Adeline po spotkaniu Jamesa w stajni
całą noc nie mogła spać, przekręcała się z boku na bok cały
czas myśląc o tym wszystkim. Z jednej strony chciała z nim
porozmawiać ale z drugiej tak bardzo bała się go. Jego obecność
paraliżowała ją, sprawiała że serce ze strachu przestawało bić.
I to nie było przyjemne uczucie, z pewnością nie. Mężczyzna
wydawał jej się bardzo podejrzany, bardzo dziwny. Może i był
przystojny, bogaty ale przerażający. Czasem arogancki, bezczelny i
zawsze na jego twarzy widziała kamienną maskę, maskę którą
nigdy nie zdejmował, nie pokazywał ani swojej twarzy ani uczuć.
Dopiero wczoraj, w stajni zauważyła w nim uczucia, jakieś uczucia.
Jednak nie rozumiała czemu, czy zdjął już swoją maskę? Czy może
ukazał jej się po części? Albo nie zapanował nad tym? Tak czy
inaczej nie rozumiała tego, czemu był zdziwiony? Przecież to było
logiczne że ona nie będzie chciała z nim rozmawiać. A może tu
chodziło o Grace? 'Nie, to z pewnością nie chodziło o nią'
pomyślała i wróciła do swoich rozważań. Nie miała zielonego
pojęcia o co mu mogło chodzić i nie chciała się dowiadywać
tego. Nie interesuje ją życie i odczucia i cała reszta tego
mężczyzny. Jest jedno co z pewnością chciała, żeby zniknął z
jej życia tak szybko jak się pojawił, zanim zaczął burzyć jej
spokój i harmonię nad którymi tak długo pracowała. Zanim zaczął
burzyć jej szczęście i poczucie bezpieczeństwa. Całą noc,
kilkanaście godzin wierciła się z boku na bok starając się
przybrać pozycję w której wreszcie uda jej się spokojnie zasnąć.
Bez pozytywnego skutku niestety. Próbowała chyba wszystkiego,
liczyła owce, myślała o śnie, pochodziła chwilę po pokoju,
otworzyła okno i nawet wypiła szklankę tak bardzo znienawidzonego
przez siebie zwykłego mleka. Nic, absolutnie nic nie pomogło. Rano,
gdy tylko na zegarku zobaczyła godzinę 7 wstała cicho i poszła do
kuchni. Wypiła kawę żeby nie zasnąć i być gotowa na kolejny
dzień pracy. Siedziała w kuchni, przy małym stoliku i piła ją
powoli i dopiero gdy spojrzała na kalendarz zdała sobie sprawę że
dzisiaj jest niedziela a nie poniedziałek i nie musi iść do pracy,
może odespać noc. Teoretycznie może gdyż w praktyce jest jeszcze
Grace, ukochana córka którą za nic w świecie nie chce i nie może
zawieść. Otworzyła lodówkę żeby zrobić im śniadanie i wtedy
zauważyła że owa jest prawie pusta
-No tak, zakupy -powiedziała cicho i
otworzyła jedną z szafek w której zawsze był jakiś makaron, ryż,
pomidory w puszce. Jednym słowem mały zapas czegoś w razie takiego
'wypadku' -trzeba iść po zakupy -westchnęła i wzięła się za
robienie prowizorycznego śniadania przed zakupami. Gdy już
skończyła poszła po cichu do ich pokoju obudzić Grace, ku jej
zaskoczeniu blondynka już nie spała i siedziała w przedpokoju
czyszcząc swoje buty po wczorajszej jeździe konnej
-Tu jestem mamo
-Chodź na śniadanie myszko. Nie
musiałaś czyścić ich tak od rana, pomogłabym ci przecież
-Nie mamo, buty jeźdźca czyści
jeździec a nie jego mama. Są moje więc mogę to zrobić sama
-Idź umyj rączki i chodź do stołu
-czyli została do obudzenia Dominica z którą będzie trudniej niż
z Grace gdyż dziewczyna mogłaby całe dnie spać. Adee zawsze
dziwiło jakim cudem, w takim razie ona wstaje rano do pracy a
kładzie się spać tak późno
**
Dominica widząc w jakiej rozsypce jest
Ade rozkazała jej zostać w domu i sama poszła z Grace na zakupy.
Dziewczyna w myślach dziękowała za to jej, nie miała siły żeby
wychodzić gdziekolwiek. Siedziała spokojnie w salonie, znowu z tą
samą książką i była pochłonięta w jej czytaniu zapominając o
zmęczeniu. Wtem usłyszała dzwonek do drzwi i poszła otworzyć z
myślą że Domi z Grace wróciły z zakupów i nie mają jak
otworzyć. Myliła się i zamiast nich za drzwiami stał James na
którego widok od razu chciała zamknąć drzwi jednak on włożył
pomiędzy nie stopę skutecznie uniemożliwiając jej to. Chwilę
potem był już w mieszkaniu a Adeline bała się jak nigdy przedtem.
Mężczyzna zamknął drzwi
-Porozmawiajmy -powiedział
-Nie! Wyjdź stąd!
-Nie wyjdę -zrobił krok w jej
kierunku na co ona zrobiła dwa kroki w tył i w ten sposób po kilku
minutach dotarli do salonu -chcę porozmawiać, tylko. Nie zrobię ci
krzywdy, nie chcę
Natychmiast przypomniał jej się jeden
z mroczniejszych snów jaki miała i to zdanie cały czas miała w
głowie, pod wpływem impulsu chwyciła pierwszą rzecz jaką miała
pod ręką; lampę do samoobrony
-Idź stąd! Już!
Mężczyzna tylko zaśmiał się
rozbawiony na ten widok
-Wyjdź! W tej chwili! Pójdę siedzieć
ale ty skończysz w kostnicy -w jej żyłach krążyła adrenalina,
wola walki i być może przeżycia
-No dobrze -obserwowała jak wychodzi z
pokoju a później z jej domu a ona odetchnęła z ulgą by po chwili
rozpłakać się jak małe dziecko, jak wtedy gdy została
skrzywdzona i nie miała siły się podnieść. Jej ręce ze strachu
zaczęły się trząść a po policzkach, jak z kranu spływały łzy.
Nawet nie usłyszała gdy do domu wróciła Dominica i Grace, nawet
nie zauważyła że jest z nimi Thomas. Dopiero gdy po chwili poczuła
jak ktoś podnosi ją z podłogi a potem siada z nią na kanapie
spojrzała na niego i zorientowała się że to on.
-Co się stało?
Nie była w stanie wykrztusić z siebie
ani słowa
-Adeline, pomogę ci
-James, James tu był -Tho na samą
myśl o tym mężczyźnie zacisnęły się ręce w pięści jednak po
chwili znowu obejmował przyjaciółkę
-Deli, wiem że to może być trudne,
ale ja muszę to wiedzieć -zrobił krótką przerwę między swoimi
wypowiedziami -Czy on cię skrzywdził?
Dziewczyna spojrzała na niego oczami
pełnymi łez i pokiwała przecząco głową by zaraz potem się
roześmiać
-Nie, to ja bym mu zrobiła krzywdę.
Lampą, nie chciał wyjść a ja go tu nie zapraszałam
-Dobrze, już spokojnie -przytulił ją
do siebie jak małe dziecko, laleczkę ze szkła i kiwnął głową
do przestraszonej Dominicy że nie stało się to co oboje myśleli...