czwartek, 28 lipca 2016

Rozdział 20




Adeline po spotkaniu Jamesa w stajni całą noc nie mogła spać, przekręcała się z boku na bok cały czas myśląc o tym wszystkim. Z jednej strony chciała z nim porozmawiać ale z drugiej tak bardzo bała się go. Jego obecność paraliżowała ją, sprawiała że serce ze strachu przestawało bić. I to nie było przyjemne uczucie, z pewnością nie. Mężczyzna wydawał jej się bardzo podejrzany, bardzo dziwny. Może i był przystojny, bogaty ale przerażający. Czasem arogancki, bezczelny i zawsze na jego twarzy widziała kamienną maskę, maskę którą nigdy nie zdejmował, nie pokazywał ani swojej twarzy ani uczuć. Dopiero wczoraj, w stajni zauważyła w nim uczucia, jakieś uczucia. Jednak nie rozumiała czemu, czy zdjął już swoją maskę? Czy może ukazał jej się po części? Albo nie zapanował nad tym? Tak czy inaczej nie rozumiała tego, czemu był zdziwiony? Przecież to było logiczne że ona nie będzie chciała z nim rozmawiać. A może tu chodziło o Grace? 'Nie, to z pewnością nie chodziło o nią' pomyślała i wróciła do swoich rozważań. Nie miała zielonego pojęcia o co mu mogło chodzić i nie chciała się dowiadywać tego. Nie interesuje ją życie i odczucia i cała reszta tego mężczyzny. Jest jedno co z pewnością chciała, żeby zniknął z jej życia tak szybko jak się pojawił, zanim zaczął burzyć jej spokój i harmonię nad którymi tak długo pracowała. Zanim zaczął burzyć jej szczęście i poczucie bezpieczeństwa. Całą noc, kilkanaście godzin wierciła się z boku na bok starając się przybrać pozycję w której wreszcie uda jej się spokojnie zasnąć. Bez pozytywnego skutku niestety. Próbowała chyba wszystkiego, liczyła owce, myślała o śnie, pochodziła chwilę po pokoju, otworzyła okno i nawet wypiła szklankę tak bardzo znienawidzonego przez siebie zwykłego mleka. Nic, absolutnie nic nie pomogło. Rano, gdy tylko na zegarku zobaczyła godzinę 7 wstała cicho i poszła do kuchni. Wypiła kawę żeby nie zasnąć i być gotowa na kolejny dzień pracy. Siedziała w kuchni, przy małym stoliku i piła ją powoli i dopiero gdy spojrzała na kalendarz zdała sobie sprawę że dzisiaj jest niedziela a nie poniedziałek i nie musi iść do pracy, może odespać noc. Teoretycznie może gdyż w praktyce jest jeszcze Grace, ukochana córka którą za nic w świecie nie chce i nie może zawieść. Otworzyła lodówkę żeby zrobić im śniadanie i wtedy zauważyła że owa jest prawie pusta
-No tak, zakupy -powiedziała cicho i otworzyła jedną z szafek w której zawsze był jakiś makaron, ryż, pomidory w puszce. Jednym słowem mały zapas czegoś w razie takiego 'wypadku' -trzeba iść po zakupy -westchnęła i wzięła się za robienie prowizorycznego śniadania przed zakupami. Gdy już skończyła poszła po cichu do ich pokoju obudzić Grace, ku jej zaskoczeniu blondynka już nie spała i siedziała w przedpokoju czyszcząc swoje buty po wczorajszej jeździe konnej
-Tu jestem mamo
-Chodź na śniadanie myszko. Nie musiałaś czyścić ich tak od rana, pomogłabym ci przecież
-Nie mamo, buty jeźdźca czyści jeździec a nie jego mama. Są moje więc mogę to zrobić sama
-Idź umyj rączki i chodź do stołu -czyli została do obudzenia Dominica z którą będzie trudniej niż z Grace gdyż dziewczyna mogłaby całe dnie spać. Adee zawsze dziwiło jakim cudem, w takim razie ona wstaje rano do pracy a kładzie się spać tak późno
**
Dominica widząc w jakiej rozsypce jest Ade rozkazała jej zostać w domu i sama poszła z Grace na zakupy. Dziewczyna w myślach dziękowała za to jej, nie miała siły żeby wychodzić gdziekolwiek. Siedziała spokojnie w salonie, znowu z tą samą książką i była pochłonięta w jej czytaniu zapominając o zmęczeniu. Wtem usłyszała dzwonek do drzwi i poszła otworzyć z myślą że Domi z Grace wróciły z zakupów i nie mają jak otworzyć. Myliła się i zamiast nich za drzwiami stał James na którego widok od razu chciała zamknąć drzwi jednak on włożył pomiędzy nie stopę skutecznie uniemożliwiając jej to. Chwilę potem był już w mieszkaniu a Adeline bała się jak nigdy przedtem. Mężczyzna zamknął drzwi
-Porozmawiajmy -powiedział
-Nie! Wyjdź stąd!
-Nie wyjdę -zrobił krok w jej kierunku na co ona zrobiła dwa kroki w tył i w ten sposób po kilku minutach dotarli do salonu -chcę porozmawiać, tylko. Nie zrobię ci krzywdy, nie chcę
Natychmiast przypomniał jej się jeden z mroczniejszych snów jaki miała i to zdanie cały czas miała w głowie, pod wpływem impulsu chwyciła pierwszą rzecz jaką miała pod ręką; lampę do samoobrony
-Idź stąd! Już!
Mężczyzna tylko zaśmiał się rozbawiony na ten widok
-Wyjdź! W tej chwili! Pójdę siedzieć ale ty skończysz w kostnicy -w jej żyłach krążyła adrenalina, wola walki i być może przeżycia
-No dobrze -obserwowała jak wychodzi z pokoju a później z jej domu a ona odetchnęła z ulgą by po chwili rozpłakać się jak małe dziecko, jak wtedy gdy została skrzywdzona i nie miała siły się podnieść. Jej ręce ze strachu zaczęły się trząść a po policzkach, jak z kranu spływały łzy. Nawet nie usłyszała gdy do domu wróciła Dominica i Grace, nawet nie zauważyła że jest z nimi Thomas. Dopiero gdy po chwili poczuła jak ktoś podnosi ją z podłogi a potem siada z nią na kanapie spojrzała na niego i zorientowała się że to on.
-Co się stało?
Nie była w stanie wykrztusić z siebie ani słowa
-Adeline, pomogę ci
-James, James tu był -Tho na samą myśl o tym mężczyźnie zacisnęły się ręce w pięści jednak po chwili znowu obejmował przyjaciółkę
-Deli, wiem że to może być trudne, ale ja muszę to wiedzieć -zrobił krótką przerwę między swoimi wypowiedziami -Czy on cię skrzywdził?
Dziewczyna spojrzała na niego oczami pełnymi łez i pokiwała przecząco głową by zaraz potem się roześmiać
-Nie, to ja bym mu zrobiła krzywdę. Lampą, nie chciał wyjść a ja go tu nie zapraszałam

-Dobrze, już spokojnie -przytulił ją do siebie jak małe dziecko, laleczkę ze szkła i kiwnął głową do przestraszonej Dominicy że nie stało się to co oboje myśleli...

piątek, 22 lipca 2016

Rozdział 19




Kilka dni później
Adeline dała się namówić Grace i swojej przyjaciółce na 'wycieczkę' z nimi w weekend do stajni. Grace nie mogła się już doczekać i od rana była wulkanem energii. Natomiast Dominica wpadła, na jak sama uznała, rewelacyjny pomysł i spytała Maca czy też będzie wtedy w stajni i jak się okazało, ja jej korzyść a raczej Ade, miał być. Chciała żeby Adeline mogła spać w nocy spokojniej, a nie martwić się o to wszystko, związane oczywiście z jej pracodawcami. O 12 pojechały do stajni. Adeline stała i czekała na padoku, do którego zaprowadziła ją córka. Kilka minut później z stajni dumnie, na koniu wyjechała Grace z Dominicą która szła obok i również trzymała wodzę.
-Mamo zobacz! To jest Sky -zatrzymała konia nie daleko mamy, która stała lekko nie dowierzając-Jest piękna prawda?
-Tak skarbie. Jest bardzo ładnym koniem
-Ale mamo! To klacz
-No tak przepraszam -uśmiechnęła się i podeszła bliżej. Pogłaskała klacz po łbie i spojrzała na Grace. Była z siebie dumna, a przede wszystkim szczęśliwa i radosna. Chwilę potem Domi całkowicie oddała wodzę Grace i odsunęła się trochę.
-Wio Sky -Grace dała jej komendę żeby ruszyła
-Nic jej się nie stanie? -spytała cicho Ade
-Nie, spokojnie. Nie zostawie jej -zaczęła chodzić za nimi i pilnie obserwować
Deli przyglądała się temu stojąc kawałek dalej i uśmiechała się. Grace bardzo dobrze, jak na swój wiek i od kiedy jeździ, radziła sobie z koniem. Jakby byli ze sobą połączeni w jakiś sposób.
***
-Grace, nie jesteś zmęczona? -Adeline nie mogła się nadziwić ile ta mała dziewczynka która była jej córką mogła biegać i z koniem i za koniem.
-Nie mamo, to świetna zabawa -usiadła na trawie a chwilę potem Sky stanęła obok niej
Grace wzięła więc szczotkę i zaczęła czesać jej najpierw ogon a potem grzywę
-Zobacz mamo! Też umiem pleść warkocze -zaczęła pleść jednego klaczy z grzywy.
Adeline również zdawała się odpocząć, nie myślała o niczym praktycznie. Czuła się wolna, nie martwiła się o nic ani niczym. Spokojnie stała opierając się o jedną z drewnianych belek ogrodzenia i obserwowała co robi jej córeczka. Obok nich, na sąsiednich padokach oraz torach z przeszkodami byli inni ludzie, jeździli na koniach, skakali przez przeszkody albo tak jak Grace teraz, zajmowali się końmi. Było tu cicho, słychać było tylko rżenie, parskanie koni no i oczywiście komendy z ust jeżdżących na nich ludzi. Wszelakich ludzi, młodszych, starszych, kobiet, mężczyzn. I nikt nie był ubrany w garnitur, nikt się nie spieszył, nie miał kamiennej twarzy. Wszyscy byli skupieni na jeździe i koniach. Dominica gdzieś na chwilę poszła, podobno do znajomego. Postanowiła że jeszcze trochę i będą się zbierały do domu. Minęło już trochę czasu od kiedy tu są i Grace przydałby się posiłek. A przede wszystkim kąpiel, musiała to przyznać ze śmiechem. W jej, jeszcze do niedawna czystych włosach było trochę siana. Jak i na reszcie ubrań zresztą również jak i w butach. Tak to było śmieszne, jednak jak zauważyła, większość ludzi którzy stąd wychodzili wyglądali podobnie
-Adeline! -usłyszała swoje imię i się odwróciła. Natychmiast jej dobry humor uciekł, a strach go zastąpił. Dominica stała z dwoma mężczyznami, z których jeden wydawał jej się strasznie do kogoś podobny ale nie potrafiła powiedzieć do kogo dokładnie
-Ttak?
-Jeśli nie poznałaś; to są moi szefowie. Mac i James -teraz już doskonale wiedziała kogo a raczej kim był. Jej serce zdało się zatrzymać ze strachu -Pomyślałam, że dobrze by było żebyście pogadali o tym liście
Wtedy na twarzy Maca, jak zdawało jej się, starszego z braci zmieszanie i zdziwienie
-Ale jakiego listu? James? -spojrzał na brata który trzymał ręce w kieszeniach spodni -możesz to nam jakoś wytłumaczyć
W tym czasie James czuł się jak dziecko które coś zbroiło, jednak on nic takiego nie zrobił
-Adeline, możemy porozmawiać? -zwrócił się do niej
-Nie proszę pana, nie mam czasu na rozmowy z panem. I nie sądzę żebyśmy mieli do porozmawiania o czymkolwiek
-Jednak
-Wyraziłam już swoje zdanie, którego zmieniać nie zamierzam -starała się zachować spokój - Żegnam panów -odeszła z tamtego miejsca i podeszła do Grace która zdawała się temu przyglądać po skończeniu warkocza -Grace, skarbie, chodź, musimy jechać do domku
-Ale mamo

-Kochanie, przyjedziemy jeszcze, obiecuje -dziewczynka wsiadła na klacz i zaprowadziła ją do stajni razem ze swoją mamą. Adeline przed wejściem do niej spojrzała w tamto miejsce i napotkała zdziwiony i zmieszany wzrok Jamesa. Wzrok który chciał coś powiedzieć ale ona nie wiedziała co, a może nie chciała wiedzieć?  

piątek, 15 lipca 2016

Rozdział 18



-Mamo! Jesteśmy! -jak na złość w najmniej odpowiednim momencie do mieszkania wróciły Domi i Grace. Adeline nie chciała żeby jej córka widziała ją, kolejny raz, w takim stanie. Czy totalnie załamaną, smutną i zalaną łzami. Ścisnęła w ręce mokrą od łez chusteczkę i wstała z podłogi w łazience. Przemyła kilka razy twarz zimna wodą by ukryć resztki łez oraz podpuchnięte oczy i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Kolejny, kolejny raz widziała siebie w stanie w jakim za wszelką cenę nie chciała siebie widzieć.
-Mamo, gdzie jesteś? -słyszała jak dziewczynka szuka jej w kolejnych pokojach a ona, czując się jak jakiś morderca czy włamywacz, była nadal cicho w pomieszczeniu
-W łazience byłam -po policzeniu do trzech wyszła z wspomnianego miejsca udając że nic się nie stało. -Jak się bawiłaś? Byłaś grzeczna? Nie zrobiłaś sobie krzywdy? -wzięła ją na ręce
-Było super -Grace tak sprawnie jej się wyrwała że Ade nawet nie zdążyła jakkolwiek zareagować- Nie, fajnie się jeździ, konie nic nie robią...
-Że co? -dziewczynę zatkało. Jakie konie? Gdzie ona była z Dominicą?
-No konie mamo
-Czy wy byłyście w stajni? Z ciocią?
-Tak mamo. To miała być niespodzianka, przepraszam. Nie bądź zła na ciocię. Ja chciałam tam jechać
Adeline nie wiedziała co powiedzieć. Nigdy by nie powiedziała że jej córka chce jeździć konno, co więcej, że to robi za jej plecami
-Jak długo już jeździcie do stajni skarbie?
-Może dwa miesiące. Ale idzie mi całkiem dobrze! Nawet nie upadam tak dużo!
-Dobrze skarbie
-Jesteś zła?
-Nie, skarbie -sama tego nie wiedziała -Tylko jest mi smutno że nic nie wiedziałam. Leć się przebrać kowboju, ja porozmawiam z ciocią
-Ale nie zabronisz mi tam jeździć? -zrobiła oczy kotka z Shreka -I jeźdźcu a nie kowboju mamo
-No dobrze -poczekała aż mała zniknie w ich pokoju i poszła do kuchni, do Dominicy -Chyba musimy pogadać
-Czyli już wiesz? -pokiwała twierdząco głową -Oh, przyznaję się bez bicia, że zabierałam małą ze sobą do stajni. Ale przyrzekam, nic jej się nie stało! Przez pierwsze tygodnie miała instruktora jazdy a potem była już na tyle dobra i sama jej pomagałam. Przyrzekam, miałam ją cały czas na oku! A klacz jest spokojna -wydawało się że przestraszona dziewczyna prawie nie oddycha i wszystko mówi na jednym wdechu.
-Spokojnie, Domi, oddychaj. Nie jestem zła, no może trochę ale to dlatego, że o niczym nie wiedziałam. Na Boga, mogłyście mi powiedzieć
-Ale wtedy byś się nie zgodziła a Grace bardzo na tym zależało i zależy. Zamierzała Ci pokazać co umie, żebyś się zgodziła
-No dobrze
-Serio nas nie zabijesz? W sensie mnie, bo oczywiście jak mogłabyś zabić córkę. No nie mogłabyś, no przecież. Ale mnie to co innego, bo to moja wina. Boże, ja nie chciałam, przysięgam -dziewczyna znowu zaczęła panikować i mówić szybko
-Domi, wdech i wydech. Oddychaj i się tak nie przejmuj. Nic się nie stało przecież, nie gniewam się
-To dobrze, pozwolisz dalej Grace trenować jazdę konną? Ona to kocha!
-Nie będę jej unieszczęśliwiała, zależy mi na jej szczęściu. Jeśli to kocha, dobrze, niech jeździ z tobą do tej stajni
-A ty nie będziesz jeździła z nami? Mała bardzo chciała Cię do tego przekonać
-Wiem, to też mi powiedziała. Nie wiem
-No proszę! Chociaż kilka razy, dla niej
-Mhm, dobrze, postaram się
-Super! -przytuliły się -a teraz, czemu płakałaś?
-Co? Ja nie
-No przecież widzę!
Westchnęła i usiadła na krześle. Pokazała jej żeby zrobiła to samo i opowiedziała jej co się stało. Domi na końcu parsknęła śmiechem
-Przecież to nie jest powód do łez! Ktoś chce cię zatrudnić, w dobrej firmie. Przecież pracuję tam. Ey! Pracowałybyśmy razem!
-Nie, nie chce pracować u nich.
-Ale czemu?? -zdziwiła się -Czegoś jeszcze nie wiem?
Adeline kolejny raz westchnęła i streściła jej zdarzenie sprzed kilku dni, kiedy jeszcze pomieszkiwała u Thomasa
-Może chciał Ci tylko pomóc?
-Dominica, nie bądź naiwna, proszę. Tak nagle znalazł się tam? Wiedział o której wychodzę? I gdzie idę? Niby skąd, to jest podejrzane, zbytnio podejrzane
-No niby tak. Może powinnaś iść na pol..
-Nie -przerwała jej -Nie pójdę na żadną policję. Nie chcę już nigdy tam się udać ani rozmawiać z żadnym policjantem
-A Thomas?
-Tho to co innego. Tho to mój przyjaciel, nie traktuję go jak policjanta ani tak o nim nie myślę

-No dobrze, jak uważasz. Będzie dobrze, spokojnie -znowu ją przytuliła  

niedziela, 10 lipca 2016

Rozdział 17



O co w tym wszystkim chodzi?!
15 czerwiec 2015
Dzisiejszy dzień w pracy, jak na poniedziałek minął Adeline bardzo szybko. Oczywiście zaraz po poszła odwiedzić Thomasa który zawzięcie się upierał że wszystko jest dobrze, nie musi się martwić i on już może sam gdzieś się wybrać. Wróciła więc do domu i spojrzała na godzinę
-Mam jeszcze trochę czasu do powrotu Grace z Domi ze stajni -pomyślała.
Dominice, której wielką pasją była jazda konna co jakiś czas udawało się namówić ją by pozwoliła Grace jechać do stajni. Poszła do swojego pokoju po książkę która zaczęła ale nie miała czasu skończyć.
Tu praca, Grace, obiad, Thomas i jeszcze wiele wiele innych rzeczy, przez co nie raz wydawało jej się że 24-godzinna doba to za mało by starczyło jej czasu na wszystko. Jednak cóż, takie bywa życie. Czasami słodkie jak malina, innym razem kwaśne jak cytryna, lub ostre jak chili. Jest jakie jest i nikt ani nic go nie zmieni ot tak. Trzeba je zaakceptować takie jakie jest i czerpać z niego ile można. Po co je stracić na marudzenie skoro można je przeżyć z uśmiechem? I takie było jej motto, a raczej starała się by takie było. Starała się uśmiechać, być pogodną, wesołą jednak nie zawsze jej to wychodziło. Tym bardziej gdy teraz, tak nagle pojawił się James, dziwny i tajemniczy mężczyzna który nie wiadomo czemu zaczął się wtrącać w jej życie, w ich życie.
Potrząsnęła głową jakby chciała przestać o nim myśleć i wróciła do swojej lektury od której co jakiś czas wyrywały ją jej myśli, biegnąc w kompletnie innym kierunku niż powinny. Nie zdążyła jednak przeczytać za dużo bo do jej drzwi ktoś zadzwonił a ona, z swoim niepokojem pomału poszła otworzyć, i gdy zauważyła że to tylko listonosz jej obawy zmalały. Przyniósł jej jakiś list chociaż koperta i jej wielkość bardziej wyglądały na dokument. Wróciła do swojego pokoju i starannie ją otworzyła i zaczęła czytać. Na jej twarzy pojawił się najpierw lęk, spojrzała więc ponownie na kopertę i przeczytała swój adres a potem wymieszał się z gniewem. Drżącymi rękoma podarła zarówno papier jak i kopertę i wyrzuciła do kosza. Zaczęła płakać, sama nie do końca wiedząc czemu, lecz łzy pomału spływały po jej bladych policzkach kapiąc na podłogę
W tym samym czasie
-Bardzo ładnie Grace! -Dominica szła zaraz obok dziewczynki na koniu i cały czas ją chwaliła -Tylko nie zapominaj o piętach skarbie
Mała blondynka jechała na chyba najbardziej spokojnej klaczy imienia Sky. W małej tajemnicy przed swoją mamą zaczęła się uczyć bardziej na poważnie jazdy konnej, której 'zaraziła' się od swojej cioci. Co prawda jeszcze nie jeździła w 100% sama i bez pomocy ale coraz lepiej jej to wychodziło i nawet mogła zrezygnować już z stałej pomocy instruktora jazdy.
-Spokojnie Grace, trzymaj wodzę i pamiętaj o strzemionach
-Ciociu, nie musisz co chwilę mi o tym mówić. Dam sobie radę -jeździła praktycznie wokoło
Klacz bardzo spokojnie i nie za szybko biegła słuchając jeźdźca którym była Grace. Była szczęśliwa i nie mogła się doczekać kiedy będzie mogła pokazać swojej mamie co już umie a może i ona da się namówić. Przecież jazda konna jest taka fajna.
-O! Cześć -obie w jednej chwili odwróciły się w kierunku rozmówcy przez co Grace wypadła noga ze strzemienia i dziwnie zawisła śmiejąc się przy tym w niebo głosy -O boże, przepraszam. Pomogę -mężczyzna przeskoczył drewnianą barierkę i chwilę potem znalazł się koło dziewczynki i Dominicy która starała się ją uwolnić.
Chwilę potem mężczyźnie się udało a blondynka pobiegła do swojego konia i znowu go chciała dosiąść
-Grace, uważaj, zrobisz sobie krzywdę -pomogła jej wsiąść i odwróciła się do mężczyzny którym okazał się być jej szef, Mac -Dzień dobry proszę pana
-Panem to jestem w pracy, teraz możesz mi mówić na ty
-Ale...
-Nie przeszkadza mi to -przerwał jej zanim zdążyła dokończyć to co chciała powiedzieć -Jeździsz?
-Tak pro... znaczy Mac. Jeżdżę i teraz douczam Grace
-Masz córkę? -na jego twarzy pojawiło się zdziwienie którego nie zdążył zamaskować i jego zwykle kamienna, nie pokazująca żadnego uczucia twarz zmieniła swój wyraz na bardziej ludzką.
-Nie -zaśmiała się na samą myśl że Grace mogłaby być jej córką -Grace jest córką mojej przyjaciółki Ade. Tej która kiedyś przyniosła mi te ważne dokumenty na spotkanie z tym ważnym klientem.
Dostrzegła na jego twarzy jeszcze większe zdziwienie jednak tym razem po chwili znikło a na jego twarzy pojawił się uśmiech który miał być życzliwy i miły ale od razu poznała że był sztuczny i miał zamaskować prawdziwe odczucia bruneta.
-Nie słyszałem nigdy o takim imieniu jak Ade
-Adeline, Ade to tylko skrót
-No tak, mogłem się domyślić. A w takim razie jaki jest skrót od twojego imienia?
-Domi, czasami tak do mnie mówią -uśmiechnęła się i spojrzała na Grace by sprawdzić czy wszystko jest dobrze. Dziewczynka jakimś cudem sama zsiadła z klaczy i czesała jej grzywę.
-Ile ma lat? -wskazał na nią
-Grace? Ma 6 lat -i znowu zauważyła na jego twarzy zmieszanie
-Czyli jest całkiem duża -szybko powiedział -Ma rękę do koni
-Tak, chyba tak. Lubi to -jednocześnie spojrzeli na nią
-Do zobaczenia w pracy Domi. Ja niestety muszę iść do mojego konia, ostatnio go trochę zaniedbałem niestety
-Dobrze, do widzenia Mac -podeszła do Grace -pokazać ci jak zapleść jej warkocza?

-Tak!  
*********************************************************************************
Cześć wszystkim! Tak wiem, miał być rozdział specjalny ale sprawa jest taka że został on napisany przeze mnie z bohaterem który pojawi się dopiero w 2.. chyba 22 rozdziale więc dodam go wtedy.. Nie wiem co mi się pomyliło ale cóż, czasami tak z przepracowania bywa
Mam nadzieje że nie macie mi tego za złe :)
Never

wtorek, 5 lipca 2016

#BlueDay

Witam wszystkich w ten przepiękny dzień.  Dlaczego aż taki piękny? Ponieważ dzisiaj mija dokładnie rok od kiedy zaczęłam swoją przygodę z blogiem! Dokładnie rok temu obudziłam się rano z myślą 'Zakładam bloga' i to zrobiłam. Jak pewnie wiecie, jeśli 'czytacie' mnie, moje prace od początku to pierwszym moim dziełem była Sophia, później Zaufaj które jest nadal. W tym czasie moje prace zyskały prawie 100 tyś wyświetleń!!!!! Może to być mało, ale dla mnie ta liczba jest OGROMNA! Dziękuję wam wszystkim, i szczerze jak to piszę to łzy same lecą mi po policzkach. Łzy szczęścia oczywiście. Przeżyłam z wami (albo wy ze mną) 365 dni, 12 miesięcy, 8784 godzin, 527040 minut i 31622400 sekund!!!! Ogromne liczby, ogromne szczęście. Napisałam łącznie 106 rozdziałów i niezliczoną liczbę słów, wersów, akapitów, tytułów. Nie przespałam dziesiątki nocy żeby rozdziały był ale wiem jedno; było warto. I co dalej? Dalej będę to robiła, bo to kocham, bo wy pokazujecie mi że jesteście i ktoś to czyta. Nauczyłam się również wiele rzeczy. I tak z małej, głupiutkiej  ale bardzo chcącej coś osiągnąć laur_cia stałam się Laur, pokazywałam co umiem, kim jestem aż do teraz. Czyli do Never, blogerki, bo chyba tak mogę się nazwać z marzeniami i jeszcze większą chęcią do pracy. I czasami jest trudno, leń mnie dopada, najczęściej po wielu godzinach spędzonych w szkole ale wtedy otwieram bloggera i patrzę na ilość wyświetleń; i nie ważne czy jest ich 10, 50, 100 czy 300; każda liczba sprawia że od razu na mojej twarzy pojawia się uśmiech i mam siłę by pisać. Czasem też sprzęt pokazuje kto chce rządzić, jednak nic mnie nie powstrzyma. Kim jestem? Jestem tajemnicą, cichą, małą dziewczynką która tak nagle zaczęła patrzeć jeszcze dojrzalej na świat. Seria Zaufaj ma właśnie pokazać z jednej strony jak piękny jest świat i że powinniśmy czerpać z życia jak najwięcej a z drugiej pokazać też że nie tylko my mamy w życiu trudno.
Ten dzień jest dla mnie wyjątkowy, takie moje drugie urodziny, które mogę spędzić z wami. Mam 1000 rzeczy do powiedzenia, ale tak naprawdę nie wiem jak to ubrać w słowa. Jestem po prostu szczęśliwa. Blog Roku 2015, mimo że nie wygrałam ani nie zajęłam jakiegoś wybitnego miejsca to było dla mnie wielkie przeżycie. Czułam się taka mała z takimi kolosami jakie startowały ale jednak Zaufaj się zakwalifikowało. Byłam dumna, nadal jestem. W swoje urodziny w napięciu, na lekcji czekałam na wynik, czy przeszło, dzięki waszym SMSom dalej, czy odpadło. Chcę iść jeszcze wyżej, piąć się w górę. Chcę być jeszcze lepsza. Chcę dawać z siebie jeszcze więcej.
Mam również dla was wiadomość, pewnie was ucieszy; albowiem od 2 miesięcy pracuję nad tym by wydać Trust Me (pierwsza część Zaufaj) jako książkę!!! Poprawiam starą wersję, dodaje bohaterów, zmieniam coś by jeszcze w tym roku wydać TM jako książkę! Pracuję nad tym wszystkim, jest czasem ciężko jednak rozpiera mnie duma że w niedalekiej przyszłości wy zarówno jak i ja będziemy mogli postawić TM na półce z książkami. Jeśli oczywiście będziecie chcieli ją kupić :)

Z okazji #BlueDay postanowiłam że odsłonie wam trochę tajemnicy tak więc powiem trochę o sobie; jestem Laura, jak pewnie to już zgadliście, mieszkam w małym mieście, na co dzień chodzę do szkoły. Pełnoletnia nie jestem jeszcze, interesuję się fotografią, muzyką, wojskiem. Tak, dobrze usłyszeliście. Wojskiem. To jest moja miłość od lat dziecięcych i za rok zamierzam wstąpić do AW. Szerze od muzyki jestem uzależniona, mogę  ją słuchać cały czas. I to chyba wszystko na razie, wolę pozostać nadal tajemnicą

Dziękuję wam za ten wspaniały rok i obiecuje że następny i kolejny i jeszcze będą również tak fajne, bo myślę że taki właśnie ten rok był. Nieco zakręcony, zabawny i chociaż mówią że '15 był złym i okropnym rokiem to dla mnie nie był koszmarem. Dał mi wiele dobrego, dał mi czytelników czyli coś najcenniejszego. Od jutra będą się pojawiały zwykłe rozdziały a jeszcze dzisiaj pojawi się rozdział specjalny. Mam nadzieję że wam się spodoba i nie zanudziliście się czytając to
Oczywiście można do mnie pisać na facebook'u : Laur (Never) oraz dzwonić/pisać dzisiaj na skype : Laur.Cia

+ dodaję wam do posłuchania jedną z moich ulubionych
piosenek ostatnio, pewnie znacie 

Miłego dnia
Wasza Never

piątek, 1 lipca 2016

Rozdział 16



Zostań na zawsze....
-Nie bój się –z cienia wyłoniła się ręka, jego ręka –Nie mam ochoty Ci nic zrobić – a w mojej głowie natychmiast pojawiło się „nie chcę ale muszę” czy coś w tym stylu
Zrobiłam krok w tył i na coś nadepnęłam. Spojrzałam pod swoje nogi i zauważyła pluszowego misia, misia mojej córeczki… czyli ten psychol ma Grace! Boże, moja ukochana córeczka –pomyślałam i zaczęłam płakać. Niespodziewanie ktoś stanął za mną, poczułam jego oddech na swojej szyi.
-Nie płacz, ona jest cała. Nic jej nie jest –położył dłoń na moim ramieniu
-Nie wierzę Ci! Jesteś psychiczny! –odepchnęłam go z całej siły jednak jego uścisk tylko się zwiększył powodując jęk bólu. On naprawdę był silny –zostaw nas!
-Oj, kochanie. Czemu mam zostawić coś co jest dla mnie ważne? A wy takie jesteście –przesunął palcem po mojej szyi a ja nie byłam wstanie choćby wziąć oddechu
-Czemu niby jesteśmy ważne? Nie znasz nas. Zostaw Grace w spokoju
-Nie zostawię swojej córki –powiedział cicho tak jakby w pomieszczeniu ktoś jeszcze był a ja zaczęłam krzyczeć ‘
Thomas obudzony krzykiem od razu wziął swoją broń i pobiegł do sąsiedniego pokoju. Wszedł powoli mierząc przed siebie, jak podczas każdej akcji. Jednak jedyne co zobaczył to Adeline która najwyraźniej znowu miała jakiś zły sen. Położył broń na stole i usiadł obok niej
-Hej, spokojnie. To tylko zły sen –dotknął jej dłoni. W stosunku do jego była taka mała i drobna.
Dziewczyna się obudziła i spojrzała na niego przerażonym a jednocześnie pytającym wzrokiem
-Coś Ci się znowu śniło. Więc przyszedłem sprawdzić. Spokojnie- obserwował jak usiadła na łóżku i schowała twarz w drobne ręce –Spokojnie, jestem tu –przytulił ją
Natychmiast się do niego przytuliła a po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Spojrzała za niego i zauważyła broń, odbezpieczoną broń.
-Co tu robi pistolet!? –od razu się od niego odsunęła jednak on znowu ją przyciągnął do siebie
-Spokojnie. Usłyszałem krzyki więc wziąłem broń i przyszedłem.
-Tho, w tym domu jest aktualnie dziecko. Małe dziecko a ty masz tu odbezpieczoną broń. A tak się składa, że to dziecko jest zafascynowane tobą i twoją pracą
-Mamo ja nie jestem mała! Wujku, a ta broń strzela? –niespodziewanie jak na znak w pokoju pojawiła się Grace i starała się dosięgnąć pistoletu
-Nie księżniczko. Mamusia żartowała a ta broń jest zepsuta –odpowiedział mężczyzna uprzedzając tym samym Ade
-Po co Ci zepsuta broń? Przecież to jest głupie!
-No widzisz księżniczko. Twoja mamusia zabroniła mi gdziekolwiek wychodzić więc nie miałem jak jej zdać –sięgnął po pistolet i ukradkiem go zabezpieczył –No zobacz –podał w jej małe ręce broń
-Jest ciężka wujku. Jak ty dajesz radę ją trzymać?
-Wcale nie jest. Jesteś po prostu mniejsza ode mnie i tak ci się wydaje
-Mogę nacisnąć na ten guziczek co strzela?
-Na spust? Tak –uśmiechnął się i napotkał spojrzenie Adeline które z jednej strony było przerażone a z drugiej krzyczało ‘Jesteś głupi? Zabiję cię jeśli ona coś sobie zrobi!’
Dziewczynka uniosła broń i tak by jej nie upuścić nacisnęła spust i w tej samej chwili gdy z lufy nie wyleciał żaden pocisk Ade odetchnęła z ulgą
-Szkoda, że się zepsuła
-A co? Chciałaś zastrzelić wujka? –podszedł do niej i zaczął ją łaskotać na co ta śmiała się
-Nie.. chciałam… zobaczyć… wujka… w … akcji.. –starała się powiedzieć przez śmiech
Przestał ją łaskotać i puścił
-Chodź do mamusi –Adeline rozłożyła do niej ręce a ta się do niej przytuliła
**
-Thomas, na pewno dasz sobie radę?
-Tak, spokojnie. Wracaj do swojego domu, do córki. Już dosyć czasu zmarnowałaś na mnie
-Wcale nie.
-Mniejsza o to. Serio dam sobie radę. Chodź, odprowadzę was
-Nie trzeba –Adeline uśmiechnęła się –Zamówiłam taksówkę, gdy tylko pokazałeś mi drzwi –zaczęła się śmiać
-Ej –uniósł ręce w geście obrony –ja wcale nie pokazałem ci drzwi! Ja tylko powiedziałem, ze nie potrzebuje już opieki.
-No dobrze. To na pewno nie mam zostać teraz jeszcze?
-Nie ..
-No dobrze. O taksówka już jest. Zadzwonię potem, pa –przytuliła się do niego i wyszła z domu
On natomiast podszedł do drzwi i położył na nich rękę

-Nie masz zostać jeszcze, masz zostać już na zawsze –powiedział smutny  
*********************************************************************************
Cześć wszystkim! Stęskniliście się za mną chociaż troszkę? Ja za wami wszystkimi bardzo! Rozdział miał pojawić się wcześniej ale niestety z powodu komputera którego musiałam oddać do naprawy mam całkiem duże opóźnienie. Przypominam o konkursie z okazji Blue Day ~Konkurs
To już tak nie długo a ja mam takie zaległości :( No cóż, nocna praca come back. Miłych wakacji! <3
Never