O co w tym wszystkim chodzi?!
15 czerwiec 2015
Dzisiejszy dzień w pracy,
jak na poniedziałek minął Adeline bardzo szybko. Oczywiście zaraz
po poszła odwiedzić Thomasa który zawzięcie się upierał że
wszystko jest dobrze, nie musi się martwić i on już może sam
gdzieś się wybrać. Wróciła więc do domu i spojrzała na godzinę
-Mam jeszcze trochę czasu
do powrotu Grace z Domi ze stajni -pomyślała.
Dominice, której wielką
pasją była jazda konna co jakiś czas udawało się namówić ją
by pozwoliła Grace jechać do stajni. Poszła do swojego pokoju po
książkę która zaczęła ale nie miała czasu skończyć.
Tu praca, Grace, obiad,
Thomas i jeszcze wiele wiele innych rzeczy, przez co nie raz wydawało
jej się że 24-godzinna doba to za mało by starczyło jej czasu na
wszystko. Jednak cóż, takie bywa życie. Czasami słodkie jak
malina, innym razem kwaśne jak cytryna, lub ostre jak chili. Jest
jakie jest i nikt ani nic go nie zmieni ot tak. Trzeba je
zaakceptować takie jakie jest i czerpać z niego ile można. Po co
je stracić na marudzenie skoro można je przeżyć z uśmiechem? I
takie było jej motto, a raczej starała się by takie było. Starała
się uśmiechać, być pogodną, wesołą jednak nie zawsze jej to
wychodziło. Tym bardziej gdy teraz, tak nagle pojawił się James,
dziwny i tajemniczy mężczyzna który nie wiadomo czemu zaczął się
wtrącać w jej życie, w ich życie.
Potrząsnęła głową jakby
chciała przestać o nim myśleć i wróciła do swojej lektury od
której co jakiś czas wyrywały ją jej myśli, biegnąc w
kompletnie innym kierunku niż powinny. Nie zdążyła jednak
przeczytać za dużo bo do jej drzwi ktoś zadzwonił a ona, z swoim
niepokojem pomału poszła otworzyć, i gdy zauważyła że to tylko
listonosz jej obawy zmalały. Przyniósł jej jakiś list chociaż
koperta i jej wielkość bardziej wyglądały na dokument. Wróciła
do swojego pokoju i starannie ją otworzyła i zaczęła czytać. Na
jej twarzy pojawił się najpierw lęk, spojrzała więc ponownie na
kopertę i przeczytała swój adres a potem wymieszał się z
gniewem. Drżącymi rękoma podarła zarówno papier jak i kopertę i
wyrzuciła do kosza. Zaczęła płakać, sama nie do końca wiedząc
czemu, lecz łzy pomału spływały po jej bladych policzkach kapiąc
na podłogę
W tym samym czasie
-Bardzo ładnie Grace!
-Dominica szła zaraz obok dziewczynki na koniu i cały czas ją
chwaliła -Tylko nie zapominaj o piętach skarbie
Mała blondynka jechała na
chyba najbardziej spokojnej klaczy imienia Sky. W małej tajemnicy
przed swoją mamą zaczęła się uczyć bardziej na poważnie jazdy
konnej, której 'zaraziła' się od swojej cioci. Co prawda jeszcze
nie jeździła w 100% sama i bez pomocy ale coraz lepiej jej to
wychodziło i nawet mogła zrezygnować już z stałej pomocy
instruktora jazdy.
-Spokojnie Grace, trzymaj
wodzę i pamiętaj o strzemionach
-Ciociu, nie musisz co
chwilę mi o tym mówić. Dam sobie radę -jeździła praktycznie
wokoło
Klacz bardzo spokojnie i nie
za szybko biegła słuchając jeźdźca którym była Grace. Była
szczęśliwa i nie mogła się doczekać kiedy będzie mogła pokazać
swojej mamie co już umie a może i ona da się namówić. Przecież
jazda konna jest taka fajna.
-O! Cześć -obie w jednej
chwili odwróciły się w kierunku rozmówcy przez co Grace wypadła
noga ze strzemienia i dziwnie zawisła śmiejąc się przy tym w
niebo głosy -O boże, przepraszam. Pomogę -mężczyzna przeskoczył
drewnianą barierkę i chwilę potem znalazł się koło dziewczynki
i Dominicy która starała się ją uwolnić.
Chwilę potem mężczyźnie
się udało a blondynka pobiegła do swojego konia i znowu go chciała
dosiąść
-Grace, uważaj, zrobisz
sobie krzywdę -pomogła jej wsiąść i odwróciła się do
mężczyzny którym okazał się być jej szef, Mac -Dzień dobry
proszę pana
-Panem to jestem w pracy,
teraz możesz mi mówić na ty
-Ale...
-Nie przeszkadza mi to
-przerwał jej zanim zdążyła dokończyć to co chciała powiedzieć
-Jeździsz?
-Tak pro... znaczy Mac.
Jeżdżę i teraz douczam Grace
-Masz córkę? -na jego
twarzy pojawiło się zdziwienie którego nie zdążył zamaskować i
jego zwykle kamienna, nie pokazująca żadnego uczucia twarz zmieniła
swój wyraz na bardziej ludzką.
-Nie -zaśmiała się na
samą myśl że Grace mogłaby być jej córką -Grace jest córką
mojej przyjaciółki Ade. Tej która kiedyś przyniosła mi te ważne
dokumenty na spotkanie z tym ważnym klientem.
Dostrzegła na jego twarzy
jeszcze większe zdziwienie jednak tym razem po chwili znikło a na
jego twarzy pojawił się uśmiech który miał być życzliwy i miły
ale od razu poznała że był sztuczny i miał zamaskować prawdziwe
odczucia bruneta.
-Nie słyszałem nigdy o
takim imieniu jak Ade
-Adeline, Ade to tylko skrót
-No tak, mogłem się
domyślić. A w takim razie jaki jest skrót od twojego imienia?
-Domi, czasami tak do mnie
mówią -uśmiechnęła się i spojrzała na Grace by sprawdzić czy
wszystko jest dobrze. Dziewczynka jakimś cudem sama zsiadła z
klaczy i czesała jej grzywę.
-Ile ma lat? -wskazał na
nią
-Grace? Ma 6 lat -i znowu
zauważyła na jego twarzy zmieszanie
-Czyli jest całkiem duża
-szybko powiedział -Ma rękę do koni
-Tak, chyba tak. Lubi to
-jednocześnie spojrzeli na nią
-Do zobaczenia w pracy Domi.
Ja niestety muszę iść do mojego konia, ostatnio go trochę
zaniedbałem niestety
-Dobrze, do widzenia Mac
-podeszła do Grace -pokazać ci jak zapleść jej warkocza?
-Tak!
*********************************************************************************
Cześć wszystkim! Tak wiem, miał być rozdział specjalny ale sprawa jest taka że został on napisany przeze mnie z bohaterem który pojawi się dopiero w 2.. chyba 22 rozdziale więc dodam go wtedy.. Nie wiem co mi się pomyliło ale cóż, czasami tak z przepracowania bywa
Mam nadzieje że nie macie mi tego za złe :)
Mam nadzieje że nie macie mi tego za złe :)
Never
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz