Zabierz mnie stąd
Grupka dzieci poszła do drugiej części sali. Adeline rozdała wszystkim kredki i kartki po czym kucnęła obok jednego z kolorowych stolików. Dzieci były już całkowicie pochłonięte rysowaniem swoich arcydzieł
-A prosie pani, a ten kotek był siary czy bialy?
-Jest taki jakiego go sobie wyobrazisz, aniołku
-A cy kotek mozie mieć korone?
-Jeśli chcesz żeby miał, to będzie miał
-Prosie pani, mój kotek mi się nie udał -rozpłakała się jedna z jej podopiecznych
-Nic się nie stało, chodź dam Ci drugą karteczkę
Mała dziewczynka przytaknęła główką i otarła policzek
Adeline usiadła na swoim krześle i otworzyła dziennik w celu sprawdzenia kogo już niedługo odbiorą rodzice. W końcu do skończenia 5 -godzinnej opieki zostało trochę więcej niż godzina, a ona chciała jeszcze poćwiczyć z dziećmi dodawanie. Ten czas biegł tak szybko, nie tak dawno wstawała rano, a teraz była już prawie 14. Podeszła do tablicy i kreskami podzieliła ją na cztery kwadraty. W każdym starannie narysowała kilka jabłek pomiędzy którymi był znak "+". Ponumerowała każdy kwadrat i skończywszy sprawdziła czy wszystko się zgadza
-Dzieci, pomalutku kończymy -usiadła na krześle
Kilka minut później dzieci zaczęły przynosić skończone rysunki. Kotki były mniejsze, większe, chudsze, grubsze, białe, czarne, szare i nawet kolorowe. Gdy Adeline dostała ostatni rysunek wstała i podeszła do szafki w której były zeszyciki jej podopiecznych. Rozdała każdemu jego zeszyt po czym wróciła na swoje miejsce
-A teraz poćwiczymy dodawanie jabłuszek, gdy skończymy będzie akurat deserek
Dzieci otworzyły swoje zeszyty i starannie, pomalutku liczyły. Adeline była z nich bardzo dumna, z dzieci, które ledwo pisały stały się bardzo mądrymi dziećmi. I ona miała szczęście pomagać tym maluchom w tym. Nie wyobrażała sobie, że część z nich już w tym roku opuści mury przedszkola i pójdzie dalej. To było niesamowite, proste ale wielkie. Wielki krok w życiu tych maluchów. Nim się obejrzała zeszyty jak wcześniej rysunki były na jej biurku
-No dobrze aniołki, czas na deserek
Otworzyła drzwi do salki i wyjrzała za stolikiem na kółkach. Stał koło jej drzwi. Wzięła go
-A dzisiaj na deserek galaretka
W ułamku sekundy grupka dzieci wzięła swoją porcję i wróciły na swoje miejsca. Adeline natomiast wróciła do biurka. Wyjęła ze szufladki pieczątkę, którą zwykle oceniała prace dzieci. Trzy pieczątki oznaczały cukierka, dwa dobrze wykonaną pracę a jeden oznaczał uśmiech. Brak pieczątki nie był możliwy, w końcu dzieci miały być motywowane a nie miały się załamywać. Sprawdzała kolejną pracę i spojrzała na gromadkę. Część już skończyła jeść
*
Nie zbyt lubiła, gdy na recepcji brakowało tej przemiłej pani, która przyjmowała rodziców, ale cóż. Każdy ma prawo do choroby
-Tak słucham?
-Przyszłam po Delielah
-Del, mamusia przyszła po Ciebie
Po chwili przyszła do niej czarnowłosa dziewczynka i przywitała się z swoja mamą
-Do widzenia proszę pani
-Do widzenia aniołku
Kolejka rodziców czekająca na odbiór dzieci zdawała się w ogóle nie zmniejszać, ale o tej godzinie to była norma. Tak jak i rano, gdy rodzice przyprowadzali swe pociechy. Większość rodziców to byli zapracowani biznesmeni w drogich garniturach czy garsonkach. Śmieszyło ją to jak osoby, przed którymi inni padali na kolana ze strachu nagle robiły się potulnymi barankami przy swoich dzieciach
Rodzicielstwo było piękne, pierwsze słowa, kroki. Sama tego doświadczyła, tylko w bardziej bolesny sposób. Starała się i to bardzo, ale nie umiała zaufać żadnemu mężczyźnie oprócz Thomasa z którym zawsze mogła pogadać i mogła mu ufać
-Tak słucham?
-Ja po Jake Ack'a
Uniosła głowę i przez jej ciało momentalnie przeszedł dreszcz. Przed nią stał całkiem dobrze zbudowany mężczyzna w bardzo dobrze dopasowanym garniturze, który wzbudzał w niej strach
-Maggie -rzuciła i pobiegła do swojej sali
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz