piątek, 10 czerwca 2016

Rozdział 15


*Rozdział nie ocenzurowany!*

Mężczyzna jak najszybciej tylko potrafił odwiózł Jake’a i nie mówiąc ani słowa wsiadł do swojego auta i przekraczając wszystkie przepisy pojechał w kierunku który był bardzo dobrze znany tylko mu. W kierunku miejsca w którym już od kilku tygodni nie był. W kilkanaście minut był na miejscu, przed bramą. Otworzył skrytkę w samochodzie w celu poszukiwań pilota do otworzenia jej
-Gdzie to cholerstwo jest?
Po kilku minutach brama się otworzyła a on mógł wjechać do swojego domu, domu który od kilku tygodni stał pusty. Prawie pusty, bo zajmowała się nim gosposia, którą zatrudnił. Większość czasu spędzał w biurze, w miejscu gdzie zaczął wszystko od nowa. Zaparkował swoje drogie auto przed domem i z niego wysiadł.
-Dzień dobry panie Tirver –gdy tylko przekroczył próg domu powitała go jego gosposia; pani Joe –Przepraszam, ale nie wiedziałam, że zamierza pan przyjechać do domu więc obiad będzie gotowy za pół godziny
-Nie trzeba, Joe. Nie jestem głodny. Na resztę dnia masz dzisiaj wolne, chcę być sam –poszedł na górę i zamknął się w swojej sypialni
Była urządzona w czarnych kolorach z białymi elementami. W pokoju znajdowały się dwie pary drzwi; do wyjścia na korytarz, taras, do łazienki i małej garderoby. Na samym środku był położony bardzo gruby i miękki dywan kontrastujący ze ścianami, sięgał aż do połowy wielkiego, czarnego łóżka które zdawało się zawierać podwójny materac. Bardzo wygodne, dobrze się na nim spało chociaż on nie mógł w nocy spać spokojnie, nie po tym co zrobił kiedyś. Na suficie wisiał duży żyrandol, który zapalony był w stanie oświetlić cały pokój o ile nie całą salę balową. Na jednej ze ścian było wielkie lustro, które kazał zrobić specjalnie na zamówienie chociaż nie był w stanie patrzeć na siebie normalnie. W odbiciu widział tylko potwora, nie człowieka, potwora jakim był. Ten dom wydawał mu się za duży dla niego samego, w końcu mieszkał sam i to nie miało szans by się zmienić. Mógł mieć każdą, jednak ta każda by leciała tylko ja jego pieniądze, on chciał czegoś więcej. I właśnie to więcej stracił 6 lat temu, 6 pieprzonych lat w których razem z bratem zbudował firmę, bardzo dobrze prosperującą ale i nadal czul się okropnie.
Patrzył na to wszystko, aż w końcu jego wzrok utkwił w swoim odbiciu w lustrze. Natychmiast poczuł gniew i chwilę potem rozbił lustro na setki kawałeczków które rozsypały się na podłodze. Na jego pięści natomiast było kilka ran spowodowanych odłamkami ran. Ściągnął z siebie marynarkę i rzucił ją gdzieś na łóżko. Podszedł do swojego prywatnego barku i wyjął z niego kilka butelek alkoholu. Zasłonił okna i zaczął pić
**
Opróżnił kilka butelek i chciał wypić kolejną jednak pod wpływem procentów które krążyły w jego krwi tylko ją przewrócił na co ubrudziła piękny biały dywan. Nawet nie zauważył kiedy w jego pokoju znalazł się jego brat, dopiero jego głos go o tym uświadomił
-Boże, coś ty z sobą zrobił debilu?! – drugi mężczyzna wszedł do pokoju i niemal od razu miał odruch wymiotny na sam zapach który był w pomieszczeniu. Zapach wielu trunków zmieszanych ze sobą, począwszy od tych dobrych, drogich a kończąc na tych słabszych co dawało dziwną mieszankę. Zobaczył na podłodze, obok swojego upitego a raczej zalanego w trzy dupy brata kilka pustych butelek
-No nieźle. Jakaś specjalna okazja czy tak po prostu miałeś ochotę się narąbać?
-Nnnie… to znaczyy taaak… niee wieeenm. Dajj spać
Brunet pokręcił głową zażenowany i podszedł do okna, odsłonił je i otworzył drzwi od tarasu. Od razu do pomieszczenia zdawało się wpaść świeże powietrze, czyste powietrze dzięki któremu mógł normalnie oddychać
-Mojaa głowaa
-Dobra, daj spokój. Powiedz co się dzieje?
-Małpa zje Ciee? –próbował wstać ale mu się to nie udało i upadł
-Masz powiedzieć co się dzieje!
-Jakie pradawne dzieje? –kolejna próba skończyła się identycznie
-Jesteś głupi czy co?! Co się z tobą dzieje?
-No mów kto cię zje? –udało mu się wstać opierając o ramie łóżka ale po chwili znowu upadł
-Ja pierdole, coś ty zrobił z tym lustrem?! –jego krzyk zdawał się być słyszany w całym domu
-Niic. –zaczął się śmiać i znowu próbował wstać jednak tylko się zataczał
Jego brat podszedł do niego i dał mu w twarz
-Ogarniesz się wreszcie?!!

-Boo… jaa chyba mam dziecko…..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz