czwartek, 28 lipca 2016

Rozdział 20




Adeline po spotkaniu Jamesa w stajni całą noc nie mogła spać, przekręcała się z boku na bok cały czas myśląc o tym wszystkim. Z jednej strony chciała z nim porozmawiać ale z drugiej tak bardzo bała się go. Jego obecność paraliżowała ją, sprawiała że serce ze strachu przestawało bić. I to nie było przyjemne uczucie, z pewnością nie. Mężczyzna wydawał jej się bardzo podejrzany, bardzo dziwny. Może i był przystojny, bogaty ale przerażający. Czasem arogancki, bezczelny i zawsze na jego twarzy widziała kamienną maskę, maskę którą nigdy nie zdejmował, nie pokazywał ani swojej twarzy ani uczuć. Dopiero wczoraj, w stajni zauważyła w nim uczucia, jakieś uczucia. Jednak nie rozumiała czemu, czy zdjął już swoją maskę? Czy może ukazał jej się po części? Albo nie zapanował nad tym? Tak czy inaczej nie rozumiała tego, czemu był zdziwiony? Przecież to było logiczne że ona nie będzie chciała z nim rozmawiać. A może tu chodziło o Grace? 'Nie, to z pewnością nie chodziło o nią' pomyślała i wróciła do swoich rozważań. Nie miała zielonego pojęcia o co mu mogło chodzić i nie chciała się dowiadywać tego. Nie interesuje ją życie i odczucia i cała reszta tego mężczyzny. Jest jedno co z pewnością chciała, żeby zniknął z jej życia tak szybko jak się pojawił, zanim zaczął burzyć jej spokój i harmonię nad którymi tak długo pracowała. Zanim zaczął burzyć jej szczęście i poczucie bezpieczeństwa. Całą noc, kilkanaście godzin wierciła się z boku na bok starając się przybrać pozycję w której wreszcie uda jej się spokojnie zasnąć. Bez pozytywnego skutku niestety. Próbowała chyba wszystkiego, liczyła owce, myślała o śnie, pochodziła chwilę po pokoju, otworzyła okno i nawet wypiła szklankę tak bardzo znienawidzonego przez siebie zwykłego mleka. Nic, absolutnie nic nie pomogło. Rano, gdy tylko na zegarku zobaczyła godzinę 7 wstała cicho i poszła do kuchni. Wypiła kawę żeby nie zasnąć i być gotowa na kolejny dzień pracy. Siedziała w kuchni, przy małym stoliku i piła ją powoli i dopiero gdy spojrzała na kalendarz zdała sobie sprawę że dzisiaj jest niedziela a nie poniedziałek i nie musi iść do pracy, może odespać noc. Teoretycznie może gdyż w praktyce jest jeszcze Grace, ukochana córka którą za nic w świecie nie chce i nie może zawieść. Otworzyła lodówkę żeby zrobić im śniadanie i wtedy zauważyła że owa jest prawie pusta
-No tak, zakupy -powiedziała cicho i otworzyła jedną z szafek w której zawsze był jakiś makaron, ryż, pomidory w puszce. Jednym słowem mały zapas czegoś w razie takiego 'wypadku' -trzeba iść po zakupy -westchnęła i wzięła się za robienie prowizorycznego śniadania przed zakupami. Gdy już skończyła poszła po cichu do ich pokoju obudzić Grace, ku jej zaskoczeniu blondynka już nie spała i siedziała w przedpokoju czyszcząc swoje buty po wczorajszej jeździe konnej
-Tu jestem mamo
-Chodź na śniadanie myszko. Nie musiałaś czyścić ich tak od rana, pomogłabym ci przecież
-Nie mamo, buty jeźdźca czyści jeździec a nie jego mama. Są moje więc mogę to zrobić sama
-Idź umyj rączki i chodź do stołu -czyli została do obudzenia Dominica z którą będzie trudniej niż z Grace gdyż dziewczyna mogłaby całe dnie spać. Adee zawsze dziwiło jakim cudem, w takim razie ona wstaje rano do pracy a kładzie się spać tak późno
**
Dominica widząc w jakiej rozsypce jest Ade rozkazała jej zostać w domu i sama poszła z Grace na zakupy. Dziewczyna w myślach dziękowała za to jej, nie miała siły żeby wychodzić gdziekolwiek. Siedziała spokojnie w salonie, znowu z tą samą książką i była pochłonięta w jej czytaniu zapominając o zmęczeniu. Wtem usłyszała dzwonek do drzwi i poszła otworzyć z myślą że Domi z Grace wróciły z zakupów i nie mają jak otworzyć. Myliła się i zamiast nich za drzwiami stał James na którego widok od razu chciała zamknąć drzwi jednak on włożył pomiędzy nie stopę skutecznie uniemożliwiając jej to. Chwilę potem był już w mieszkaniu a Adeline bała się jak nigdy przedtem. Mężczyzna zamknął drzwi
-Porozmawiajmy -powiedział
-Nie! Wyjdź stąd!
-Nie wyjdę -zrobił krok w jej kierunku na co ona zrobiła dwa kroki w tył i w ten sposób po kilku minutach dotarli do salonu -chcę porozmawiać, tylko. Nie zrobię ci krzywdy, nie chcę
Natychmiast przypomniał jej się jeden z mroczniejszych snów jaki miała i to zdanie cały czas miała w głowie, pod wpływem impulsu chwyciła pierwszą rzecz jaką miała pod ręką; lampę do samoobrony
-Idź stąd! Już!
Mężczyzna tylko zaśmiał się rozbawiony na ten widok
-Wyjdź! W tej chwili! Pójdę siedzieć ale ty skończysz w kostnicy -w jej żyłach krążyła adrenalina, wola walki i być może przeżycia
-No dobrze -obserwowała jak wychodzi z pokoju a później z jej domu a ona odetchnęła z ulgą by po chwili rozpłakać się jak małe dziecko, jak wtedy gdy została skrzywdzona i nie miała siły się podnieść. Jej ręce ze strachu zaczęły się trząść a po policzkach, jak z kranu spływały łzy. Nawet nie usłyszała gdy do domu wróciła Dominica i Grace, nawet nie zauważyła że jest z nimi Thomas. Dopiero gdy po chwili poczuła jak ktoś podnosi ją z podłogi a potem siada z nią na kanapie spojrzała na niego i zorientowała się że to on.
-Co się stało?
Nie była w stanie wykrztusić z siebie ani słowa
-Adeline, pomogę ci
-James, James tu był -Tho na samą myśl o tym mężczyźnie zacisnęły się ręce w pięści jednak po chwili znowu obejmował przyjaciółkę
-Deli, wiem że to może być trudne, ale ja muszę to wiedzieć -zrobił krótką przerwę między swoimi wypowiedziami -Czy on cię skrzywdził?
Dziewczyna spojrzała na niego oczami pełnymi łez i pokiwała przecząco głową by zaraz potem się roześmiać
-Nie, to ja bym mu zrobiła krzywdę. Lampą, nie chciał wyjść a ja go tu nie zapraszałam

-Dobrze, już spokojnie -przytulił ją do siebie jak małe dziecko, laleczkę ze szkła i kiwnął głową do przestraszonej Dominicy że nie stało się to co oboje myśleli...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz