-Mamo! Jesteśmy! -jak na złość w
najmniej odpowiednim momencie do mieszkania wróciły Domi i Grace.
Adeline nie chciała żeby jej córka widziała ją, kolejny raz, w
takim stanie. Czy totalnie załamaną, smutną i zalaną łzami.
Ścisnęła w ręce mokrą od łez chusteczkę i wstała z podłogi w
łazience. Przemyła kilka razy twarz zimna wodą by ukryć resztki
łez oraz podpuchnięte oczy i spojrzała na swoje odbicie w lustrze.
Kolejny, kolejny raz widziała siebie w stanie w jakim za wszelką
cenę nie chciała siebie widzieć.
-Mamo, gdzie jesteś? -słyszała jak
dziewczynka szuka jej w kolejnych pokojach a ona, czując się jak
jakiś morderca czy włamywacz, była nadal cicho w pomieszczeniu
-W łazience byłam -po policzeniu do
trzech wyszła z wspomnianego miejsca udając że nic się nie stało.
-Jak się bawiłaś? Byłaś grzeczna? Nie zrobiłaś sobie krzywdy?
-wzięła ją na ręce
-Było super -Grace tak sprawnie jej
się wyrwała że Ade nawet nie zdążyła jakkolwiek zareagować-
Nie, fajnie się jeździ, konie nic nie robią...
-Że co? -dziewczynę zatkało. Jakie
konie? Gdzie ona była z Dominicą?
-No konie mamo
-Czy wy byłyście w stajni? Z ciocią?
-Tak mamo. To miała być
niespodzianka, przepraszam. Nie bądź zła na ciocię. Ja chciałam
tam jechać
Adeline nie wiedziała co powiedzieć.
Nigdy by nie powiedziała że jej córka chce jeździć konno, co
więcej, że to robi za jej plecami
-Jak długo już jeździcie do stajni
skarbie?
-Może dwa miesiące. Ale idzie mi
całkiem dobrze! Nawet nie upadam tak dużo!
-Dobrze skarbie
-Jesteś zła?
-Nie, skarbie -sama tego nie wiedziała
-Tylko jest mi smutno że nic nie wiedziałam. Leć się przebrać
kowboju, ja porozmawiam z ciocią
-Ale nie zabronisz mi tam jeździć?
-zrobiła oczy kotka z Shreka -I jeźdźcu a nie kowboju mamo
-No dobrze -poczekała aż mała
zniknie w ich pokoju i poszła do kuchni, do Dominicy -Chyba musimy
pogadać
-Czyli już wiesz? -pokiwała
twierdząco głową -Oh, przyznaję się bez bicia, że zabierałam
małą ze sobą do stajni. Ale przyrzekam, nic jej się nie stało!
Przez pierwsze tygodnie miała instruktora jazdy a potem była już
na tyle dobra i sama jej pomagałam. Przyrzekam, miałam ją cały
czas na oku! A klacz jest spokojna -wydawało się że przestraszona
dziewczyna prawie nie oddycha i wszystko mówi na jednym wdechu.
-Spokojnie, Domi, oddychaj. Nie jestem
zła, no może trochę ale to dlatego, że o niczym nie wiedziałam.
Na Boga, mogłyście mi powiedzieć
-Ale wtedy byś się nie zgodziła a
Grace bardzo na tym zależało i zależy. Zamierzała Ci pokazać co
umie, żebyś się zgodziła
-No dobrze
-Serio nas nie zabijesz? W sensie mnie,
bo oczywiście jak mogłabyś zabić córkę. No nie mogłabyś, no
przecież. Ale mnie to co innego, bo to moja wina. Boże, ja nie
chciałam, przysięgam -dziewczyna znowu zaczęła panikować i mówić
szybko
-Domi, wdech i wydech. Oddychaj i się
tak nie przejmuj. Nic się nie stało przecież, nie gniewam się
-To dobrze, pozwolisz dalej Grace
trenować jazdę konną? Ona to kocha!
-Nie będę jej unieszczęśliwiała,
zależy mi na jej szczęściu. Jeśli to kocha, dobrze, niech jeździ
z tobą do tej stajni
-A ty nie będziesz jeździła z nami?
Mała bardzo chciała Cię do tego przekonać
-Wiem, to też mi powiedziała. Nie
wiem
-No proszę! Chociaż kilka razy, dla
niej
-Mhm, dobrze, postaram się
-Super! -przytuliły się -a teraz,
czemu płakałaś?
-Co? Ja nie
-No przecież widzę!
Westchnęła i usiadła na krześle.
Pokazała jej żeby zrobiła to samo i opowiedziała jej co się
stało. Domi na końcu parsknęła śmiechem
-Przecież to nie jest powód do łez!
Ktoś chce cię zatrudnić, w dobrej firmie. Przecież pracuję tam.
Ey! Pracowałybyśmy razem!
-Nie, nie chce pracować u nich.
-Ale czemu?? -zdziwiła się -Czegoś
jeszcze nie wiem?
Adeline kolejny raz westchnęła i
streściła jej zdarzenie sprzed kilku dni, kiedy jeszcze
pomieszkiwała u Thomasa
-Może chciał Ci tylko pomóc?
-Dominica, nie bądź naiwna, proszę.
Tak nagle znalazł się tam? Wiedział o której wychodzę? I gdzie
idę? Niby skąd, to jest podejrzane, zbytnio podejrzane
-No niby tak. Może powinnaś iść na
pol..
-Nie -przerwała jej -Nie pójdę na
żadną policję. Nie chcę już nigdy tam się udać ani rozmawiać
z żadnym policjantem
-A Thomas?
-Tho to co innego. Tho to mój
przyjaciel, nie traktuję go jak policjanta ani tak o nim nie myślę
-No dobrze, jak uważasz. Będzie
dobrze, spokojnie -znowu ją przytuliła
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz