czwartek, 31 marca 2016

Rozdział 8



Pierwsza poszlaka
*Widzę przed sobą światło i przez moją głowę przemyka myśl, że to droga ucieczki. Ostatkiem sił zmuszam swoje zmęczone ciało do biegu w tamtym kierunku, jednak każdy krok, każdy metr sprawia mi niesamowicie wielki ból. Moje nogi odmawiają posłuszeństwa a ja mam ochotę krzyczeć, lecz muszę być cicho. Mam nadzieję, że go zgubiłam i wkrótce spotkam kogoś kto mi pomoże. Biegnę przed siebie nasłuchując przy tym, widzę koniec tej drogi, widzę ratunek. Staram się jeszcze szybciej biec w tamtym kierunku, jestem zmęczona i przerażona. ON tu może cały czas być. Ba! ON tu cały czas jest i mnie szuka! Nie chcę umierać. Nie chcę. Boże, kim ja jestem? Nic nie pamiętam! Tylko to, a raczej go. Nagle ziemia pod moimi nogami zdaje się zapadać. Przerażona patrzę jak spadam w dół, w ciemność a tam na dole stoi ON. Jest zbyt ciemno bym mogła go dokładniej opisać, widzę tylko, że jest wysoki i dobrze zbudowany. Zdaje mi się, że się szczerzy na myśl, że zaraz znowu wpadnę w jego pułapkę. Próbuję machać rękami, jak ptak, który chce lecieć, który chce unieść się wysoko wysoko, daleko od zagrożenia. Niestety nie jestem żadnym kolorowym ptakiem, człowiekiem, który zaraz znowu będzie w niebezpieczeństwie. Już w nim jestem, nie mam szans. Nie mam siły. Nagle wszystko wokoło zaczyna płonąć, wszystko oprócz niego. Otaczają mnie słupy ognia, wszystko się pali, mimo to jest jeszcze ciemniej niż było. Wtedy upadam, nie na skały, nie w próżnię, nie na twardą podłogę. Upadam na coś miękkiego, jakby nie chciał bym umarła od razu. Robi krok w przód, czuję to jak się zbliża, czuję go. Zbliża się jeszcze bardziej a ja staram się uciec w tył. Na próżno, chwilę później moje plecy napotykają ścianę, nie mam już gdzie uciekać, a on jest coraz bliżej       
-Błagam, zostaw mnie! -krzyczę gdy jest już nade mną*    
-Adeline, spokojnie, to tylko sen. Obudzisz małą -dziewczyna otworzyła oczy i zobaczyła przed sobą Dominice -Znowu miałaś ten koszmar?
-Tak, ja już nie mogę -przetarła ręką twarz 
-Ehh, powinnaś iść do jakiegoś lekarza, może? A tak w ogóle, czemu śpisz na kanapie znowu?
-To nic nie da. Nie wiem, widocznie byłam zbyt zmęczona i zasnęłam pracując. Mam tyle spraw na głowie
-Może ty w ciąży jesteś? -Ade zbladła od razu –Spokojnie, żartowałam. Nie powinnaś tyle pracować. Może Ci pomogę? 
-Nie, masz wystarczająco dużo na głowie.
-No jak wolisz. Dziękuję Ci jeszcze raz bardzo za te dokumenty, chyba by mnie wylali bez nich. No wiesz, kierowniczka przymknie oko. Szefowie raczej nie  
 -To byli twoi szefowie?                                                                                                                        
 -Też byłam zaskoczono. Bardzo rzadko ich widuję. W sumie pierwszy raz widziałam pana Jamesa            
-Wybacz, nie znam ani jednego
-Już tłumaczę, Mac to był ten za biurkiem a James to ten na którego wpadłaś. Więcej Ci opowiem rano, teraz idź spać -wskazała ręką na jej sypialnię                                                                                          
-Jakbyś nie zauważyła już jest ranek                                                                                                       ***                                                                                                                                                       
Adeline obudziła się czując zapach naleśników, bojąc się o córkę wstała i udała się do kuchni.
-Mamo no! To miała być niespodzianka! Ciociu, nie udało się -Graca zrobiła smutną minę                         
-Ależ myszko, udało się. Nie ma nic lepszego niż starania się księżniczek -chwyciła córkę w objęcia -Kocham Cię strasznie -pocałowała ją w czoło                                  
 -A ja! Ja też chcę się przytulić! -pisnęła Domi                                                                                        
 -Żyję z samymi dziećmi w tym domu                                                                                                            
 -Życie, mamo                                                                                                                                     
 -Ale to ja jestem księżniczką! -oburzyła się blondynka                                                                              
-Jasne, że ty, córciu. Ciocia ma własną mamę
-Właśnie zrujnowałaś moje marzenia! -Dominica udawała, że ją to zraniło 
-Ciociu! Ja Ciebie kocham! -wyciągnęła do niej ręce dziewczynka -jak drugą mamę!
Wtedy brunetka poczuła, że coś się przypala. Podbiegła do do patelni i szybko zdjęła ją z ognia
-Spaliłyśmy naleśniki, będziemy jadły sam dżem
-Zrobimy nowe -Ade wzięła od niej drugą patelnie i postawiła córkę na ziemi -A ty księżniczko pomożesz mi nauczyć ciocie robienia naleśników
-Tak jest! -mała starała się zasalutować 
Dziewczyna wzięła się za smażenie naleśników co jakiś czas nucąc. Zapomniała o tym co jej się śniło, chciała zapomnieć. Od kilku lat miewała takie koszmary. Zawsze ten sam mężczyzna ją gonił, zawsze przegrywała, tylko zmieniała się sceneria. Raz była w parku, sklepie, innym razem w pracy, lesie. To miało związek z tym co się stało 6 lat wcześniej, była tego pewna. I tak długo jak nie zapomni, tak długo będą ją pewnie męczyły te koszmary. Koszmary, które nie raz były tak realistyczne, że nie była w stanie po nich spokojnie zasnąć. 
-Orientuj się! -i nim się spostrzegła jej piżamę zdobił 'order' z rozbitego jajka kurzego
-To nie jest zaba... -teraz oberwała mąką -A więc tak się bawimy? -wyłączyła kuchenkę po czym oblała Dominice olejem
Wszystkie trzy obrzucały się mąką, jajkami, ciastem, owocami, lały na siebie bitą śmietanę, olej, wodę, dosłownie wszystko co znalazło się akurat pod ręką; zamieniając tym samym kuchnię w pole walki. Były całe umorusane w różnych produktach, jednak świetnie się przy tym bawiły.
-Co tu się wyprawia? -wszystkie spojrzały jednocześnie na stojącego w progu Thomasa -Koniec bitwy
-Ale wujku!
-Księżniczko, zapas broni się wyczerpał a twój mundur nie spełnia już kryteriów. Jestem więc zmuszony przerwać wojnę
-No dobrze, a opowiesz mi jak jest na wojnie? Takiej prawdziwej?
-Najpierw pójdziemy się umyć -Domi wzięła małą na ręce i zaprowadziła do łazienki
Tymczasem Tho przytulił Adeline
-Ej, będziesz cały brudny
-Trudno, jak Ci mogę pomóc?
-Skąd wiesz? Niech zgadnę Dominica?
-Martwię się
-Nie musisz, to tylko ten..... ten zapach.... ja go pamiętam -wyrwała się jak poparzona
-Skąd? Co? 
-Nie wiem -łzy zaczęły spływać po jej policzkach -Jednak wiem, że pamiętam ten zapach
-Spokojnie -ponownie ją przytulił.............
*******************************************************************************************
Cześć! 
Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam
Tak, wiem, rozdział miał być wcześniej ale no.... dobra nie będę wam ściemniała nic, bo nie chcę was kłamać. Po prostu zapomniałam, przepraszam. Nie zapomniałam o Was, never forget. Zapomniałam kliknąć 'Opublikuj' i wyszłam. No, I'm sorry. Nie powisicie mnie, proszę
Obiecuję, że następny rozdział ukaże się w sobotkę ;) 
A co u Was? Jak powrót do szkoły/pracy? Okazał się bolesny tak jak mój? 
Nutka na ostatni dzionek ;) 
Wielkie Pozdrowienia i Całuski 
Laur Cia :) 

niedziela, 27 marca 2016


Z okazji świąt Wielkanocnych
chciałabym Wam życzyć: 
zdrowia, pomyślności, dobrych 
ocen jeśli chodzicie jeszcze do szkoły, 
pieniędzy, chociaż nie są najważniejsze, 
smacznego jajka, mokrych ubrań jutro,
by ten czas był spędzony z rodzinką
i wszystkiego wszystkiego. 
O! Zapomniałabym o szczęściu, więc
i szczęścia w dostatek, bo ono jest najważniejsze ;)
Laur Cia

poniedziałek, 21 marca 2016

Rozdział 7


Adeline od rana grała z córką w rozwijającą grę planszową, którą dostała od dziadka w zeszłym miesiącu. Grace była bardzo rozpieszczana przez dziadków. No cóż, od narodzin stała się księżniczką. Bo nią była. Była księżniczką
-Mamo, znowu przegrałaś –dziewczynka klasnęła w dłonie
-No widzisz, jesteś bardzo mądra
-Za tobą mamusiu
Przerwał im dzwonek telefonu, odebrała go
-Słucham Cię Domi…. No wiem która…. No ehh dobrze….. będę za jakieś pół godziny
Rozłączyła się i poszła do pokoju Dominicy. Z małym problemem znalazła w tym bałaganie segregator i pendrive. Wróciła do salonu
-Grace pójdziesz na chwilkę do pani Rizns? Muszę coś zanieść cioci Dominicy
-Mamo, ale soboty miały być nasze –zrobiła minę biednego szczeniaczka
-Córciu, obiecuję, że wrócę jak najszybciej się da i upieczemy babeczki, dobrze?
-No dobrze mamo
Blondyneczka starannie schowała planszę i pionki do pudełka. W tym czasie Ade ubrała płaszcz i buty i czekała na córkę w korytarzu. Gdy już mała znalazła się przy niej podała jej rękę i po zakluczeniu drzwi zaprowadziła do sąsiadki. Wyszła głównymi drzwiami.
Dzień był dzisiaj naprawdę piękny, słoneczny, taki wiosenny. Słońce oświecało jej bladą twarz oraz nadając blasku włosom. Jakby nie obecna sytuacja na pewno zatrzymała by się lub poszła z Grace do parku, lecz obiecała coś Domi a ona słowa dotrzymuje. Jeszcze kilka przecznic i będzie na miejscu. Nie zbyt lubiła tamten budynek, jednak no cóż. Jak na nią był zbyt wielki, ekstrawagancki, drogi. Oszklone szyby, dwa skrzydła, kilka pięter, osobne przejście dla właściciela a osobne dla pracowników. Technologia, technologia i jeszcze raz technologia. To nie było dla niej. Ona wolała pracować z człowiekiem niż z komputerem. Wolała móc porozmawiać z kimś a nie z komputerem. Wolała …. Normalną pracę, no może ta też była normalna jednak praca w środowisku ludzi a elektroniki jest całkiem różna.
Nim się obejrzała była już pod wielkim budynkiem. Weszła do środka i skierowała się do wielkich schodów. Weszła na 4 piętro, poszła korytarzem w prawo i zadzwoniła do Dominicy
-Jestem pod twoim pokojem….. mh…… co?..... jesteś u dyrektora?...no dobrze, rozumiem……. Tak, chyba trafię…… dobrze…..zaraz będę…….do zobaczenia
Zeszła o piętro niżej, poszła prosto aż trafiła do miejsca, gdzie siedziała drobna blondyneczka ubrana w śmieszną, różową sukieneczkę, która jej zdaniem była nieco za krótka
-Słucham? –jej piskliwy głosik roznosił się po pomieszczeniu
-Miałam przynieść dokumenty Dominicy Devort
-Ale jej pokój jest piętro wyżej
-Wiem, jednak rozmawiałam z nią i Dominica jest u dyrektora
-Mhm, rozumiem. Jednak powinnam zadzwonić do dyrektorów by spytać czy mogę panią wpuścić
-Proszę bardzo
Blondyneczka wykręciła jakiś numer na swoim smartphonie i rozmawiała z kimś przez kilka minut. Mówiła bardzo szybko jakby co najmniej ktoś ją gonił
-Dobrze, może pani iść. Korytarzem prosto i ostatnie drzwi po prawej
Adeline skinęła głową i poszła w wskazanym kierunku. Korytarz był oszklony, w sumie jak większość rzeczy w tym budynku i potężny. Na suficie wisiały lampy podobne do tych w hotelach. To miejsce w ogóle wyglądało.... na pewno nie jak korporacja czy też biurowiec, wyglądało inaczej. Ade doskonale słyszała jak jakaś kobieta chodziła w jednym z pomieszczeń, słyszała stukot jej obcasów. Słyszała również, że w innym pokoju ktoś robi sobie kawę w ekspresie. Tu można było usłyszeć wszystko i też nic. Pustkę a jednocześnie gwar. Było to pozornie niemożliwe jednak w tym miejscu wszystko co było niemożliwe stawało się możliwe. Kontrasty były widoczne, lecz to wszystko było idealną kompozycją. Zbyt idealną jak dla niej. Spojrzała na drzwi i obróciła się by sprawdzić, czy to naprawdę tu. Wszystko się zgadzało... te drzwi były jednak inne od wszystkich pozostałych. Były strasznie wielkie, a ona wydawała się przy nich malutka. Zapukała i po chwili usłyszała 'Wejść'. Drżącymi rękami nacisnęła klamkę i weszła do pomieszczenia. Było ogromne i urządzone bardzo elegancko. Wszystko było w czerni i bieli, wszystko było perfekcyjne. Na stoliku nie było grama kurzu, a śnieżnobiały dywan nie miał żadnych śladów butów. Wszystko wyglądało jakby dopiero zostało kupione prosto z salonu. Na krześle siedziała Dominica a za biurkiem mężczyzna w garniturze. Bardzo drogim garniturze.
-Dziękuję Ci bardzo! Ratujesz mi tyłek! -rzuciła jej się na szyję niespodziewanie Domi
-Nie ma problemu. Dzień dobry -przypomniała sobie o przebywającym w pomieszczeniu mężczyźnie prawdopodobnie szefie jej przyjaciółki
-Witam. -jego twarz nie ukazywała żadnych emocji
-Powodzenia, ja lecę do potem -cofnęła się o krok i wtedy wpadła na coś
Najpierw bała się, że coś zniszczy więc momentalnie próbowała odsunąć się, jednak czyjeś ręce będące na jej ramionach jej to uniemożliwiły
-Przepraszam -usłyszała męski głos. Była pewna, że już go gdzieś usłyszała i wtedy tajemniczy ktoś poluźnił uścisk, że była wstanie odsunąć się. To był on. Ten mężczyzna przed którym ostatnio uciekła w przedszkolu..
-To ja przepraszam, powinnam uważać -spuściła głowę
-Nie musisz przepraszać, nic się nie stało. Przyniosłaś raporty Dominicy?
-Mhm to znaczy tak to znaczy do widzenia -zmieszana prawie wybiegła z pomieszczenia
Przeszła zaledwie kilka kroków gdy poczuła rękę na swoim nadgarstku
-Nie musisz uciekać - wzdrygła się i nie wiedząc jak wyrwała i wybiegła z budynku. W kilka minut potarła do domu, odebrała córkę od sąsiadki i wróciła do domu. Zakluczyła je na wszystkie zamki, które miały
-Grace, idź do pokoju proszę -powiedziała tamując łzy
-Nie mamo, jestem z tobą -mała dziewczynka przytuliła się do niej a Adeline na dobre się rozpłakała

-Przepraszam..........
*********************************************************************************
Helloł wszystkim :) Co u Was? Jesteście tu w ogóle?
Mam nadzieję, że druga część Zaufaj was nie zawiodła ;) Kolejny raz zapraszam na Dark (tak tak wiem, reklama reklama xDD ). Boże, jak ten czas szybko leci, c'nie? Nie tak dawno był sylwester a tu już ostatni tydzień marca prawie..... Cieszycie się na święta? Ja tak :) Przecież nie ma nic lepszego niż spędzenie kilku chwil z rodziną :)
Pozdrawiam was gorąco
Laur Cia

środa, 16 marca 2016

Rozdział 6





Życie to jeden wielki ciąg zdarzeń
27 maja 2015
Adeline było strasznie głupio, ze wczoraj tak uciekła. To nie było w jej stylu, lecz nie umiała inaczej. Ten mężczyzna był jakiś.... dziwny..... i przerażający. Dziś przeprosiła Maggie za to, że zostawiła ją wczoraj samą. Nie planowała tego, to wyszło tak nagle. Strach po prostu przejął ją, obezwładnił
-Mamusiu, pójdziemy na plac zabaw?
-Grace, proszę. Jutro pójdziemy myszko
-Ale mamo. Proszę
-No dobrze, zaraz pójdziemy
-Nie zaraz, teraz mamo -mała dziewczynka pobiegła do korytarza
Adeline wstała i wzięła bluzę dla córki, po czym poszła w jej ślady. Gdy weszła do pomieszczenia Grace akurat męczyła się z jedną sznurówką, więc kucnęła by jej pomóc
-Nie mamo, dam sobie radę -odgarnęła włosy z twarzy
-Dobrze, jestem z Ciebie taka dumna. Już możemy iść?
-Tak-dziewczynka próbowała odkluczyć drzwi, jednak nie dosięgała do zamka
-Jeszcze trochę Ci brakuje księżniczko
Zamknęła za sobą drzwi i schowała klucz do torebki. Chwyciła córkę za rękę, zawsze to robiła. Wtedy czuła, że są bezpieczne. Że są razem. Mają przecież tylko siebie nawzajem. Są dla siebie najbliższe. Są dla siebie podporą. Grace sprawiła, że Ade żyje, to dla niej zmusiła się by się podnieść. Obejrzała się w prawo, w lewo zanim przeszły przez pasy. Kilka minut później doszły do parku, który jednocześnie był małym placem zabaw
-Nie odchodź tylko nigdzie, a jak będzie Ci zimno, przyjdź po bluzę
-Wiem mamo -blondyneczka przewróciła oczami -Jestem duża
-Wciąż jesteś moją, małą księżniczką. Przed 19 wracamy do domu
-Dobrze, dziękuję -pobiegła na zjeżdżalnie
Natomiast Adeline usiadła na wolnej ławce i wyjęła książkę. Lubiła czytać, nigdy nie miała problemu z książkami. Teraz czytała 'Dziewczyna z zegarem zamiast serca' i musiała przyznać, że ta książka była naprawdę dobra
-Mama na urlopie? -aż podskoczyła
-Przestraszyłeś mnie -szturchnęła go książką
-Oj tam, nic Ci się nie stało. To ty mnie straszysz, gdy dzwonisz 
-Thomas, skąd wiedziałeś, że tu jesteśmy?
-Nie wiedziałem, mam przerwę w służbie i zachciało mi się ruszyć tyłek. Widzę, że ty również?
-Nie, dzisiaj nie. Dziś Grace chciała przyjść
-Mała rządzi?
-Oj tak, lecz należy jej się to. Zasługuje na dobro
-Lepiej chyba już nie może mieć. Jesteś świetną matką
-A ty jesteś świetnym gliną i jeszcze lepszym przyjacielem
-Dzięki, lecz wybacz muszę już lecieć
-Dobrze, trzymaj się
-Ty równiez
Chłopak wstał, uśmiechnął się i poszedł w kierunku komisariatu. Thomas był serio miłym facetem. Można było z nim porozmawiać. Nigdy nie pytał o to co się stało. Nigdy nie naciskał na nią. Jedyne co później powiedziała mu to to, że została zraniona. Tho był po prostu inny od pozostałych samców. Nie wywyższał się ani nie był arogancki. Czasami zastanawiała się czy nie jest gejem, jednak jego zainteresowanie dziewczynami przeczyło tej teorii
-Mamo!
-Coś się stało aniołku?
-Pohuśtaj mnie, proszę
-No dobrze, Grace -podeszła do huśtawki na której już siedziała Grace -Trzymaj się mocno -zaczęła ją bujać
Po chwili usłyszała znajomy głos
-Cześć Grace! Dzień dobry prze pani
-Witaj Jake, gdzie mama?
-Idzie. Pobuja mnie pani też?
-Oczywiście -pobujała również chłopca
Jake był synem jej sąsiadki a zarazem przyjaciółki Kathrin. Był również przyjacielem jej córki. Chwilę później Kati doszła do nich
-Hej Ade, dzięki bardzo
-Nie ma problemu. Mam pytanie
-Wal śmiało
-Co to za mężczyzna odbierał ostatnio Jake'a? Nie był wpisany 
-Aaaaa, to był James, mój kumpel ze szkoły......