak teraz ogarnąć, bo usłyszała głos Coopera. To nie czas na rozmyślania
-Zaraz Cię złapię
-W twoich snach
Przyspieszyła jak najbardziej umiała. Serce waliło jej jak szalone. On ledwo już biegł. Ale skoro za cel postawił sobie, ze ją złapie, to musi tego dokonać. Już raz prawie ją złapał, lecz ona znowu wyślizgnęła mu się z rąk. Przeklął pod nosem, choć było to tu zakazane
-No poczekaj, proszę. Nie mam siły, nie gniewam się już
-Trudno

Natallie obliczyła, że jeszcze kilka metrów i będzie na zewnątrz. Nie wiedziała, gdzie dalej pójdzie, lecz była pewna, ze wróci późnym wieczorem. Już nie raz tak robiła i wszystko było okej. Nie zauważyła jednak koszyka stojącego prosto przed nią........


Mogę ich udusić? 

Natallie obudziła się następnego dnia. Obok niej oparty o ścianę na podłodze spał Cooper. Był ostatnią osobą na świecie, którą chciała tu teraz widzieć. Mimo bólu głowy oparła się o łokcie
-Hej książę, nie za wygodnie Ci? -trąciła go nogą
Natychmiast się obudził
-W sam raz -przeciągnął się -A ty jak się czujesz?
-Całkiem spoko
Wstała i dopiero wtedy zauważyła, że jest w głupiej, słodkiej piżamie
-Kogo to był pomysł?
-To zemsta -puścił jej oczko i roześmiał się
Wywaliła go z pokoju i spojrzała w lustro.

 Rzeczywiście wyglądała komicznie. Chyba należało jej się. Ubrała się szybko i zeszła na dół. Nigdzie jednak nie spotkała kogokolwiek. Weszła do salonu, który jako jedyny pokój był ciemny. W ogóle wydawało jej się to podejrzane. Nagle zapaliło się światło ukazując wszystkich. Byli ubrani kolorowo a pośrodku stał tort a raczej ciasto, które miało go parodiować

-Wszystkiego najlepszego!
Była zaskoczona. Nikomu nie mówiła kiedy ma urodziny. Nikomu oprócz.... Julii. Oh, ta dziewczyna
-Cieszysz się? -właśnie ona była przy niej pierwsza
-Jestem normalnie...
-Szczęśliwa? Zaskoczona? Radosna?
-Nie, jestem wkurzona -jej oczy wydawały się ciskać piorunami
Coop widząc narastający gniew podszedł do nich
-Najlepszego -próbował ją przytulić, ale odepchnęła go
-Pozwoliłeś na to? -wymierzyła w niego palcem
-Tak
Miała ochotę go udusić, albo najpierw ją a później jego. Ale to nie było to czego najbardziej chciała w tym momencie. Po prostu postanowiła wyjść i to zrobiła. Znów poczekała, aż zrobi się trochę zamieszania i poszła sobie. Poszła na piętro a stamtąd na dach. Nieraz już tu przychodziła, gdy chciała być sam ze swoimi myślami. Powietrze znajdujące się tu było orzeźwiające a wiatr rozwiewał włosy na wszystkie możliwe strony. Przypuszczała, że nikt nie zauważył  jej zniknięcia. Jak zwykle zresztą. Pasowało jej to. Od czterech lat nie obchodziła urodzin i teraz nie zmieni tego. Ważne, że wiedziała kiedy będzie pełnoletnia i wyrwie się stąd. Robiło się coraz ciemniej. Jeszcze chwila i wróci do pokoju. Jednak nagle poczuła czyjąś rękę na ramieniu. Instynktownie odwróciła się
-Przestraszyłeś mnie
-Nie powinnaś tu być. To niebezpieczne
-Ale jest cicho
-Czemu poszłaś?
-Nie lubię oficjałek, mówiłam już
-No tak
Usiadł obok niej i rozejrzał się
-Zapiera dech w piersiach
-Wiem, temu też lubię tu przychodzić
-Czas na prezent ode mnie. Zabieram Cię na wycieczkę, w moje rejony
-Hahaha, zabawne
-Mówię serio, rozmawiałem już z wychowawczynią. Pozwoliła na trzy dniowy wypad. Za dwa dni wyruszamy. Zabierz odpowiednie rzeczy
Natallie na samą myśl o wycieczcie chciało się skakać ze szczęścia. Dawno nie była gdziekolwiek. I to był jedyny plus dzisiejszego dnia. Przytuliła się do niego

-Dziękuje
-Nie ma za co
Fajnie się czuł, wiedząc, że ma prawdziwą przyjaciółkę. Nie plastikową laleczkę, która co chwilę pudruje nosek i poprawia kreski. Przyjaciółkę z którą mógł porozmawiać jak z kumplem. Czuł się również jak taki starszy bat, którym nigdy nie był. Zawsze to on był tym najmłodszym, najgłupszym, bez prawa do własnego zdania. Teraz czuł się tym starszym. I było mu z tym dobrze
-Powinniśmy już wracać -podał jej rękę by pomóc wstać
Odprowadził ją pod same drzwi, czuł się za nią odpowiedzialny
-Do zobaczenia młoda
-Do zobaczenia nowy -odpłaciła mu się pięknym za nadobne
Po wejściu do pokoju kolejny raz rzuciła się na łóżko i udała w piękną krainę snu

*Rozdział nie jest ocenzurowany!!!!*
On woli mnie

Natallie zawsze była wielkim śpiochem, jednak dzisiaj przesadziła. Było już po 13 a ona jeszcze nie wstała.
-Może ruszysz wreszcie swój tyłek? -kolejny raz ten sam głos, który tak 'kochała'
-Co ty tu robisz? -ospale przeciągła się -mówiłam już, ma Cię tu nie być
Zaśmiał się. Kto jak kto, ale jemu nikt nie ma prawa mówić co ma robić a czego nie. Rozejrzał się po pokoju. Strona jej współlokatorki, jak jej tam było, a tak Julia, była bardziej kolorowa i oklejona. A strona Nat? Oprócz jednego zdjęcia była pusta. Spojrzał na nią teraz. Nienawidził, gdy ktoś go olewał a ona właśnie to zrobiła! Zlekceważyła go i dalej poszła spać. Podziałało to na niego jak płachta na byk!. Zrzucił z niej kołdrę i z powrotem usiadł na krześle. Jak się spodziewał momentalnie się obudziła.
-Oddawaj kołdrę, kretynie!
-Zapomnij, księżniczko. Masz wstać
-Pan Zasiedmiogórogrodu się znalazł
Nie mógł powstrzymać się od śmiechu
-Do usług, Fiono
Teraz to ona parskła śmiechem
-Shreku, potrzebuje chwili samotności
To już nie było śmieszne. Przecież ona porównywała go do ogra! Nie żeby miał coś do niego, ale osobiście uważał, ze jest przystojniejszy
-Jestem przystojniejszy
Ze śmiechu spadła z łóżka
-No co? Wolisz mnie czy ogra?
-Hm... trudna decyzja.... ogra poproszę. A teraz wyjdź
-Jeszcze wrócę -i wyszedł
Zraniła jego męską dumę, chociaż spodziewał się takiej odpowiedzi. Musiał jeszcze coś załatwić przed jutrzejszym wyjazdem. Ona ubrała się i zeszła na dół. Zajrzała do kuchni i po wzięciu jabłka wyszła na zewnątrz. Mimo wysokiej temperatury miała na sobie bluzę od Coopa. Dobrze się w niej czuła. Rzadko tu wychodziła, a jeśli już to na krótko. Teraz też miała już wracać, gdy natknęła się a raczej miała zaszczyt wpaść na Księżniczkę Cece
-Uważaj jak łazisz, sieroto -ohhh ten piękny język 'księżnej'
-O co Ci chodzi
Cecylia wybuchła śmiechem
-Myślisz, że ot tak -pstrykła palcami -możesz mi zabrać tego nowego?!
-Ja nic....
-Nie udawaj! On jest mój!
Natallie chciała ją ominąć, ale ta ją szturchnęła
-Nigdzie nie leziesz
-Słuchaj idiotko. Nawet nie wiesz jak on ma na imię! Najwidoczniej on woli mnie -chwyciła szklankę stojącą obok i ją oblała
-Ty dziwko!
Teraz bez problemu ją ominęła i ruszyła biegiem do pokoju. Sama nie wierzyła w to co właśnie zrobiła. Zazwyczaj starała się nie wchodzić Wielkiej Paniusi w drogę. Na początku wydawała się grzeczna, lecz później pokazała swe różki. Wielka Paniusia z bogatego domu, której rodzina nie chciała, bo wstyd było za nią. Chciała się nią nie przejmować, ale nie potrafiła. Usiadła na podłodze, opierając się o ścianę. Gdzie był Cooper i Julianna, gdy ich potrzebowała. Julia była pewnie na kolejnym spotkaniu tego durnego kółka teatralnego, durnego według Natallie. A Coop? Wcięło go gdzieś. Chwyciła bluzę od niego. Miała ochotę ją pociąć. Wystarczyło by się tu pojawił, a już wszystko się sypało. Wszystko. Absolutnie wszystko! Nie miała już ochoty jutro z nim gdziekolwiek iść. Nawet jeśli tu przylezie, będzie głucha. Niepotrzebnie w ogóle zaczęła z nim rozmawiać. Rozpłakała się. Zrzuciła wszystko z biurka. Znowu usiadła na podłodze i wtem Wielmożny Pan się znalazł
-Co się tu stało?
-Wyjdź stąd! Wyjdź z mojego życia!
-Ale...
-Won!
-Nie, nie zostawię Cię -podszedł do niej- Co się stało?
Opowiedziała mu wszystko, omijając wątek z 'On woli mnie'. Nic do niego nie czuła, ale nie chciała dwuznaczności. Niepotrzebny jej zakochany przyjaciel, jeśli tak mogła go nazwać. Przytulił ją do siebie
-Wolę przyjaźnić się z tobą niż z taką idiotką
Zaśmiała się. Przypuszczała, że nigdy z nią nie rozmawiał, a już miał o niej jakieś zdanie. Zgadzała się z nim pod tym względem. 
-Powinnaś iść spać. Jutro mamy trochę do przejścia
-Nie
-Chodź -chwycił ją za rękę i usiedli na łóżku
Objął ją ramieniem. Zasnęła


Nie dawna przeszłość


Cooper przyglądał jej się jakiś czas. Była jak taki zamknięty kwiat, delikatny, wrażliwy. Wyglądała bardzo słodko jak tak spała. W końcu zmusił się by wstać, zrobił to tak, by się nie obudziła. Położył ją i przykrył. Podniósł książki z podłogi i kilka innych rzeczy i w drzwiach spotkał Juliannę
-Dopiero zasnęła -wskazał na łóżko - Mogłabyś ją spakować? Zabieram ją na wycieczkę
-Jasne, nie ma problemu
-Dzięki
***
Gdy Natallie się obudziła nie było przy niej Coopa. Na sąsiednim łóżku siedziała tylko Julia
-Dzień dobry
-Cześć -usiadła i się przeciągnęła
Po czym poszła do łazienki się obrać. Wychodząc spotkała chłopaka
-Czyżby śpioch wstał wcześniej?
-Nie mogłam spać
-Zjadłaś już śniadanie?
-Nie
-To leć, bo w sumie możemy już ruszać
Jak na skrzydłach poszła do kuchni. Chciała już się stąd wyrwać, choćby na dwa dni. Poczuć się w jakimś stopniu wolna. Ledwo weszła do kuchni a już usłyszała kto ją obgaduje. Wielka księżna nie zepsuje jej tego dnia. Nie chcąc spotkać Cecylii wzięła tylko kanapkę i wyszła. Nie potrzebna jej kłótnia. Zjadła ją idąc do pokoju
-Jezu... nie spakowałam się -powiedziała, gdy już do niego weszła
-Pomyśleliśmy -Julianna wskazała na plecak
-Kocham Cię -przytuliła ją
-To mogę już ją porwać? -niespodziewanie w pokoju znalazł się Cooper
-A bierz ją sobie
Nat wzięła plecak i razem z chłopakiem wyszli z budynku
-Ufasz mi? -spytał unosząc brew
-Jakbym Ci nie ufała, to bym z tobą nie szła
-Wiesz gdzie idziemy?
-Nie mam zielonego pojęcia, tak szczerze
-W moje strony. Kawałek za miastem
-Zapowiada się ciekawie
-I tak będzie
Szli przez miasto śmiejąc się. Minęło dopiero pół godziny od ich wyjścia z domu dziecka i jeszcze trochę, no dobra trochę dużo i będą na miejscu. Natallie miała świetny humor. Czuła się.... przypuszczała, że jak inne dzieci w wakacje. Tak, chciała być dzieckiem, chociaż na kilka chwil. Beztrosko. Jednak, gdy usłyszała dźwięk gitary od razu złe wspomnienia wróciły. Niebawem to co podpowiadał jej wewnętrzny głos stało się prawdą. Zobaczyła go. Siedział oparty o fontannę z swoją gitarą. Zmienił się. Tak, definitywnie się zmienił. Jego włosy, były inaczej ułożone, był blady i chudy. A twarz? Hm.. miała bardziej ostre rysy i do kolczyka w ustach doszedł kolczyk w brwi. Był inny. Chciała by jej nie poznał.
-Siora, aleś wydoroślała -niestety rozpoznał ją
-Mike, minęło 8 lat
-Nie liczę. Niezła z ciebie dupcia, muszę przyznać
-Ej, grzeczniej do damy
-Ta mała to moja siostra i mam prawo mówić co chcę
-Nie masz prawa i lepiej się od niej odczep. Nat chodź
Nie lubiła, gdy się nią dyrygowała, ale posłuchała go. Mike z powrotem wrócił do grania swojej piosenki.
-Kto to był?
-Jak widziałeś, mój brat Mike
-On zawsze był taki?
-A nawet gorszy. Kiedy....
Ucięła. Nie chciała z nim rozmawiać o swojej przeszłości. Nikt nie musiał tego wiedzieć
-Kiedy co? -dopytywał
-Nic, nie ważne... A może teraz ty coś opowiedz o sobie
-Ja?
-Tak, o mnie już trochę wiesz, a ja o tobie nic
-Hm.... byłem najmłodszy z czwórki rodzeństwa. Miałem siostrę Bree i dwóch braci Willego i Thomasa. Zawszę byłem do nich porównywany. Oni byli... tacy święci i cudni. A ja? Byłem inny. Miałem pozornie wszystko. Często kłóciłem się z rodzicami. Aż w końcu postanowiłem nie odzywać się do nikogo. Gapiłem się godzinami w sufit. Pewnego dnia, po bójce z Thomasem rodzice za karę zostawili mnie w domu, a sami gdzieś pojechali. Tego dnia mieli wypadek. Zginęli
-Współczuję Ci
-Yhm.... a twoja historia?
-Tajemnica. Chyba dopiero mój przyszły się dowie. -wzruszyła ramionami
-Okej, wyjdziesz za mnie? -uklęknął
-Głupek
-Zobaczysz i tak zostaniesz moją -puścił jej oczko -dam Ci trochę czasu byś się przyzwyczaiła do tego
-Możesz śnić
-Ranisz moje serce -złapał się za nie
-Ups -zachichotała
-Wiesz, to tu......


Czy to możliwe, abym ....

Rozejrzała się wokoło. Dużo zieleni, pola, łąki, kilka małych chat. Typowy wiejski krajobraz. I to czyste powietrze. Upajała się tym. Teraz zazdrościła Cooperowi tego, tego wszystkiego. Już sobie wyobrażała jak to musiałoby być cudowne tak obudzić się rankiem słysząc gdakanie kur. Latem boso wyjść na łąkę, zażyć kąpieli słonecznej i popływać w strumyku. Zimą pojeździć sankami, zrobić anioły na śniegu. Ona tego nie zaznała, a teraz miała spędzić tu trzy dni. Trzy bajkowe dni. Dla niej bajkowe, dla nie których pewnie koszmar. Już wyobrażała sobie dzieciństwo tu, więc teraz rozmyślała o wykorzystaniu jak najlepiej tych dni
-Halo, baza do Natallie. Żyjesz?
-Tak, tak. To jest ....niesamowite
-To jest wieś. Chodź, pokaże Ci gdzie będziemy mieć obóz
-Co?
-Jesteś przytomna? -przyłożył jej dłoń do czoła
Dopiero teraz się ocknęła
-Tak, tak
Poszła za nim i po dotarciu na miejsce otworzyła szeroko usta
-Kiedy ty to?
-Wczoraj -wyszczerzył się
-Wow
-Chciałem by było Perfect
Przytuliła go. Fajnie było mieć przyjaciela a zwłaszcza takiego fajnego. Dawno nie czuła się tak dobrze, chyba nigdy właściwie
-To co? Zostawimy tu plecaki i idziemy zwiedzać
-Nikt ich nie ukradnie
Wybuchnął śmiechem
-No co ty. Tu jest spokojnie
-Zaufam Ci
Mimo, iż mu Ufała to nadal nie Zaufała. Nadal miała w sobie barierę, której nie chciała łamać. To było chyba ostatnie po dawnej Natallie
-Jezu, oddaj mi Natallie
-Co Ci nie pasuje?
-Jesteś dzisiaj strasznie nieobecna
Dopiero teraz zauważyła, że są już kawałek od miejsca gdzie mieli spać. To fakt, rozanieliła się dzisiaj zbytnio. Było tu zbyt cudownie
-To twoja wina -poszła kilka kroków w przód
Tak, było tu cudownie
-Uważaj -nie zrozumiała o co mu chodziło i dalej stała w tamtym miejscu. On zauważył, że ona w ogóle nie rozumie. Drugi raz zawołał a ona niv. W końcu naprawdę zrobiło się niebezpiecznie, więc podbiegł do niej, żeby ją odciągnąć. I wylądował na niej, przewracając ich oboje
-Nie zauważyłaś traktora? Mógł Cię zabić!~-to było jak zimny prysznic
-Jezu, nie mów
-Oh, Natallie Natallie
-A możesz już ze mnie wstać?
No tak, nadal na niej 'leżał'. Jednak mógł utonąć. Mógł zginąć. Wstał i pomógł jej wstać.
-Przepraszam
-Nie no spoko -dała mu całusa w policzek -a to za uratowanie życia
-Opłaca się to robić. -Czy on naprawdę powiedział to na głos?!
-Głupek, gdzie teraz?
-Może tam na wzgórza -wskazał ręką
-Kto pierwszy - i pobiegła w ich stronę, nie czekając na odpowiedź
Zanim zdążył się obejrzeć była już prawie na połowie. Ruszył za nią biegiem. Dobra, pod drogę był lepsza jak i na prostym odcinku. Ogółem była świetna i .... niesamowita. Tak, musiał to przyznać. Była magiczna. Inna. Cudowna
-Boże, co ona ze mną robi? -powiedział pod nosem
Przybiegł na górę kilka minut po nie. Ona w tym czasie została już oczarowana widokami
-Chyba trzeba Ci zawiązać nogi
-Przesadzasz. Brak Ci kondycji
-Bardzo zabawne
-Jednak prawdziwe -usiadł na trawie -biegniemy z powrotem?
-Zapomnij -chwycił ją za nadgarstek -nigdzie nie biegniesz
-Jesteś pewien? -wyrwała mu się i zerwała na nogi
-Natallie, proszę
-Zapomnij -i pobiegła w drogę powrotną
Nie mógł się nią nadziwić. Była niesamowita. I kompletnie inna od pozostałych dziewczyn. Nie wiedział czemu.. ale wiedział, że nie powinien. Pobiegł za nią
-Umiesz rozłożyć namiot, sprinterko?
-Ty już chcesz iść spać? Boże jak to zabrzmiało -zrobiła się cała czerwona
-Haha, nie, ale też nie chcę bawić się po ciemku w składanie namiotu.
Rozłożyli namioty i poszli nad strumyk. o tej porze dnia wyglądał naprawdę cudownie. Słońce chowało się za pagórkami. Wyglądało to inaczej niż w mieście, musiała to przyznać. Gdy zaczęło robić się kompletnie ciemno wrócili do obozu
-Miałeś rację z tym namiotem
-Zawsze mam rację. A teraz jabłko czy gruszka?
-Gruszka
Rzucił je owoc
-Dobranoc -weszła do swojego namiotu
Poczekał chwilę aż był pewien, że go nie usłyszy
-Dobranoc piękna.........



Kim ty jesteś?

Rano Natallie wstała przed Cooperem. Korzystając z okazji ubrała komplet rzeczy, przygotowanych przez Julianne. Naprawdę uczucie towarzyszące przebywaniu na wsi było cudne. Musi kiedyś wyciągnąć tu Julię. Wyszła z namioty rozglądając się. Polana był naprawdę śliczna. Trawa jeszcze wilgotna od porannej rosy. Wyszła boso, oddychając świeżym powietrzem. Zauważyła nie daleko przy płocie jakąś panią. Postanowiła podejść do niej
-Dzień dobry
-Dobry, co was tu sprowadza? Wakacji się  miejscowym zachciało?
-Nie, ja tu z Cooperem, jestem. Chciał mi pok...
-Ah, ten dzieciak. Same problemy i..
-Czemu pani tak mówi? On przeżył tragedię
-Tragedię? Tragedię to jego rodzice mieli z nim
Wtem poczuła, że ktoś ją pociągnął do tyłu
-Chodź
Coop wziął ją stamtąd
-O czym ta kobieta mówiła?
-Nie wiem, coś z nią nie tak
-Ona twierdzi, że....
-Ufasz obcej kobiecie czy mi -wtrącił a w jego oczach była widoczna złość
-Ufam sobie
Zdenerwował ją. Coś było nie tak. Najpierw on mówi o wypadku, potem sąsiadka przeczy. Najgorsze, że.... nie. To nie ma sensu
-Okej, dobra. Masz prawo. Mam dla Ciebie niespodziankę
-Kolejną?
-Mhm
Zjedli w drogę i wyruszyli dalej. Poszli kawałek za wzgórze, na które ostatnio wbiegali. Nat ujrzała sad, jednak był on niezwykły. Na każdym drzewie była drewniana tabliczka z jakimś napisem. Chodziła od drzewa do drzewa, a on jej się przyglądał. Wyglądała jak dziecko w sklepie ze słodyczami. Słodka jak taki cukiereczek. Uśmiechała się jak nigdy
-Wow -powiedziała przy ostatnim drzewku -to jest niesamowite
-Ty jesteś niesamowita -dodał cicho
Co powiedziałeś? -myślała, ze się przesłyszała
-Że ostatnie jest najfajniejsze
-Mhm, zgadzam się
Udawała, że nie dosłyszała wtedy, chociaż bardzo dobrze słyszała. Podeszła do miejsca w którym stał
-Warto było tu przyjść -jeszcze raz spojrzała na sad -robi wrażenie
-Temu Cię tu zabrałem. -'Bo ty też robisz wrażenie' dodał w myślach - Głodna?
-Trochę
-Co powiesz na kanapki?
-Brzmi okej
Poszli do obozu
-Dla ciebie
-Dziękuję
-I jak Ci się podoba?
-Jeszcze pytasz
-Wieczorem mam jeszcze jedną niespodziankę
-Wykończysz mnie
-Ostatnią noc trzeba uczcić ogniskiem
Spojrzała na wzgórza. Tyle natury, przyrody. Tyle życia, beztroskiego życia. Teraz i ona mogła go zaznać. Tak jakby uchylił jej kawałeczek bezchmurnego nieba pośród burz
-Idziemy po drewno
-Mhm
Kolejna prymitywna rzecz, która miała dla niej wielką wartość. Weszli kawałek w las. Pokazał jej, które drewno ma zbierać. Przy okazji zauważyła kilka niebieskich ptaszków. Siedziały między gałęziami na drzewach, śpiewając melodie, jakby snując historię.Zeszło im dłużej niż Coop myślał. Wyszli z lasu, gdy zaczęło się robić ciemno. Przygotował wszystko do ogniska i je rozpalił. Na jednym większym pniu mięli usiąść
-Angar, walcz -dźgnęła go patykiem jak pirat mieczem
-Nawet nie wiesz na co się piszesz -zaakceptował jej wyzwanie
Walczyli patykami i świetnie się przy tym bawili. W końcu Coopowi wypadł patyk i był bezbronny
-Błagaj o życie, nędzna płotko -powiedziała zachrypłym głosem
-Koniec zabawy, wygrałaś. A teraz nadziej na szablę pianki i je ładnie opiecz
-Z chęcią
Usiadł obok niego i piekli pianki
Było już nieco późno
-Chyba będę tu dziś nocowała przy ognisku
-Okej, przypilnuję Cię -objął ją ramieniem
-Kocham Cię normalnie -zamknęła oczy
Westchnął i odłożył kije na bok
-Ja Ciebie też kocham......



Wcale nie chciałam tego słyszeć

Obudziła się wraz z wschodem słońca, a on był obok niej. Nie wiedziała czy to jej się śniło czy to zdarzyła się naprawdę, ale pamiętała, że Coop powiedział 'Też Cię kocham'. Dzisiaj mieli wracać do domu, a ona..... Nie chciała wracać. Obrócił głowę i prawie swoimi ustami dotknęła jego ust. Obudził się
-Już wstałaś?
-Nie mogłam spać dłużej
-Uroki spania na świeżym powietrzu -przeciągnął się -powoli trzeba się zbierać
Wstała i zaczęła sprzątać po wczorajszym ognisku. On tymczasem nadal leniuchował
-Fajnie było tu z tobą przyjechać
-Cieszę się, że Ci się podobało
-Wiesz, z nikim się tak świetnie nie bawiłam, ale teraz rusz ten leniwy tyłek i mi pomóż
-Już
I on wstał. Złożył namioty i spakował resztę do plecaka. Miał w głowie milion myśli. Wszystko co było proste nagle się skomplikowało. Mętlik, burza, pustka jednocześnie. Nie wie co robić. Prosta linia nagle zaczęła być krzywa. Musi porozmawiać z Markiem, musi.... Życie płata niezłe figle, musiał to przyznać
-Ja już skończyłam
-Ja w sumie też
-To co teraz?
-Możemy iść do domu lub drugi raz na tamto wzgórze
-Wzgórze
-Dobra
Poszli w kierunku owego miejsca. Słońce zaczęło już porządnie grzać i robiło się coraz cieplej. Wszelkie stworzenia wychodziły z norek. Z góry było widać jakieś panie wieszające śnieżnobiałe pranie, dzieci biegające wokoło a za nimi pieski. Było to takie.... rodzinne
-Nigdy nie miałam dzieciństwa. Mike wyprowadził się a raczej uciekł gdy miał 17 lat. Grał na gitarze w takiej kiczowatej kapeli BiLong. Biegam tak, ponieważ trenowałam z tatą, jednak gdy stracił pracę zaczął pić i wciągnął matkę. Ojciec później często ją bił. Jednego dnia wyszła z domu, podczas imprezy a raczej kolejnego wieczorku pijaństwa. Wróciłam późno, a o wściekły ojciec uderzył i mnie. Wybiegłam z domu. Mieliśmy zepsutą kuchenkę a pijana mama zapaliła papierosa w pomieszczeniu. Mieszkanie poszło z dymem. -zaczęła szlochać -Wraz z nimi zginęła Bella
Teraz zrobiło mu się głupio, nie znalazł żadnego odpowiedniego słowa. Po prostu podszedł i ją przytulił
-Tak mi  przy.....
-Nie współczuj mi, proszę
-Ale...
-Nie! Wiem co chcesz powiedzieć -odsunęła się - i tak ich kocham. I pamiętam jako tych ludzi zanim zaczęli pić. Nigdy nie szukałam współczucia ani zrozumienia. powiedziałam Ci, bo Ci ufam i uważam, ze zasługujesz by wiedzieć
-Dobrze więc -pogłaskał ją po głowie, cały czas przytuloną do siebie - Mogę jeszcze tylko wiedzieć kim jest Bella?
-Bella był moją młodszą siostrą. Miała tylko 11 miesięcy. Powinnam ją był wtedy wziąć ze sobą
-Miałaś tylko 10 lat
-No to co, dzisiaj żyłaby
-Nie zadręczaj się, życie biegnie dalej
Miał rację, jednak nie przyznała mu tego. Nie głośno
-Dziękuję, bo pokazałeś mi inną stronę życia, dziękuje, bo dostałam kawałek dzieciństwa. Dziękuje -otarła ostatnią z łez -Możemy iść
-Jesteś pewna
-Tak
Wyruszyli więc w drogę powrotną. Według niej plecaki były cięższe niż jak szli tu. Pewnie przez namioty. On chciał coś jeszcze powiedzieć, jednak nie wiedział co. Wszystko jeszcze bardziej się skomplikowało. Było jeszcze bardziej pogmatwane niż wcześniej. Nie tak to sobie wyobrażał. Nie tak miało być. Jednak czasu nie cofnie i nie chce tego robić. Chciał być tu i robić to
-W takim tempie zdążymy na obiad
-Nie jestem głodna
Tak jak przewidywał zdążyli przed podaniem do stołu. Odstawił ją pod drzwi i poszedł zdeklarować pani wychowawczyni, że wrócili. Ona w tym czasie zrelacjonowała Juliannie przebieg wycieczki
-Zazdroszczę Ci i jednocześnie gratuluje Coopowi, że dzięki niemu  się otwierasz
-Bardzo zabawne. Zabiorę Cię tam kiedyś. Opowiedziałam Cooperowi swoją historię
-Foch, jemu powiedziałaś po tygodniu znajomości a mi po 3 latach
-Wybacz. Wiesz idę teraz do niego. Muszę mu coś oddać
-Leć
Gdy wyszła z pokoju od razu usłyszała, że ktoś rozmawia. Po chwili zauważyła Coopa. Rozmawiał przez telefon. Postanowiła podsłuchać nie ujawniając się. Nagle usłyszała 'Ja ją chyba kocham'......


Wyjście 

20 lipiec 2012
Cooper nie widział przez ostatnie dni Natallie. Nie zamierzał na nią nasikać, pewnie przeżywała. Rozumiał. Dla niego też mówienie o przeszłości było bolesne. Jednak on nie miał poczucia winy, może miał, ale nie takiego poczucia. Ale dziś był 3 dzień od kiedy nie wyszła w ogóle z pokoju!Chciał ją zobaczyć. Przytulić. Była jak lek na całe zło. Wiedział czego chce, wiedział, że ją kocha. Nie jak Marriete czy Ashton. Prawdziwie. Taką jaką jest. Z wszystkimi zaletami i wadami, jeśli w ogóle je miała. Postanowił, że powie jej to. Poszedł pod jej pokój, jednak nikogo tam nie zastał. Wyszedł na podwórko, gdzie natknął się na Cecylię
-O Cooper, nie spodziewałam się Ciebie. Podobno gdzieś byłeś
-Tak, byłem z Nat
Jad z jej słów dusił. Był jak trucizna
-A tak, z tą żmiją
-Nie mów tak o niej
-Nie zasługuje na Ciebie. Ja do Ciebie lepiej pasuje -podeszła bliżej jednak on się od niej odsunął -Będziemy świetną parą -zamrugała rzęsami
-Nie, dziękuję
-Woli tą kretynkę?
-Wolę Nat
-Co to w niej widzisz?
-To czego nie ma w tobie
Zrażona 'królowa' poszła do budynku, on został. To była prawda co jej powiedział. Cecylia była podobno do Marriete. Wszystko musiały mieć, uważały się za pępek świata, a tak naprawdę były plastikami. Ashton może nim nie była, ale była płytka. Różniły się od Nat i za to ją kochał. Była wrażliwa, zamknięta  w sobie. Była sobą i  nikogo nie udawała. Przysiadł na ławce i zastanawiał się co jej powiedzieć
*W tym samym czasie*
-Natallie, ale to nie jest wyjście
-Jest
-Nie możesz! Proszę Cię
-Mogę, to jedyne wyjście
-Natallie, a Cooper -próbowała przemówić jej do rozsądku- Przecież wiem, że Ci na nim  zależy
-Nic nie wiesz.... ja sama nic nie wiem, nie umiem
-Umiesz
-Daj spokój. Proszę Cię o jedno, nie wtrącaj się i nikomu nie mów
-Ale
-Żadnych ale. Zrób to jeżeli mnie lubisz i jesteś moją przyjaciółką
-Dobrze
-Dziękuję
Wyszła z pokoju
Wtedy Julia otworzyła okno i zauważyła Coopa. Zawołała go, a on przyszedł bardzo szybko
-Co się stało?
-Natallie chce...
-Jezu, mówisz serio?! -nie wierzył
-Tak
-Kiedy wyszła?
-Chwilkę temu
-Gdzie może być?
-W toalecie, na dachu, nie wiem
Poszedł do pierwszego miejsca jakie wskazała. Tylko jedna kabina była zamknięta
-Natallie, wiem, że tam jesteś
-Idź stąd!
-Nie, nie pójdę. Nie teraz, nie dziś, nie pójdę nigdy
-Nie rzucaj słów ...-usłyszała odkluczanie zamka i go zobaczyła
On też chyba był nieco zszokowany. Podszedł bliżej i kucnął obok
-Natallie, ja Cię kocham
-Cooper....
-Nie przerywaj mi, proszę. Jesteś wyjątkowa. Nigdy do nikogo tego nie czułem. Razem damy radę -wyjął z jej rąk żyletkę i ją delikatnie pocałował- Jesteś dla mnie wszystkim
Wstał i wyszli z łazienki
-Proszę nie rób tego więcej
-Spróbuję
-Obiecaj
-Obiecuję, że się postaram
-Ohh, zawsze zbuntowana
Poszli na podwórze i siedzieli tam do wieczora. Nie widzieli już królowej
-Chyba powinniście już wracać
-Już, proszę pana
Weszli do budynku, który już najprawdopodobniej spał. Nati czuła się inaczej, jakby ciężar, który dźwigała ją opuścił. Kolejna dobra rzecz wypływająca z Coopera. Czuła, że on ją na serio kocha i ona też go kochała. 
-Idź już spać
-Nie dyryguj mną
-Dobrze, idź już spać, proszę
-Tak lepiej. Dobranoc
Po położeniu się do łóżka uznała, że to był zakręcony dzień.....



Różowo -czarna zguba

Natallie obudziła się koło południa o od razu poczuła woń róż. Nieco dławiącą, ale prześliczną. Otworzyła oczy i zobaczyła, że było ich pełno. Jej cudny, szary pokoik a raczej jego połowa teraz była różowa i różowa
-Jezusie, za dużo różowego
Usiadła po czym otworzyła okno. Było tu... okropnie. To był styl Julianny, a nie jej. Dotknęła ręką ściany i miała ochotę się popłakać. Różowym pokój, a w nim różowe róże i jeszcze różowy list.... Dopiero teraz go zauważyła. Wzięła go i zaczęła czytać. W tym czasie do pokoju weszła Julia
-Wstałaś już?
-Mam ochotę Cię udusić -powiedziała
-To nie ja -uniosła ręce w geście obronnym -To od niego?
-Mhm
-Pokaż
-Nie 
-Tak -wyrwała jej list i zaczęła głośno czytać -Kochana Nat bla bla bla bla, musiałeś iść coś załatwić i wrócę dopiero jutro. Nie martw się, skarbie bla bla bla bla. Jakbyś nie czytała za 2 tygodnie jest bal bla bla  bla. Chcę iść z tobą bla bla bla bla. Liczę, że dotrzymasz danego mi słowa bla bla bla bla Kocham, Cooper
-Umiem czytać
-Wiem, a teraz kiedy idziemy po sukienkę
-Nigdzie nie idę
-Idziesz i pójdziesz
-Nie mam nic do powiedzenia?
-Nie, nie masz. Z Cooperem odebraliśmy Ci własne zdanie i nie wiem czy je odzyskasz
-Przegrałam, ale jeszcze wygram
Narzuciła na siebie jakiś sweter i poszła do toalety. W tym czasie Julianna wyjęła przyniesione przez chłopaka wczoraj gazety. Upatrzyła od razu dwie, piękne sukienki. Pierwsza z dłuższym tyłem, brzoskwiniowa , według niej bardzo ładna. Druga krótka z wycięciem na plecach, różowa. Niestety obie nie w guście Nat. Na następnych stronach były ciemne suknie. Kilka nawet w guście Nati i jednak bardzo w jej guście. Czarna, długa, gotycka, mroczna. Rodem z horroru. Na 100% spodobałaby się jej, lecz nie pasowałaby do tematyki balu. Miało być bajkowo, a nie prosto z piekła. Najwyżej siłą ją ubierze, będzie trudno ale da radę. Oby tylko Cooper niczego nie spieprzył. Wiedziała przecież jak Cecylia się do niego łasi. A ona potrafi być.... a raczej dopiąć swego. Schowała gazety pod łóżko i dotknęła ścian. Na serio się postarał, wyglądało ładnie i realistycznie. Chwyciła się za głowę
-Boziu, w co ja się wpakowałam
-A więc jednak maczałaś w tym palce -ze strachu aż podskoczyła
-No dobra. Pomogłam, a raczej użyczyłam Ci łóżka
-Co?!
-No, gdy on to -wskazała na ścianę -to ty spałaś na moim łóżku
-I nic nie słyszałam? Niemożliwe
-Puściłam Ci twoją ulubioną piosenkę i spałaś jak dzidzia
Usiadł na łóżku
-No ej, nie bądź zła
-Nie jestem. Nie wiem co...
-To nie mów nic. I powiedz na którą się zgodzisz -podsunęła jej jedną gazetę -Tą? Czy Tą?
-Bożę.... Ja w różowym?!
-Albo w brzoskwiniowym -dodała
-Nie chcę. Będę wyglądała brzydko
-Jesteś ładna. I szczupła. Będziesz wyglądała ślicznie
Natallie przytuliła się do Julii
-Kocham ten twój optymizm
-Bo ty w tym 'związku' jesteś pesymistką. A teraz ubierz je -podała jej szpilki- Nauczysz się chodzić
-Nie
-Już Ci powiedziałam, nie masz zdania. Ubieraj
Nie chętnie ubrała czarne szpilki. Bynajmniej były czarne. Zrobiła pierwszy krok i omal nie wylądowała na podłodze. Kilka kolejnych nie było już takich tragicznych. Jednak nogi odmawiały jej posłuszeństwa. Wolała swoje, wygodne trampki, lecz czuła coś do niego i dla niego to robiła. Chodziła tak jeszcze godzinę
-Mogę już je zdjąć? Proszę
-Mhm, jestem zadowolona z efektu
-Uffff - zdjęła buty -moje biedne nóżki
-To idź odpocznij
-A ty?
-A ja mam jeszcze coś do zrobienia
Nati położyła się na łóżko. Dopiero teraz dostrzegła jak bardzo jest późno. Zastanawiała się co takiego miał do załatwienia Coop. Dzień nieobecności to całkiem sporo. W ogóle też nie słyszała o balu. Zanim zasnęła spytała
-Co to za bal?
-Niespodzianka z gwiazdką.....


Magia Zakupów
-I jak Ci się podobała niespodzianka? -obudził ją przyjemny głos
-Ciesz się, że Cię nie było  bo już byś nie żył -przytuliła się do poduszki
-Cieszę się, że go nie zerwałaś
-Co?! -natychmiast usiadła
-No papieru na ścianach. Myślałaś, że .... Natallie -roześmiał się
A więc to był tylko różowy papier. Tylko i aż. Był różowy! Postanowiła, że na razie go zostawi, na razie. Przypominał jej o Coopie. Pewnie i tak zmarnuje tą wielką szansę, jaką mu dała, ale chciała teraz o tym nie myśleć. Żyć tą cudną chwilą
-Jesteś zła? -przytulił ją
-Nie, ale też nie jestem szczęśliwa. Nie lubię różowego
-Różowy pasuje do księżniczek, a ty jesteś nią. Jesteś moją księżniczką -pocałował ją -Teraz jesteś szczęśliwa
-Może
Znowu ją pocałował
-A teraz?
-Oh, Cooper
-To ubierzesz tą ładną brzoskwiniową sukienkę? -zaczął bawić się jej włosami 
-Nie
-Chociaaż przymierz -wskazał na pudełko, które dopiero zauważyła -Proszę
-A więc temu wczoraj Cię nie było. Powiedz mi tylko jaka była w tym wszystkim rola Julii?
-Miała tylko Cię przekonać. Ubierz, proszę
Z lekkim grymasem wstała i poszła ubrać sukienkę. Wróciła po pięciu minutach. Wyglądała jak księżniczka z bajek Disney'a. 
-Natallie.... Wow.... Wyglądasz.... Ślicznie
-Na serio tak uważasz?
-Tak wasza wysokość -skłonił się- To dla pani -założył jej naszyjnik z serduszkiem
-Dziękuje, nie trzeba było
-Dla mojej księżniczki wszystko/ Muszę znowu zniknąć na jakieś trzy dni
-Czemu mój Harry Potterze?
-Formalności związane z pójściem do liceum, Hermiono
-A Harry czasami nie kochał Ginny?
Padł na kolana
-Błagam o wybaczenie, miłościwa pani
-Wariat
-Twój wariat
-Szerokiej drogi, ogrze -zachichotała
-Dowcipna pani dzisiaj. Do zobaczenia -pocałował ją w czoło i wyszedł
Natallie zdjęła sukienkę i ubrała dres. Schowała ją z powrotem do pudełka. Zostawiła ją na szafie i wyszła. Musiała się przejść, odetchnąć. Jednak, gdy tylko wyszła natknęła się na Julianne
-Wszędzie Cię szukałam. Idziemy na zakupy -powiedziała z entuzjazmem
-Jestem w dresie
-Trudno. Chodź -pociągła ją
Mimo nie chęci musiała iść. Nie lubiła chodzić na zakupy. Te wszystkie sklepy, przymierzanie, wybieranie. Najpierw weszły do sklepu, którego nazwy nie umiała wymówić. Natallie wydawało się, że są tam setki wieszaków. Julia od razu zaczęła przeglądać rzeczy
-Zobacz ile pięknych ubrań
-Wole czerń
-A zobacz tą -pokazała jej granatową koszulkę z napisem 'Oooops' -jest całkiem ładna
-Nie
-Przesadzasz. Ja sobie wezmę taką, ale fioletową
-Rób co chcesz
Gdy Julia kupiła koszulkę wyszły z sklepu. Weszły do drugiego, trzeciego... piątego aż w końcu weszły do sklepu perfekcyjnego dla Nat. Pełnego czarnych rzeczy
-Coś dla Ciebie, Księżniczko mroku
-Uhm 
Wszystko było czarne. Bluzki, topy, jeansy, sukienki, bluzy, kurtki, buty, wszystko. Ćwierki, dziury, wytarte. Raj jednym słowem. Wybrała dwie bluzki i sukienkę
-W sumie nawet spoko chodzić na zakupy
-Jestem z Ciebie taka dumna. Musimy wracać już
Skierowały się w drogę powrotną. Tak to był udany dzień. Kiedy wróciły, zaczęło się już ściemniać. Poszły do swojego pokoju
-Gdzie masz księcia, tak a pro po?
-Zniknął, sprawy z liceum
-Mhm, czemu tak kochasz czarny?
-Nie kocham czarnego
-Wszystko masz czarne!
-Nie prawda, jedna bluza nie jest ciemna
-Niech zgadnę, ta od Coopera
-Brawa do Ciebie. Tęsknię za nim, nie będzie go 3 dni
-Ktoś się zakochał. Poczekaj- odchrząknęła - Miłość rośnie wokół nas, W spokojną, jasną noc
Natallie rzuciła w nią poduszką i tak zaczęła się Wielka Wojna Na Poduszki zakończona spaniem na podłodze.........




Cierpienie
25 lipca 2012
Trzy dni bez Coopera minęły Natallie zaskakująco szybk. W tym czasie on wzięła się jeszcze bardziej za naukę i skontaktowała z nauczycielami w sprawie egzaminów zaliczeniowych. Chciała wszystko pozdawać. Chciała udowodnić wszystkim, że jest warta. Zauważyła też, że potrafi się uśmiechnąć. Wszystko dzięki Coopowi, którego mogła już nazwać swoim chłopakiem. Kocha go i wie, że on też ją kocha. Jednak gdzieś w środku bała się, bała się kolejnego bólu. Rysowała teraz ołówkiem na białej kartce linie. Takie proste. Jednak zdawały się układać w pewną całość. Ufanie... dziwne słowo, podobne do zaufanie, lecz różne. Ufać, czyli wierzyć w kogoś, ale mieć jeszcze ziarnko strachu. Zaufać, czyli darzyć kogoś bezgraniczną ufnością. Czy ona zaufała Cooperowi?
-Puk, puk
-Proszę -podniosła wzrok i zauważyła w drzwiach Coopera
Nadal rysowała i wtedy zauważyła różnicę i odpowiedz na pytanie. Zaufała swojej ręce, pozwalając jej rysować, nawet gdy nie patrzyła. Coopowi ufała, ale nie zaufała. Szczegół a jednak
-Co rysujesz, księżniczko
-Sama nie wiem. Po prostu pozwalam mojej ręce prowadzić rysik ołówka po  kartce. I tyle
-W twoich ustach nawet rysowanie jest czymś magicznym -pocałował ją w policzek
-Rysowanie jest magiczne.... jakbyś uchylał kawałek swojej duszy
-Hm... nie myślałem tak nigdy
Uśmiechnęła się. To było zadziwiające, ich zmiana była zadziwiająca. Z smutnych, pogubionych nastolatków zaczęli stawać się uśmiechnięci. Jednak czy się naprawili? Czy w ogóle dało się to zrobić? Czy mogli po prostu ożyć? Czy on stał się dobry?
-Gołąbeczki wy moje -do pokoju weszła Julia -Nie przeszkadzam wam?
-Nie, skąd. Cooper właśnie wychodził
-Wychodziłem?
-Tak, nie zapominaj, że mam przyjaciółkę. A poza tym coś mi się zdaje, że ty tu chyba nie mieszkasz
-Jeszcze -puścił jej oczko- Jeszcze tu nie mieszkam. Dobrze, zatem idę, księżniczko
Wyszedł. Czuł się winny, wiedział, że w końcu jego małe kłamstwo wyjdzie na jaw. I co jej powie? Jak ona zareaguje? Czy się obrazi? Czy zrobi głupotę? Czy straci ja na zawsze? Postanowił, że musi jej sam powiedzieć. Poszedł do kwiaciarnie i kupił kwiaty. Pomyślał, że przeprosi ją i wszystko wytłumaczy. Tak to był plan perfekcyjny. Z pozoru perfekcyjny. Myślał, że zdąży. Myślał, ze... Nie, on nie myślał. On wcale nie myśli. On jest po prostu głupy
*W tym samym czasie*
Natallie siedziała z Julią w ogrodzie i piły wodę z cytryną. To był kolejny przykład różnicy między zaufaniem jakim darzyła przyjaciółkę a ufaniem jakim darzyła Coopera.  Wydawało jej się, że ten dzień jest cudowny. No właśnie, wydawało
-Natallie -nagle przed nią wyrosła Cecylia -Chciałaby Cie przeprosić. Zachowywałam się nie fair
-Em..... Cecylia, nie wiem co powiedzieć
-Wybaczysz mi? Proszę
-No dobrze
-Dziękuje -przytuliła -A i jeszcze jedno. Wiesz, Cooper nie jest wobec Ciebie szczery. Okłamuje Cię
-Ale o czym ty mówisz? Nie rozumiem
-On miał dziecko
Jak to miał?
-Mówił Ci o wypadku, prawda? -gdy Nat przytaknęła kontynuowała- W tym wypadku nie zginął jego brat Thomas, tylko ta dziewczyna. I to dziecko. Thomasa wzięła ciotka, a Coopera nie, gdyż palił. Był strasznie nie grzeczny. I gdyby nie to, że dobrze się uczył to dawno by go wyrzucili z szkoły
-Ale skąd to wiesz?
-Chodziłam z nim do jednej szkoły i po prostu wypytałam. Nie wierzysz mi?
I wtedy Natallie przypomniała sobie zapach bluzy od Coopa. Pachniała .... papierosami. Przypomniała sobie o tej kobiecie, która od razu wiedziała o kogo chodzi. To musiała być...
-Gdzie mieszka ta ciotka
-Obok ich domu na wsi. Byłaś tam chyba. Taka pani w średnim wieku z brązowymi włosami. Zawsze ma taki gruby, pleciony warkocz
Cecylia opisała właśnie tę panią. I wtedy wszystko połączyło się w jedną całość, w jedną logiczną całość
-Przepraszam, ale uważam, że powinnaś wiedzieć
-Dziękuje -miała w oczach łzy i tego nie kryła
To było bolesne. Właśnie tego się tak bała. Zranienia. Bólu. Cierpienia. I wtedy pojawił się powód łez. Zasrany powód bólu, cierpienia
-Ty idioto! Jak mogłeś! Zdradziłam Ci swoją tajemnicę, a ty tak mnie zraniłeś!
-Nata...
-Nie wymawiaj mojego imienia! -pobiegła do siebie
Od razu zaczęła zrywać papier z ścian. Był okropny. Jak on. Chwilę później do pokoju wszedł  Coop
-Natallie, proszę
-Spadaj -otworzyła okno i skoczyła......



Nightmare
27 lipca 2012
Natallie dwa dni temu 'wylądowała' na dmuchanym zamku i od razu pobiegła do siebie. Wpadła w furtce na kogoś i rzuciła tylko 'przepraszam;. Biegła przed siebie.... Chciała być jak najdalej od Niego. Od tego wszystkiego. Chciała uciec. Chciała zniknąć. Albo najlepiej zginąć. Ni czuć bólu. Nie czuć nic. Przestać dławić się powietrzem, bo to właśnie teraz robiła. Umierała z zawiedzenia, z oszukania, z bólu. Postanowiła iść i się nie zatrzymywać. Jak najdalej. Tak chciała teraz cofnąć czas do momentu, gdy wtedy wyszła z domu. Może zginęłaby razem z Bellą? Bo najgorsze jest, gdy zaczyna nam na czymś zależeć. Gdy czujemy potrzebę przebywania z tą osobą. Gdy ją kochamy. Gdy zasypiamy myśląc o niej. Gdy budząc się również myślimy o tej osobie. Gdy staje się ona powodem naszego życia.  Gdy żyjemy dla niej. Gdy jest ona dla nas jak narkotyk.  Natallie była teraz na dziedzińcu swojej starej szkoły. Siedziała w cieniu, ogromnym cieniu drzewa, oparta o nie. Rozmyślała co zrobić, gdzie pójść. Tak naprawdę nie miała nikogo. Była sama. Była nikim. Nic dla nikogo nie znaczącym zerem. Chciało jej się płakać, lecz nie miała już czym. Zapas łez się wyczerpał. Minęły 2 dni, a ona była gorszym wrakiem niż ostatnio. Miała w głowie tyle pytań. Czemu ona? Czemu ją okłamał? Jak dalej żyć? Czy w ogóle żyć? Wrócić tam? Uciec? Odnaleźć Mike? Chciała by to okazało się koszmarem. Głupim koszmarem z którego jest w stanie się obudzić. Tak bardzo tego chciała.
*W tym samym czasie*
Julianna dowiedziała się, że Cooper poprosił o przeniesienie do innego pokoju wraz z współlokatorem. Z tego co również usłyszała ich stary pokój był pusty. Natallie nie dawała znaku życia od dwóch dni. Wszyscy się o nią martwili. Julia natomiast nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. Była załamana i obwiniała siebie o to co się stało. Gdyby Nat coś sobie zrobiła.... nie, nic nie może jej się stać.  Nagle cały optymizm Julianny prysł jak bańka mydlana. A co do Coopa..... miała ochotę wydrapać mu oczy. Najpierw był taki 'idealny' a później skrzywdził biedną Nat. Co ona biedna musiała czuć. Pewnie się załamała. Nie pewnie, na pewno.  Lecz była na nią zła. Nie musiała od razu uciekać. A może to sposób na szczęście? Może w ten sposób spotka swoją babcię? Może to sprawi, że zazna spokoju? Może spotka kiedyś, tam u góry Natallie? Wyszła z pokoju i poszła do tego obok. Nie spodziewała się kogokolwiek, jednak na łóżku spał jakiś chłopak. Chwila... i to nie był Coop. Speszona chciała wyjść, ale drzwi zaskrzypiały i chłopak się obudził. 
-Przepraszam -wyszeptała -Nie wiedziałam, że ktoś tu jeszcze jest
-Nie, no spoko -chłopak się przeciągnął -Właściwie, po co tu przyszłaś?
Brunet usiadł i dopiero wtedy Julia zobaczyła, że jest bez koszulki. Instynktownie odsunęła się do tyłu. 
-Nie musisz się mnie bać -chłopak wyciągnął do niej rękę -siadaj i opowiedz
-Nie, właściwie to ja już pójdę
-Proszę usiądź-brunet ubrał koszulkę -Nie widziałem Cię tu jeszcze. Jesteś nowa?
-Nie -zaśmiała się -Pewnie nie mieliśmy okazji się spotkać
-Jestem Bruno, a ty?
-Julianna
-Piękne imię dla pięknej dziewczyny
-Nie przesadzaj, jestem przeciętna
-Jesteś piękna. A teraz opowiedz co się stało
-Hm... moja przyjaciółka uciekła przez twojego współlokatora. Nie daje znaku życia. Martwię się i mam doła
-Na doła najlepszy jest uśmiech -wyszczerzył się -A co Cooper zrobił?
-Strasznie zranił Nat. Zachował się jak dupek. Jak większość facetów.... Oj, przepraszam, nie chciałam Cię urazić
-Nie, no spoko. Nie takich rzeczy się w życiu nasłuchało -znowu się uśmiechnął -A co do Coopa, to jeszcze dzieciak
-Odezwał się
-Jestem od niego starszy. I mądrzejszy
-Nie wątpię. Jesteś całkiem spoko
-Jesteś piękna
Zarumieniła się. Już drugi raz jej to powiedział. Jednak wolała zachować dystans
-Pójdę już -wstała -Dzięki, że mnie wysłuchałeś
-Spoko, a zobaczę Cię jeszcze kiedyś, piękna?
-Raczej tak
-To do zobaczenia, piękna
-Do zobaczenia, Bruno
Poszła do siebie i zachichotała jak.... nastolatka. Chwila, ona była nastolatką! Teraz jeszcze bardziej brakował jej Natallie. Jest przyjaciółki, bliskiej osoby. Nast definitywnie nią była. Była jedyną bliską jej osobą, która żyła i którą znała. Jej mama porzuciła ją, gdy była mała, ojca nie znała. Później mieszkała u babci, która strasznie ją kochała, jednak gdy miała 6 lat zmarła, zapisując jej mały domek. I tak trafiła tu.... Później zaprzyjaźniła się z Nat i obiecały sobie, że gdy będą pełnoletnie zamieszkają w domku po jej babci i będą żyły tak jak chcą. Szczęśliwe i dumne z siebie. Położyła się i delikatnie łkając zasnęła...




Come Home, please
29 lipca 2012
Natallie wczoraj spotkała brata. Razem z nim siedziała przy fontannie i śpiewała do melodii, które grał. Później udała się z nim na squat, w którym Mike od jakiegoś czasu mieszkał. Było tam tak inaczej. Pręty wystawały z ścian  a szyby były powybijane i popękane. Jakoś przemogła się by tam przenocować. Przyśnił jej się Coop, całował się z jakąś dziewczyną, Jej twarz po chwili zaczęła się pokrywać ranami a z jej ust wypłynęła krew. Jej prawa ręka była zdeformowana i przerażająca. Obudziła się z niemym krzykiem przerażenia na ustach. Było ciemno.  Chwyciła się ściany jakby zaraz miała spaść i syknęła z bólu. Poczuła coś lepkiego na dłoniach, Wstała i wyszła z tego miejsca. Mimo nocy zdecydowała się pójść w stronę parku i tam zgarnęła ją policja. Najpierw zawieźli ją na pogotowie, gdzie opatrzyli jej rany na rękach a później n a komisariat. Tam z łatwością ją zidentyfikowali. Spędziła noc a raczej jej resztkę do wschodu słońca. Kilkadziesiąt minut później zjawiła się po nią jej wychowawczyni, pani Wildbork.
-Natallie, dziecko, martwiliśmy się o Ciebie
Dziewczyna milczała
-Natallie
-Ona, w ogóle nie odezwała się słowem
-Co jej się stało w ręce?
-Nie wiemy. Proszę mi pokazać dokument i podpisać, że jako opiekun prawny odbiera ją pani i może ją pani zabrać
-Oczywiście -kobieta poszła za policjantem, i po chwili wróciła -Chodź, Natallie
Dziewczyna chcąc nie chcąc musiała z nią iść. Wsiadła do czerwonego auta wychowawczyni i pojechała razem z nią do domu dziecka. Chciała iść od razu do siebie, jednak kobieta ją zatrzymała
-Poczekaj. Chodź do mnie do gabinetu, musimy porozmawiać
Weszła do niezbyt dużego pokoju, który otworzyła kobieta
-Usiądź -pokazała na fotel -Czemu uciekłaś? Co się stało?
W środku Natallie krzyczała. Nie no nic się nie stało, tak po prostu uciekłam, pomyślała
-Pokłóciłam się z chłopakiem. Byłam zdenerwowana
-Mhm... Najlepszym rozwiązaniem zawsze jest szczera rozmowa
-Ale ja go nie chcę znać. Zranił mnie i nie będę mu już w stanie ufać
-Dobrze. Jakbyś potrzebowała czegoś, powiedz 
-Potrzebuję zmienić otoczenie. Jest możliwość przeniesienia mnie do innego domu dziecka?
-Zobaczę co da się zrobić
-Dziękuję
Poszła do siebie, gdzie zastała Julię
-Ty żyjesz -przytuliła ją
-Żyję
-Martwiłam się
Dopiero teraz Natallie zauważyła, że w pokoju również był jakiś chłopak. Jednak nie był to ON
-A to kto?
-Ah tak, nie przedstawiłam was sobie. Nat to Bruno, Bruno to Nat
Chłopak wyciągnął do niej rękę i wtedy zauważyli; razem z Julianną, że obie ma zabandażowane
-Może, Nat co Ci się stało?
-Nic takiego
-Natallie nie kłam
-Nie kłamię
-To może ja zostawię was same -chłopak wstał -Trzymaj się Nat, do zobaczenia Piękna -pocałował ją w policzek i wyszedł
-Co. Ci. Się. Stało -wycedziła przez zęby
-Spałam i nadziałam się na pręty. I tyle
-I tyle?
-Tak
-Boże, o moja Nat
-Lepiej mów ' Boże, o mój Bruno' 
-Nie przesadzaj
-Nie przesadzam, a teraz mów o nim
-Poznałam go przypadkiem i tyle
-I tyle? Julia on Cię pocałował
-Ciebie Cooper tez całował
-Coop to co innego. I skończone. Zamierzam przenieść się do innego domu dziecka
-On już zmienił pokój
-No i co. I tak to zrobię
-Poczekaj chociaż do balu. Proszę
-Niech Ci będzie, ale ubiorę tą czarną sukienkę
-Zgoda
Przytuliły się i resztę dnia spędziły na plotkowaniu. Nat wybrała się również drugi raz do pani Lisy. Dowiedziała się, że istnieje możliwość przeniesienia jej do placówki po drugiej stronie miasta, tydzień po balu. Od razu się zgodziła. Później rozmawiała o tym z Julianną i obiecały sobie, że ich przyjaźń się nie skończy mimo, że Natallie już nie będzie tu mieszkać. Natallie zasnęła pierwsza na wygodnym łóżku w porównaniu do tych z ostatnich dni


Lody lekarstwem 
Natallie obudziła się koło 14. Wstała i wyjrzała przez okno. Była bardzo ładna pogoda. Na zewnątrz było sporo dzieci. Odeszła od okna i zauważyła, że ktoś zerwał resztę nieszczęsnego papieru. Usłyszała pukanie do drzwi i walczyła ze sobą czy otworzyć.
-Proszę
Drzwi się otworzyły i ku jej uciesze stanęła w nich Cecylia
-Mogę?
-Tak -zamknęła drzwi
-Jak dobrze Cię widzieć
-Mhm
-Przepraszam, że Ci powiedziałam
-Nie, wolę wiedzieć
Cecy podała jej róże
-To od Coopa
-Od Coopa powiadasz?
-Tak
-A więc -otworzyła okno i ją wyrzuciłą -Spadaj, Coop
-Wdajesz się we mnie
-W końcu mam świetną nauczycielkę
Obie się zaśmiały. Nat nigdy nie powiedziałaby, że będzie się tak dobrze dogadywała z królową. A jednak. Straciła chłopaka, zyskała koleżankę
-Będziesz na balu?
-Tak
-Świetnie. Bal jest na 17, więc przyjdę o 16 i zrobię was na bóstwo
-Ale po co?
-Zagramy mu na nosie
Jeszcze bardziej się roześmiały
-Zgoda -przytuliły się 
Żądza zemsty, cudowne uczucie, ale nadal czuła coś do Coopera. Chciała go nienawidzić. Chciała być na niego na zawsze siekła. Jednak oprócz złości nadal czuła do niego co innego. Uczucie, które powodowało, że serce biło jej szybciej
-Chyba potrzebny Ci kubeł lodów i głupia komedia
-Chyba, ale skąd weźmiesz lody?
-Ty mnie nie znasz. Mogę wszystko
Wyciągnęła ją z pokoju i zaciągnęła do kuchni. Otworzyła zamrażarkę i wyjęła całkiem spore pudełko czekoladowych lodów. Otworzyła je i podała Nat jedną łyżkę
-Spróbuj -zjadły po łyżce i wtedy do pomieszczenia weszła Julia
-A ja?
-Zakochanych, wieczór pozbywania się debili z życia nie liczy
-No, ej
-Żartuję, masz -podała jej łyżkę
Jadły lody czekoladowe, delektując się każdą łyżką. Były takie pyszne. Delikatne. Aksamitne. Słodkie. Pozwalały zapomnieć o wszystkim. I tak jak mówiła Cecylia, Coop wyleciał jej z głowy. Jego miejsce zajęły myśli o nadchodzącym balu. To już za trzy dni. Później jeszcze siedem i wyniesie się stad. Będzie żyła, bez myśli, że może go spotkać na korytarzu. Nie chciała go, chciała go wyrzuciać z swojego życia. Życia, które i tak już zmienił. Życia, które już nigdy nie będzie takie samo. Nic nie będzie miało tego samego smaku. Nic. Żaden poranek, noc, posiłek. Zmienił ją. Zmienił siebie. Zmienił wszystko
-Chyba zacznę śpiewać
-Wreszcie mnie posłuchałaś
-Mike też mnie przekonał
-Jedno dobro z tego człowieka
Roześmiały się
-Zaśpiewaj coś, proszę
-Nie, pobudzę wszystkich
-Proszę -zrobiły maślane oczy
-No okej -zaczęła śpiewać - People say we shouldn't be together. We're too young to know about forever. But I say they don't know. What they're talk-talk-talking about. Cause this love is olny getting stronger. So I don;t to wait any longer. I just want to tell the world that you're mine
-Piękne
-Skąd to znasz? Chyba kojarzę
-Od.... Coopera -spuściła głowę, po czym się uśmiechnęła- One Direction
-No tak, oni są boscy -Rozmarzyła się Cecylia -Liam jest taki cudny, albo Niall. Ten jego akcent ahhh
-Wolę Harrego, ma cudne włosy
-Lou najlepszy. Jest najprzystojniejszy i ma taki cudny głos
-Ty bądź cicho, ty masz Bruna -przypomniała jej Nat
-Trudnp. Mogę się trochę nim pozachwycać
-To prawda są boscy
-Chyba odpuścimy sobie fim, jest późno.
-Mhm. Branocka
-Raczej snów z naszymi boskimi
Śmiejąc się rozeszły do pokoi




I hate 'Rock me'
1 sierpień 2012
Natallie od dwóch godzin czytała książkę, którą dostała od Cecyli. Tytuł nie był zachwycający. W końcu 'rock Me' dla książki przygodowej, chyba nie jest najlepszy. Jednak sama książka była wciągająca. Bardzo wciągająca. Przyjemnie się ją czytało. W kolejnym akapicie jedna literka była nieco zamazana przez kroplę jakby zaschniętego lakieru. Bez problemu jednak odczytała to słowo. Brzmiało 'Infinity' i było wręcz nie pasujące do reszty zdania. Nie rozmyślając nad tym długo, dalej czytała. Główna bohaterka właśnie próbowała rozczytać tajemnicze znaczki, które były kluczem do z\rozwiązania zagadki. Pochłonięta lekturą czytała ją prawie nie oddychając. Wreszcie, bohaterka rozczytała zagadkę a ona wzięła wdech. Zdanie ukryte z znaczkach brzmiało 'Love = Rock Me'. I wtem ją olśniło, Doczytała ostatnią stronę, która tylko ją utwierdziła w jej przeczuciu. Zagadką było.... zakochanie. Zrozumiała też czemu dostała tą książkę. I doszła do wniosku, że ona wcale nie była od Cecylii.... była od Coopera! Kolejny sposób na przeproszenie jej. Jakby chciał podświadomie uświadomić jej, że jest dla nich szansa. Z jego punktu widzenia. Z jej punktu widzenia wszystko było skończone. To on spalił wszystkie mosty, które tak budowali. To on zniszczył ich. Zezłościła się. Wstała, wzięła książkę i poszła do drugiego skrzydła budynku. Pod numerem 15 miał mieszkać On. Szukała wzrokiem tego numeru aż znalazła. Zapukała a raczej przywaliła w drzwi. Otworzył On
-Wypchaj się nią -rzuciła w niego książką -Nienawidzę Cię!
-Ale, Na...
-Nie wymawiaj mojego imienia! -pobiegła przed siebie
Nie chciała by się odzywał. By wymawiał jej imię. By patrzył na nią. Nie chciała go. Chciała samotności. Rozpłakała się. Ufała mu, powierzyła swoją tajemnice, a on? On oszukiwał ją. Zranił jej już i tak poszarpane serce, które nie raz wydawało się jej przestać bić. Mogła to przewidzieć. Mogła, ale utonęła w jego niebieskich oczach. Dała się podejść. Dała sią zakochać. Uwierzyła. Ufała. Pokochała. Teraz tylko była w stanie zaufać Juliannie. Tylko ona nigdy jej nie zawiodła. Nigdy nie sprawiła, że płakała. Zawsze była obok. Zawsze
Natallie odwinęła bandaże na rękach, które rano zawiązała jej przyjaciółka. Nie chciała wcześniej na to patrzeć, lecz teraz chciała. Ściągając ostatnie płatki zastanawiała się jak to będzie wyglądało. Spodziewała się ran i jej zastała. Dwa rozcięcia, dwa na każdej dłoni. Wyglądały jak jej, ale były inne. Zacisnęła i otworzyła dłoń. Poczuła ból a miejsca wokoło przecięć zrobiły się czerwone. Nie leciała krew, lecz piekły. Poszła przemyć ręce wodą, a gdy wyszła z toalety wpadła na Coopera
-Natallie, co Ci się stało? -spojrzał na jej dłonie i się przeraził
-Nie twój interes
-A właśnie, że mój
-Już nie -wyminęła go i trzesnęła drzwiami zostawiając go oniemiałego na korytarzu. 
Nie chciała mu się tłumaczyć. I wcale nie musiała. Nie była jego własnością. Była sama i panią siebie. Tylko ona może o sobie decydować. Odebrała swój głos, który Coop wraz z Julią wcześniej jej odebrali. Odebrała chociaż połowę, bo drugiej połowy nie była pewna. Ale połowy, którą już ma nie odda. Położyła się na swoim łóżku i włączyła muzykę. Lubiła odpłynąć, wsłuchując się w dźwięk swoich ulubionych piosenek. Sprawiało to, że czuła jakby unosiła się w powietrzu i latała gdzieś między słowami piosenek. Tak jakby żyła, będąc kimś innym
Nim się obejrzała, zrobiło się ciemno. Postanowiła wyłączyć już muzykę i obserwować gwiazdy. Było ich całe niebo. Nagle ujrzała spadającą gwiazdę. Pomyślała życzenie, chociaż nie wierzyła w ich moc. Wtedy do pokoju weszła Julia
-Nie śpisz jeszcze?
-Czekałam za tobą
-Nie trzeba było. Miałam dzisiaj próbę i dostałam scenariusz
-A już go nie miałaś?
-Miała, lecz zmienili sztukę. Przejrzyj sobie -rzuciła jej scenariusz -podobno reżyserią ma się zająć jakiś licealista, który świetnie gra
Natallie spojrzała na niego. Wielkimi literami było napisane 'Rock Me'. Zaraz..... Przecież ona zna 'Rock Me'! Dostała je od Coopa. On idzie do liceum!
-Cooper będzie to reżyserował
-Że co?! -Julianna aż usiuadła -Skąd wiesz?
-Dostałam od niego tę sztukę rano. Chce mnie przekonać bym do niego wróciła
-To może daj mu szansę?
-Nie! -na jej oczy cisnęły się łzy -Nie zaufam mu, już
-Jak tam chcesz. Obyś nie żałowała
-Uwierz, nie będę -położyła się spać


Druga Twarz
Następnego dnia Coop nie umiał znaleźć sobie miejsca. Martwił się o Natallie i ani trochę nie uspokoiło go tłumaczenie ich wychowawczyni, że rany na rękach dziewczyny są spowodowane wypadkiem. Jakoś ubłagał Cecylię, by dała Nat książkę, mówiąc, że jest od niej. Nie spodziewał się jednak, że Natallie się domyśli i przyjdzie tu, rzucając w niego nią. Wyglądała tak pięknie, że miał ochotę ją pocałować, jednak wiedział, że nie mógł tego zrobić. Nie teraz. Później z łatwością wkręcił się w sztukę i wykorzystał sytuację, gdy stary reżyser, kolega jego taty nie mógł się nią zająć. Zmienił tą starą na tą opartą o 'Rock Me', mając nadzieję, że to pomoże mu udobruchać ukochaną. Lecz i to nic nie dało. Jego kłamstwo było jak przekleństwo. Zastanawiał się co by było, gdyby powiedział jej od początku prawdę. Czy uciekłaby? Czy może została? Czy dalej kochałaby? Czy może nie? Czy byłaby z nim? Czy zostawiła? Wiele pytań i wiele niewiadomych. Chciał ją odzyskać. Znowu poczuć w swych ramionach. Móc powiedzieć, jak bardzo ją kocha i żałuje. Musiał do tego dążyć, bo inaczej jego zakazany kwiat, który z takim wielkim trudem się otworzył troszkę, zamknie się na wieki. A może już się zamknął? Może już go nie otworzy? Nie, nie, nie mogło być za późno! Po prostu nie mogło. Ostatnią szansą był jutrzejszy bal. Bal od którego wszystko zależało. Bal, który mógł wszystko zmienić. Wszystko naprawić, a również wszystko jeszcze bardziej zniszczyć. Choć chyba bardziej już się nie dało.
-Bruno, nie wiesz czy Nat idzie jutro na bal?
-Stary nie powiem Ci
-No proszę
-Już dość sobie nagrabiłeś, a ja nie chcę stracić Julianny
-Nie wydam Cię, pliss
-Idzie, tyle Ci powiem
-Wielkie dzięki
-Ale jak mnie wydasz to zamiast amora będzie Ci potrzebny OIOM, pamiętaj
-Zapamiętam, dzięki
Poszedł na dół a później do kwiaciarni. Kupił najpiękniejszą różę. Była niebieska. Taka niespotykana, jak Natallie. Były do siebie bardzo podobne. Tajemnicze. Skryte. Drobne. Delikatne. Wrócił do placówki i wstawił kwiat do szklanki z wodą. Usiadł i zaczął się zastanawiać nad spektaklem. W końcu był reżyserem! Przypomniał sobie pierwszą scenę, w której bohater wyznaje bohaterce miłość. Zamknął oczy i dał wyobraźni przejąć kontrolę. Wyobraził sobie tę scenę nie w formie mówionej, tylko w formie tańca. Za każdym razem kiedy on chce ją obrócić, dotknąć jej ręki, spojrzeć w oczy, ona ucieka, aż w końcu ich dłonie robią serce, po czym znowu ona ucieka. Wyobraził sobie w tej scenie ich. Otworzył oczy i wszystko zapisał na kartce. Jego nauczyciele mieli rację, nadawał się to tego. Mógł zostać reżyserem. Jego wyobraźnia nadawała się do tego. Także dzięki Natallie. Była jego muzą. Zainspirowaniem. Wszystkim co miał. Co było najcenniejsze. Nie potrzebował niczego, tylko ją obok. Tak, kochał ją. Chyba od pierwszego wejrzenia, pierwszego wypowiedzianego przez nią wyrazu, pierwszego uśmiechu. Ale zniszczył to. Kolejny raz okazał się pieprzonym dupkiem, o czym dobrze wiedział. Teraz chciał to naprawić. Nawet jakby miał zginąć. Była tego warta
-Jeżeli chcesz odzyskać Natallie to musisz się pośpieszyć -z obłoków wyrwał go Bruno
-O czym ty gadasz?
-o tym, że John chce ją zaprosić na bal, o ile jeszcze tego nie zrobił. Rozmawiali ze sobą, była uśmiechnięta
Że jak? Nikt nie będzie podrywał jego Natallie! Nikt! Natallie jest jego!
-Jaja sobie ze mnie robisz?!
-Nie, widziałem ich
-Gdzie ona teraz jest! -powiedział to ostrzejszym tonem niż chciał
-Ale zaraz, ty chyba nie chcesz...
-Chce z nią pogadać -przerwał mu - Gdzie jest?
-U siebie
-Dziękuję
Wstał i poszedł do drugiego skrzydła. Szedł pewnie, mimo, że szalały w nim emocje. Oczami wyobraźni już wyobrażał sobie jak się całują. A przecież to on miał ją całować!  To on miał być jej chłopakiem, a nie John! Zaszedł pod drzwi i usłyszał śmiech zza nich. Rozróżnił wśród głosów Nat, Julię i Cecylię. Zapukał. Nikt mu nie otworzył. Później drugi i trzeci raz. Był siekły. Zapukał ostatni raz po czym sam wszedł. Zobaczył na twarzy Natallie zdziwienie i złość. Wstała gdy zrobił krok w przód. Podszedł do niej:
-Idziesz. Jutro. Ze. Mną. Na. Bal -wycedził przez zęby po czym ją pocałował
Jak się spodziewał odepchnęła go i wysłała do diabła


Bal
3 sierpnia 2012
Wczorajsze zachowanie Coopera upewniło Natallie, że dobrze robi wyjeżdżając. Był wściekły na nią z niewiadomego powodu. Może dowiedział się, że rozmawiała z Johnem, ale to przecież to była tylko rozmowa. Poza tym nie jest jego własnością. Ma prawo rozmawiać z kim chce i kiedy chce. W końcu to jej życie. A jemu da nauczkę. Zrobi się na bóstwo i w ogóle nie będzie zwracała na niego uwagi. Będzie się świetnie bawiła. I może zatańczy z Johnym? Może. Przecież ma prawo to zrobić. A jutro wyjedzie i zapomni o nim. Co może nie być takie proste. Tamten pocałunek przypomniał jej, że nadal go kocha. Nadal kocha tego kretyna. Tylko jak można kochać? Jak można mu znów ufać. Jak spojrzeć w te błękitne oczy, które sprawiają, że się topisz wiedząc, że Cię już raz okłamały? Teraz nie miała czasu szukać odpowiedzi na te pytania. Było już po 14 i za 2 godziny przyjedzie Cecylia. Wyciągnęła czarną sukienkę i na nią spojrzała. Była odpowiedzią. I perfekcyjnie oddawała jej dzisiejsze samopoczucie
Spojrzała na swoje dłonie. Nadal były na nich szpecące rany, które chciała zakryć. Dziękowała w myślał Juliannie, że kupiła jej parę czarnych, koronkowych rękawiczek, które idealnie je zakryją. Zanim się obejrzała do jej pokoju zapukała Cecylia, a chwilę później zjawiła się również Julia.  Zabrały się za makijaż i fryzury. Wyglądało to zabawnie; trzy dziewczyny siedzące na podłodze w sukienkach malują się, przeglądając w małych lusterkach. A właściwie to dwie same się malowały, gdyż Ceci i Julia uznały, że to one zrobią makijaż Nat. Wcześniej zastanawiała się czy godzina na przygotowanie to nie za dużo, lecz teraz martwiła się czy starczy. Wyrobiły się na szczęście na czas i już miała ubierać rękawiczki, kiedy usłyszały pukanie do drzwi. Wstała i niepewnie otworzyła je. Nikogo za nimi nie było. Na podłodze leżała tylko piękna, niebieska róża. Jej ulubiona. Podniosła ją i zamknęła drzwi
-Uuuuuuuuuuu.... czyżby tajemniczy wielbiciel o imieniu na C?
-Julia, ty lepiej zajmij się  Brunem 
Zachichotały i po dopracowaniu detali uznały, że Natallie 'spóźni' się 10 minut. Julianna i Cecylia już wyszły. Kiedy zeszły na dół wszyscy już byli. Również Cooper. Obserwował je, jakby wypatrywał Nat. Później zacisnął ręce w pięści i udał się gdzieś na środek sali. Była najwidoczniej zdenerwowany. Cecylia i Julia znalazły miejsce przy stoliku naprzeciw tego, gdzie siedział Bruno, Coop i John. Pierwsza piosenka zaczęła grać, a później druga i wtem w drzwiach stanęła Natallie. Wszystkie oczy były skierowane na nią, a zwłaszcza te Coopera. John od razu zerwał się z krzesła i podszedł do niej. Podał jej rękę i poprosił do tańca. Zgodziła się, przecież była wolna. Mogła tańczyć z kim chce. Czuła cały czas na sobie wzrok Coopa. Raz spotkała też jego wzrok pełen zazdrości. Po skończonym tańcu udała się do stolika
-Widziałaś? Wnet szklankę zbił
-Ciszej, bo Cię usłyszy
-Nie, wyszedł gdzieś
-Mhm, mnie jakoś to nie interesuje
Natallie uśmiechnęła się do siebie. To był świetny wieczór, przynajmniej tak się rozpoczynał. Dziewczyna spojrzała na swoje słonie w rękawiczkach. Doskonale maskowały rany. Na początku oczywiście skóra delikatnie ją piekła, jednak po chwili przestała
-Szkoda, że już tu nie będziesz
-Będę wpadała, obiecuje
-I będziesz pamiętała o moich radach?
-Oczywiście, będę nawet jeszcze gorsza -roześmiały się
-Uważaj, idzie
-Ale, k... -nie zdążyła dokończył bo poczuła dłoń na ramieniu
-Idziemy zatańczyć
-Ale ja nie mam ochoty z tobą tańczyć
-Ja Ci się nie spytałem, ja Ci to oznajmiłem
Wstała nie chcąc robić scen i nie pewnie podała mu rękę. On natomiast wziął również jej drugą dłoń, po czym ściągną z nich rękawiczki
-Ale...
-Nie potrzebne Ci są -pociągnął ją na parkiet
Przetańczyli razem jedną piosenkę, po której ona chciała odejść, jednak nie pozwolił jej na to
-Jeszcze nie -mocniej ją objął
-Coop, przerażasz mnie
-Wiem, ale też wiem, że strasznie Cię kocham
-Coop..
-Nic nie mów, proszę
Posłuchała go. Dała tak jakby mu szansę. Tańczyła z nim. Odezwała się. 
-Mówiłem  Ci już, że jesteś cudowna?
-Coop...
-To teraz Ci powiem: Jesteś cudowna
-To nie jest takie proste
-Jest
-Wcale...
-Daj się ponieść chwili -wyszeptał i pocałował ją
Najpierw chciała go odepchnąć, po czym zdecydowała się go posłuchać. To tylko pocałunek. Który przypominał jej uczucia do niego
-Teraz możesz iść
-Dziękuję-odeszła kawałek, po czym znów ją przyciągnął i pocałował
-A właściwie teraz
Poszła do siebie i jeszcze pełna emocji napisał list do niego........

Epilog


Dusza
-To już koniec podróży-

05 sierpnia 2018
Siedział już w tym miejscu kilka godzin, jednak dla niego czas przestał płynąć sześć lat wcześniej. Tak, dzisiaj była szósta rocznica. Szósty rok. Szósty ból. Lecz nic się nie zmieniło. Nadal cierpiał. Nadal gdzieś w środku umierał. Nadal tęsknił. Nadal ją kochał. Nieraz słyszał: Masz wszystko, firmę, pieniądze i żonę sobie znajdziesz', ale żadna dziewczyna nie była w stanie dorównać Natallie. Jej uśmiechowi. Jej poczuciu humoru. Jej ... jej.... całej jej
-Żałuję, że wszystko spaprałem. Że Cię okłamałem. Zraniłem. Że nie potrafiłem powiedzieć tego pieprzonego przepraszam, tylko próbowałem robić to na skróty. Że byłem dupkiem i nadal nim jestem -popłakał się- Nie powinienem tak się zachować. Nie powinienem. Jestem ciekawy, czy kiedyś mi wybaczysz, tam u góry. Czy dasz się przytulić. Czy pozwolisz bym Cię pocałował, jak na balu. Czy jeszcze kiedykolwiek pościgamy się. Czy obdarzysz mnie jeszcze raz tym pięknym uśmiechem. Czy kiedyś Cię odzyskam. Ohhh..... Natallie. To moja wina. To przeze mnie nie możesz cieszyć się tym co tak kochałaś. To ja powinienem wejść do tego przeklętego auta a nie ty. To ja powinienem był zginąć
Wyjął zdjęcie z kieszeni i spojrzał na nie
-Tak bardzo nie lubiłaś tego zdjęcia. Chociaż tak pięknie na nim wyglądasz. Taka uśmiechnięta. I szczęśliwa. Taka piękna. Powinnaś dalej móc cieszyć się życiem. Budzić tak jak chciałaś, rano budzona pianiem koguta. Latem biegać boso po trawie, zimą robić aniołki na śniegu. Skąd wiem? Przeczytałem twój pamiętnik. Był taki jak ty. Idealny. Nigdy Ci tego nie powiedziałem. Tak jak tego, ze jesteś piękna. I perfekcyjna. Chciałaś mieć rodzinę, a dzieciom dać dom jakiego ty nie miałaś a tak pragnęłaś. A ja odebrałem Ci tą szansę. Przepraszam -jeszcze bardziej się rozpłakał
Łzy nie były oznaką słabości, były oznaką tego, że za długo był głupi. Dał by największy skarb bezpowrotnie wypadł z jego rąk. Dał, by ta drobna istota straciła szansę na realizację marzeń. Skreślił to, może nie dosłownie, ale wiedział, że był winowajcą. Przeklinał ten dzień. Najchętniej wymazałby go z kalendarza. Może wtedy Natallie nadal by z nim była? Nadal darzyła uśmiechem? Nadal marzyła i miała szansę na realizację marzeń. Nadal mógłby ją pocałować? Przeprosić. Ale ta szansa zniknęła za horyzontem i chociaż próbował ją dogonić, nie dał rady.  Sam dał by ta szansa uciekła. Przypomniał sobie dzień balu, dwa dni przed tym okropnym wydarzeniem. Jak prześlicznie wyglądała. Nawet w tej gotyckiej sukni wglądała jak księżniczka. Na rękach miała rękawiczki, jakby chciała zakryć rany na dłoniach. Rany, które powstały przez niego. Był zazdrosny, gdy tańczyła z Johnym. Musiał wyjść by nie rzucić się na niego z pięściami. Gdy wrócił, sam nie wiedział co nim kierowało, chciał ją przytulić. Przeprosić, ale nawet tego nie umiał. Widział, że ją przeraża. Widział to w jej pięknych oczach. Widział to nawet, gdy ściągał jej rękawiczki. Jej ręce nadal były pokryte ranami. Bał się, że sprawi jej ból, jeśli dotknie jej dłoni. Jednak nie potrafił powiedzieć 'Przepraszam'. Nie potrafił zachować się jak facet.  Potrafił zniszczyć, a nie umiał naprawić.Był okropny, a ona była ideałem, aniołem. Nie pozwolił by ten przepiękny kwiat rozkwitł. Żałował i to bardzo. A jeszcze bardziej żałował, że nie mógł cofnąć czasu. Wszystko by zmienił. Nie popełniłby tych samych błędów. Próbując odkupić swoje winy, odnalazł jej brata Mike i go zatrudnił w swojej firmie, wyremontował ich dom dziecka, kupił placówce dwa auta, bezpieczne auta. Jednak nadal czuł się winny. Nadal nie mógł sobie wybaczyć tego co zrobił. Nadal w nocy męczyły go koszmary. Nadal nie pogodził się z tym co się stało. Przestał wpatrywać się w niebieską różę, którą codziennie tu przynosił i spojrzał w niebo
-Hej, Ty! Tam u góry! Nigdy o nic Cię nie prosiłem, a teraz błagam: ZWRÓĆ MI  JĄ!
Jednak nie stał się cud, którego tak pragnął. Zauważył natomiast jakąś parę z dzieckiem zmierzającą w jego kierunku. Gdy byli bliżej rozpoznał w kobiecie Juliannę a w mężczyźnie Bruna
-Cześć Cooper
-Cześć Julianno, Brunu
Nadal się nie pogodziłeś? Minęło już kilka lat
-Sześć. Minęło sześć lat, dzisiaj sześć. Nigdy się nie pogodzę z jej śmiercią. To tak jakby ktoś zabrał mi tlen, to moja wina
-Coop, to nie ty...
-To moja wina i dobrze wiesz czemu tak uważam. Ty też tak sądzisz
-Nie, ja jestem na Ciebie zła, bo moja przyjaciółka nie żyje i to ty może nie dosłownie, ale zmusiłeś ją do tej decyzji. Przyczyniłeś się do niej, ale wypadek to nie twoja wina
-To ja powinienem był zginął w tym wypadku a nie Natallie
-Mi też jest ciężko, ale spróbuj żyć dalej
-Umarłem razem z nią wtedy
-Kochałeś ją
-Nie, nadal ją kocham i nigdy nie przestanę. Ona też mnie kochała, pewnie
-Kochała Cię i to strasznie
-Kto to?
-Moja córeczka, Natallie. Ma imię po...
-Po twojej przyjaciółce
Coop zastanawiał się jak by teraz wyglądała Natallie. Czy byłaby jego żoną? Czy byliby razem? Czy biegałaby? A może rysowała? Tak pięknie rysowała. Może śpiewałaby? Miała przecież głos anioła. Nie, ona była aniołem. Kimkolwiek byłaby, kochałby ją najbardziej na świecie i nosił na rękach. Gdyby żyła.... oh.... jak chciałby ją przywrócić do życia
-Wiesz, Cooer, powiem Ci coś: Sprawiłeś, że Natallie Ci ufała, ale spieprzyłeś wszystko jak chciała Ci Zaufać...........

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz